🌷Rozdział 22🌷

5 2 1
                                    

Hiacynt rzuciła się na zdezorientowanego Jastrzębia stojącego na skale. Nie spodziewał się ataku z powietrza. Kotka przejechała pazurami po jego boku, w tym samym czasie łapiąc zębami za jego ucho. Kocur syknął i uderzył łapą na oślep. Hiacynt ledwie poczuła cios.

Jastrząb warknął, gdy tylko rozpoznał swoją przeciwniczkę.

— Mówiłem, żebyście się stąd wynieśli. Jesteście zbyt słabi.

— Mylisz się — syknęła Hiacynt podchodząc coraz bliżej. — Tym razem wygramy i pomścimy śmierć Olchy.

— Możecie spróbować — warknął ponownie Jastrząb i przyszykował się do skoku.

Hiacynt uniknęła ciosu kocura i złapała za jego skórę na karku. Mocno za nią pociągnęła. Po chwili zdała sobie sprawę, że nie czuje pod łapami stałego gruntu. Oba koty wydały z siebie wściekły wrzask i runęły na ziemię.

Przez moment śnieżnobiała kotka nie mogła odróżnić swoich pobratymców od wrogów. Miała wrażenie, jakby dziki szał przejął nad nią kontrolę. Cięła pazurami i gryzła wściekle, nie wiedząc nawet, kogo atakuje. Dopiero po paru minutach odzyskała panowanie nad sobą.

Polana była w tragicznym stanie, jakby prosto z horroru. Skały, pnie drzew, trawa — wszystko skąpane w szkarłatnej cieczy. Jej metaliczny posmak drażnił śnieżnobiałą kotkę. Jej futro straciło dawny blask. Wyglądało jak rude.

Ogień nadziei zapłonął żywiej, gdy zobaczyła wrogą armię, która została zepchana przez kolonię w gęsty las. Głuszec i Wydra trzymali się z tyłu, nie chcąc wdawać się w potyczki ze starymi przyjaciółmi, jednak nie omieszkali pokazać, kto tu rządzi.

— No dalej! Walczcie! — wrzeszczał Jastrząb do swoich kotów. Sam jednak miał ranną przednią łapę i kuśtykał.

— To koniec. Zaakceptujcie porażkę — syknęła Hiacynt, wznosząc ogon do góry w geście triumfu.

— Zdrajcy — wycedził jakiś kot, spoglądając na Głuszca i Wydrę, którzy stali po stronie wrogów. — Wiedziałem, że nie wolno było wam ufać!

— Idźcie stąd, póki jeszcze możecie — zawołał Grzmot. Reszta kotów pochwyciła jego okrzyk i wszyscy zacieśnili krąg.

Jastrząb warknął i obnażył zęby. Był zdesperowany, ale przy tak dużej przewadze liczebnej nie miał najmniejszych szans.

— Dobrze, odejdziemy — rzekł w końcu. Jego koty pierzchły czym prędzej w las z podkulonymi ogonami. — Ale kiedyś wrócimy. Bądźcie czujni — syknął cicho zanim pobiegł w ślad za swoimi pobratymcami.

Przez długi czas panowała głucha cisza. Koty z kolonii potrzebowały kilku chwil na uświadomienie sobie, co się właściwie stało.

Gdy wszyscy ochłonęli, odezwała się Fala:

— Więc...wygraliśmy?

— Wygraliśmy — westchnęła Mgła z dumą w oczach. — Wygraliśmy!

Wszyscy zaczęli krzyczeć z radości i triumfu. Wygrali bitwę, która ostatnim razem zakończyła się klęską. Mieli powód do dumy.

— Wygraliśmy — szepnęła sama do siebie Hiacynt. Jej wzrok mimochodem powędrował w stronę Orzecha. Cieszył się zwycięstwem razem z Forsycją. Uśmiech malował się na ich pyskach.

— Wygraliśmy — powtórzyła Hiacynt. Jej uśmiech zrzedł. — Wygraliśmy...a więc co teraz ze mną będzie?

***

459 słów

Nie będę tu za wiele pisać, a w kolejnych powstawiam tylko liczbę słów. Dzisiaj zakończę tę powieść, a jutro napiszę ostatni rozdział, wieńczący koniec tej książki :)

Papa!

Cat <3

🌷Dziedzictwo Luny. Podróż Hiacynta🌷Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz