Splamiona krwią polana wróciła do porządku w niezwykle krótkim czasie. Wraz z nadejściem ciepła nadeszła i zmiana.
Koty z kolonii pracowały ciężko, aby przywrócić ich dom do świetności. Hiacynt również pomagała pobratymców w zbieraniu materiałów na przygotowanie legowisk. Wykopała też norę u podnóża wysokiej skały. Tam spałby lider kolonii. Gdyby nadal żył, pomyślała ze smutkiem Hiacynt, wspominając tragiczną śmierć Olchy.
Nagle w zasięgu wzroku pojawił się Orzech. Kotka miała wrażenie, że pierwszy raz widzi go samego, bez Forsycji.
— Cześć, Hiacynt — miauknął przyjaźnie. Zerknął na wykopaną przez kotkę norę. — O, już skończyłaś. Cieszę się, że robota idzie nam tak sprawnie.
Hiacynt przytaknęła. Czuła, że Orzech chce jej przekazać coś ważnego, ale trochę się waha.
— Wiesz — rzekł, siadając na ziemi. — To...miejsce dla lidera.
— Tak, wiem — westchnęła ciężko Hiacynt. — Nadal pamiętam...po prostu skupmy się na odbudowie polany.
— Nie, nie chodzi mi o Olchę. Nie tym razem — powiedział poważniejszym tonem. — Musimy znaleźć nowego lidera. Przedyskutowałem to i chcę, żeby ceremonia odbyła się następnego dnia.
— Następnego dnia?! — zawołała zaskoczona Hiacynt.
— Tak — odparł, jakby nigdy nic, brązowy kocur. — Legowiska są prawie gotowe, no a my nie przetrwamy długo bez kota, który opiekowałby się całą kolonią. Ale chyba się nie boisz, prawda?
Hiacynt nie wiedziała co ma powiedzieć. Bała się. I to bardzo. Ale nie przerażała ją wizja kierowania całą grupą kotów. Była na to przygotowana. Sęk tkwił w czymś innym...
Coś...nie czuję, że powinnam. Coś mi podpowiada, że to nie najlepszy pomysł.
— Na pewno dasz radę. Wierzę w ciebie — położył ogon na jej barku. Hiacynt nie mogła powstrzymać się od cichego mruczenia. Nie robił tego od dawna. — I wyśpij się porządnie, dobrze?
— Okej — zdołała wydusić ze ściśniętym gardłem.
— Muszę już iść — oznajmił Orzech i zaczął powoli odchodzić. — A ty idź już spać. Robi się późno.
W rzeczy samej, powoli zapadał już zmierzch. Gwiazdy zaczęły pojawiać się na nocnym niebie, a księżyc wschodził, emanując jasnym blaskiem.
Hiacynt śledziła z utęsknieniem jego sylwetkę, aż ta zniknęła z jej pola widzenia. Westchnęła głęboko i w milczeniu skierowała się do legowisk kotów. Nie zamierzała spać w legowisku lidera. Nie dziś.
Westchnęła ponownie i zamknęła oczy.
Mam nadzieję, że nigdy nie będę musiała tam spać.
***
Hiacynt otworzyła sennie oczy. Poprzedniej nocy ułożyła się wygodnie w legowisku, wciskając się pomiędzy inne koty, ale teraz nie czuła ciepła ich ciał. Miała wrażenie jakby od miesięcy spała na chłodnej ziemi.
Trochę zdezorientowana rozejrzała się dookoła. Oczywiście. Było jej zimno, ponieważ spała sama w legowisku lidera.
Ale to niemożliwe..., przekonywała siebie Hiacynt, z trudem mogąc uwierzyć w to, co się dzieje. Przysięgam, że zasypiałam gdzie indziej!
Z narastającą paniką wyszła z legowiska. Natychmiast uderzył ją podmuch lodowatego wiatru. Coś zachrzęściło pod jej stopami, a kotka uświadomiła sobie, że stąpa po twardym śniegu. Przecież...jest wiosna...
Otoczenie również wyglądało podejrzanie. Polana, zwykle skąpana w jasnym świetle słońce, teraz była pogrążona w mroku, a ciemność zawisła nad drzewami niczym ciężka mgła.
Nagle u boku Hiacynta pojawiła się Fala. Szylkretowa kotka wymamrotała cichutkim głosem:
— Hiacyncie, co ty tu robisz? Kolonia na ciebie czeka.
Kolonia? Czemu czekają na mnie? Już po bitwie...
Lecz nie zamierzała protestować.
— Już, już idę...
— Kolonia czeka pod skałą. Wejdź na jej szczyt.
Hiacynt zadarła głowę do góry. Wysoka skała wyglądała tego dnia złowrogo. Kotka nie miała ochoty się na nią wdrapywać, ale wolała się dowiedzieć, o co wszystkim chodzi.
Gdy tylko dotarła na szczyt i przeczesała wzrokiem zgromadzone koty, te zaczęły zawzięcie wrzeszczeć i wykrzykiwać obelgi:
— Wygonić ją z lasu!
— Ona przynosi nam pecha!
— Zabiła już zbyt wiele kotów, pozwólmy jej odejść.
Co? Co ja złego zrobiłam..., myślała kotka, strach przeszył całej jej ciało niczym prąd.
— Uciekaj i nigdy nie wracaj!
Tuż za nią pojawiła się Mgła.
— Musisz stąd uciekać. Szybko.
Jasnobrązowa kotka złapała Hiacynta za ogon i pociągnęła za sobą. Hiacynt słyszała za nimi odgłosy dziesiątek łap uderzających o ziemię. Co chwilę obracała głowę, by zobaczyć, czy koty już ją doganiają. Nie mogła ujrzeć żadnych sylwetek, ale wyraźnie słyszała ostre trzaski oraz walące się gałęzie i liście.
Chciała zapytać Mgłę, gdzie ją prowadzi, kiedy zdała sobie sprawę, że kotka zniknęła. Hiacynt uciekała sama w głąb mrocznego lasu. Raptem ucichły także odgłosy pogoni. Serce kotki biło szybko jak nigdy.
Co tu się właściwie dzieje...
To, co wydarzyło się później zaparło jej dech w piersiach.
Z zarośli wychynęła czarna głowa. Postać spojrzała na Hiacynta mądrymi szmaragdowymi oczami i wyszła jej naprzeciw. Śnieżnobiała kotka myślała, że zaraz eksploduje z radości. Tak dawno nie widziała tego pyska!
— Luno!
Pospieszyła na spotkanie matce. Wtuliła się w jej futro i zaszlokała gorzko. Miała nadzieję, że to tylko jakiś okropny, okropny sen.
— Cieszę się, że cię widzę, Hiacyncie — miauknęła słodkim jak miód głosem i odwzjajemniła gest córki. — Musisz wracać. Twoje miejsce leży gdzieś indziej.
Hiacynt raptem spojrzała wprost w oczy Luny.
— Ale...ale podróżowałam tak daleko, no i...myślałam, że...
— Po prostu wróć. Twoja obecność oraz przywództwo tylko zaszkodzi kolonii Orzecha.
— Czy...Czyli mówisz, że będę złą liderką? — zapytała Hiacynt. Nie rozumiała, co chciała przekazać jej czarna kocica.
Luna westchnęła ciężko i zaczęła powolnym krokiem kierować się z powrotem w stronę zarośli, z których przyszła.
— Niektóre wydarzeń nikt się nie spodziewa. Sposób, w jaki świat kreuje nasze przeznaczenia jest...zaskakujący. I wielce fascynujący.
Hiacynt dalej nie miała o niczym pojęcia.
— Czyli...co?
Luna uśmiechnęła się lekko i zniknęła wskoczyła w zarośla.
— W końcu zrozumiesz.
Biała kotka rzuciła się za matką, jednak w tym momencie poczuła, że traci grunt pod łapami, a jej świat zlał się do jednolitej czerni.
***
935 słów
CZYTASZ
🌷Dziedzictwo Luny. Podróż Hiacynta🌷
Fantasy🌷,,Coś.. coś podpowiada mi, bym wyruszyła. Wyruszam w podróż."🌷 Hiacynt, najmłodsza córka Luny, już w młodym wieku wykazuje zdolności przywódcze, co często doprowadza jej braci do szału. Ich rodzice lekceważąco pozwalają im na te igraszki i zabawy...