Hiacynt rzuciła się na zdezorientowanego Jastrzębia stojącego na skale. Nie spodziewał się ataku z powietrza. Kotka przejechała pazurami po jego boku, w tym samym czasie łapiąc zębami za jego ucho. Kocur syknął i uderzył łapą na oślep. Hiacynt ledwie poczuła cios.
Jastrząb warknął, gdy tylko rozpoznał swoją przeciwniczkę.
— Mówiłem, żebyście się stąd wynieśli. Jesteście zbyt słabi.
— Mylisz się — syknęła Hiacynt podchodząc coraz bliżej. — Tym razem wygramy i pomścimy śmierć Olchy.
— Możecie spróbować — warknął ponownie Jastrząb i przyszykował się do skoku.
Hiacynt uniknęła ciosu kocura i złapała za jego skórę na karku. Mocno za nią pociągnęła. Po chwili zdała sobie sprawę, że nie czuje pod łapami stałego gruntu. Oba koty wydały z siebie wściekły wrzask i runęły na ziemię.
Przez moment śnieżnobiała kotka nie mogła odróżnić swoich pobratymców od wrogów. Miała wrażenie, jakby dziki szał przejął nad nią kontrolę. Cięła pazurami i gryzła wściekle, nie wiedząc nawet, kogo atakuje. Dopiero po paru minutach odzyskała panowanie nad sobą.
Polana była w tragicznym stanie, jakby prosto z horroru. Skały, pnie drzew, trawa — wszystko skąpane w szkarłatnej cieczy. Jej metaliczny posmak drażnił śnieżnobiałą kotkę. Jej futro straciło dawny blask. Wyglądało jak rude.
Ogień nadziei zapłonął żywiej, gdy zobaczyła wrogą armię, która została zepchana przez kolonię w gęsty las. Głuszec i Wydra trzymali się z tyłu, nie chcąc wdawać się w potyczki ze starymi przyjaciółmi, jednak nie omieszkali pokazać, kto tu rządzi.
— No dalej! Walczcie! — wrzeszczał Jastrząb do swoich kotów. Sam jednak miał ranną przednią łapę i kuśtykał.
— To koniec. Zaakceptujcie porażkę — syknęła Hiacynt, wznosząc ogon do góry w geście triumfu.
— Zdrajcy — wycedził jakiś kot, spoglądając na Głuszca i Wydrę, którzy stali po stronie wrogów. — Wiedziałem, że nie wolno było wam ufać!
— Idźcie stąd, póki jeszcze możecie — zawołał Grzmot. Reszta kotów pochwyciła jego okrzyk i wszyscy zacieśnili krąg.
Jastrząb warknął i obnażył zęby. Był zdesperowany, ale przy tak dużej przewadze liczebnej nie miał najmniejszych szans.
— Dobrze, odejdziemy — rzekł w końcu. Jego koty pierzchły czym prędzej w las z podkulonymi ogonami. — Ale kiedyś wrócimy. Bądźcie czujni — syknął cicho zanim pobiegł w ślad za swoimi pobratymcami.
Przez długi czas panowała głucha cisza. Koty z kolonii potrzebowały kilku chwil na uświadomienie sobie, co się właściwie stało.
Gdy wszyscy ochłonęli, odezwała się Fala:
— Więc...wygraliśmy?
— Wygraliśmy — westchnęła Mgła z dumą w oczach. — Wygraliśmy!
Wszyscy zaczęli krzyczeć z radości i triumfu. Wygrali bitwę, która ostatnim razem zakończyła się klęską. Mieli powód do dumy.
— Wygraliśmy — szepnęła sama do siebie Hiacynt. Jej wzrok mimochodem powędrował w stronę Orzecha. Cieszył się zwycięstwem razem z Forsycją. Uśmiech malował się na ich pyskach.
— Wygraliśmy — powtórzyła Hiacynt. Jej uśmiech zrzedł. — Wygraliśmy...a więc co teraz ze mną będzie?
***
459 słów
Nie będę tu za wiele pisać, a w kolejnych powstawiam tylko liczbę słów. Dzisiaj zakończę tę powieść, a jutro napiszę ostatni rozdział, wieńczący koniec tej książki :)
Papa!
Cat <3
CZYTASZ
🌷Dziedzictwo Luny. Podróż Hiacynta🌷
Fantasy🌷,,Coś.. coś podpowiada mi, bym wyruszyła. Wyruszam w podróż."🌷 Hiacynt, najmłodsza córka Luny, już w młodym wieku wykazuje zdolności przywódcze, co często doprowadza jej braci do szału. Ich rodzice lekceważąco pozwalają im na te igraszki i zabawy...