Trawa szeleściła pod ciężarem białej kotki. Ptaki raptem zrywały się ze swoich miejsc, a gryzonie umykały do nor. Wszystko to było dla Hiacynta znajome. Znała każdy zakamarek i pamiętała każdy pień drzewa. To był jej dom. I nadal jest.
Przykucnęła na ziemi. Tuż przed nią rozciągała się polana. Jej bracia krzątali się wśród legowisk. Podnieśli głowy, gdy Luna wraz z Blaskiem wrócili, niosąc świeżą zwierzynę. Położyli ją w jednym miejscu, po czym Luna zaczęła coś mówić. Zawsze to robiła. Uważała, że czas posiłku jest ważny, dlatego należy go godnie uczcić. Hiacynt sądziła, że to głupota, jednak teraz, kiedy poznała, co to głód, zmieniła zdanie na ten temat. Jej matka jest niezwykle mądra i wie, co mówi.
Hiacynt musiała się przełamać. Ku swojemu zdziwieniu, nie czuła stresu ani lęku. Była w duchu szczęśliwa, wracając do rodziny.
W końcu podniosła się na łapy i przekroczyła granicę z krzewów. Te zaszeleściły cicho, ale nikt nie zwrócił na nie specjalnej uwagi. Byli zbyt pochłonięci jedzeniem.
Spokojnie, pomyślała Hiacynt, podchodząc powolnym krokiem. Poczekam.
Wtem Popiół skończył swoją nornicę. Zakopał resztki i rozejrzał się dookoła. Gdy jego wzrok spoczął na Hiacyncie, otworzył pysk, niedowierzając. Potem rzucił się biegiem w stronę siostry.
— Hiacynt! — krzyknął.
Księżyc spojrzał w kierunku Hiacynta, a Blask poszedł w jego ślady. Jedynie Luna spokojnie podniosła wzrok znad zdobyczy, jakby wiedziała, że jej córka pojawi się tego dnia.
Popiół skoczył na białą kotkę, nieomal ją przewracając. Polizał ją przyjaźnie za uchem i wtulił się w jej aksamitne futro.
— Co ty tu robisz, tak w ogóle? — spytał, gdy trochę ochłonął. — Myślałem, że, wiesz, idziesz z tym twoim koleżką.
Hiacynt uśmiechnęła się tajemniczo.
— Czasem ścieżki rozwidlają się pod sam koniec.
Popiół niewiele rozumiał z jej wypowiedzi, lecz widać było po nim, że bardzo się cieszył z powrotu siostry.
— Dobrze cię widzieć — wymamrotał Księżyc, podchodząc bliżej. — Trochę mi cię brakowało, muszę przyznać.
— Hej, nasz braciszek się uśmiecha! — zawołał prześmiewczo Popiół, ciągnąc za ucho czarno-białego kocura.
— Tak, tak, a mógłbyś przestać? — poprosił cichym głosem.
— Co? Mów głośniej, nie słyszę! — warknął przyjaznym tonem Popiół.
Hiacynt przewróciła oczami. Nadal nie mogła pojąć, jakim cudem Księżyc wytrzymuje z Popiołem! Mi też ich brakowało. W końcu jesteśmy rodziną.
Blask także podszedł i zamienił z córką kilka słów. Oboje przytulili się i wymienili czułymi liźnięciami. Musieli jednak skończyć, ponieważ Luna nakazała partnerowi iść na patrol. Blask pożegnał się z wszystkimi i zniknął w lesie.
— Cieszę się, że wróciłaś — miauknęła miękkim głosem czarna kocica i, śladem innych, polizała ją za uszami. — Dzielnie walczyłaś w bitwie — dodała ciszej, by nikt inny jej nie usłyszał. — Jestem z ciebie dumna.
Hiacynt cofnęła głowę w geście zaskoczenia.
— Co? Skąd wiesz...
Luna jedynie mrugnęła oczami w odpowiedzi. Usiadła obok córki i spojrzała w niebo. Zaczynało się ciemnić, wschodził księżyc. Był okrągły i jasny. Pełnia, westchnęła Hiacynt i uświadomiła sobie, jak dawno nie spoglądała w niebo.
— Naprawdę dobrze jest być w domu — szepnęła Hiacynt.
— Gdziekolwiek jest... — dodała Luna, głaszcząc białe futro córki.
Podróżowałam daleko, ale ostatecznie wróciłam do domu, nawet jeśli upierałam się, że tu nie pasuję. Dopiero ta podróż nauczyła mnie, że prawdziwie docenia się to, co się ma, gdy tego zabraknie.
Spojrzała jeszcze raz na lśniący księżyc w pełni.
Dziękuję, księżycu. Za wszystko. Za całe moje życie...
***
554 słowa
Oto ostatni rozdział tej powieści. Z chęcią przeczytam wasze opinie i przemyślenia na jej temat. Dziękuję wszystkim, którzy dotrwali do końca. Kocham was <3
Niech Klan Gwiazdy i Księżyc oświetlają wasze ścieżki...
Cat <3
CZYTASZ
🌷Dziedzictwo Luny. Podróż Hiacynta🌷
Fantasy🌷,,Coś.. coś podpowiada mi, bym wyruszyła. Wyruszam w podróż."🌷 Hiacynt, najmłodsza córka Luny, już w młodym wieku wykazuje zdolności przywódcze, co często doprowadza jej braci do szału. Ich rodzice lekceważąco pozwalają im na te igraszki i zabawy...