— No dalej, Jesionie, dasz radę! — miauknęła Hiacynt, motywując młodego, ciemnoszarego kocura do skoku na wyższą gałąź. Ten napiął mięśnie tylnych łap, choć z trudem, i odbił się od pnia. Wylądował miękko tuż obok Hiacynta. Kotka pochwaliła go i polizała czule między uszami.
Minęły dwa tygodnie. Przez ten czas Hiacynt i Mgła koncentrowały się na szkoleniu kotów z kolonii. Tych młodych, niedoświadczonych, jak i tych starszych. Chciały mieć pewność, że wszyscy będą zwinnie poruszać się po drzewach niczym wiewiórki.
Hiacynt zdała sobie sprawę, że jej więź z kotami z kolonii się wzmocniła. Znalazła wielu nowych przyjaciół. Bardzo lubiła spędzać czas z młodym Jesionem. Był niezwykle żywiołowym i zabawnym kociakiem, który uwielbiał stawiać czoła nowym wyzwaniom. Kotka ceniła jego wigor i wiedziała, że właśnie takie koty jak on, okażą się prawdziwymi bohaterami w decydującym starciu.
Niestety, uwadze Hiacynta nie umknął pewien szczegół. Poznała niedawno pewną kotkę — złotobrązową Forsycję. Była miła, pomocna i często brała udział w szkoleniu wspinaczki. Jednak śnieżnobiała kotka zauważyła, że jest blisko z Orzechem. Zbyt blisko. Oczywiście, Hiacynt nie widziała siebie oraz Orzecha jako parę, ale sam widok złotobrązowej kotki, która przemawia do jasnobrązowego kocura swoim słodkim głosem i wyczesuje mu futro, sprawiał, że nerwy krążyły jej po całym ciele. Nie mogła znieść czegoś takiego, więc szybko zmykała gdzieś indziej.
Teraz miała szansę dowiedzieć się więcej.
Jesion skierował się na polanę po skończonym treningu, aby odpocząć i coś zjeść. Hiacynt siedziała jeszcze przez chwilę na gałęzi, lecz ta raptem się zatrzęsła. Kotka niemal podskoczyła z zaskoczenia, gdy obok pojawiła się Mgła. Nie wyglądała na złą, mimo że przebywała w towarzystwie Hiacynta. Najwidoczniej już się pogodziła z prawdą.
— Hejka — miauknęła przyjaźnie. — Jak idzie trening?
— Dobrze, jak mniemam — odparła z lekkim wahaniem Hiacynt. — Chyba wszyscy są już gotowi.
— Też tak sądzę — Mgła spojrzała w dal. — Widziałaś może Orzecha? — spytała nagle. — Od kilku dni ciągle gdzieś łazi, a potem wraca z tą lisicą u boku.
Lisicą? Wygląda na to, że Mgła też za nią nie przepada, pomyślała śnieżnobiała kotka.
— Widziałam, jak polowali w lesie. Wiesz, pewnie chcieli spędzić trochę czasu ze sobą...
— Kolejna para zakochanych to ostatnie, czego teraz nam potrzeba! — syknęła z irytacją, wbijając mocno pazury w korę drzewa.
Jednak po chwili odetchnęła głęboko i miauknęła miękko:
— Przepraszam. Po prostu...myślałam, że już znalazł sobie partnerkę. I to taką, która nie jest kolejną rozpieszczoną pięknością.
Dotknęła łapą jej boku.
— Mówię o tobie, Hiacyncie — szepnęła, jej głos był pełen podziwu. — Wiem, na początku nie wydawałaś się idealna. I nie jesteś. Ale wiem, że się starasz i pragniesz dla naszej kolonii jak najlepiej. Myślałam, że jesteś dla Orzecha tą wybraną, ale...chyba się myliłam.
Hiacynt westchnęła głęboko. Nigdy nie wyobrażała sobie, że będzie rozmawiać z Mgłą na tak prywatne tematy. Okazało się, że brązowa kotka ma z nią wiele wspólnego, choć mogłoby się wydawać, że wszystko je dzieli.
— Ja też tak myślałam — wyznała z lekkim uśmiechem na pysku. — Chociaż mówiłam, że jesteśmy tylko przyjaciółmi, w duchu chciałam byśmy byli... czymś więcej niż przyjaciółmi. Ale...jak zostanę liderką, to i tak nie będę miała czasu na niego. Może dobrze, że znalazł sobie kogoś...innego.
Mgła wbiła wzrok w swoje łapy. Przez długi czas siedziały w ciszy, która przerywana była jedynie świstem wiatru i słodkim śpiewem ptaków. W końcu Mgła powiedziała, że musi już iść, a Hiacynt również odeszła w swoją stronę, rozmyślając nad ich wspólną rozmową.
To nic, prawda? Przecież nadal możemy być... przyjaciółmi.
***
Hiacynt przecisnęła się przez tunel prowadzący do podziemnej groty. Mgła już tu była. Poczekała aż Hiacynt ją dogoni i rzekła:
— Wydaje mi się, że jesteśmy gotowi na bitwę. Powiedz kolonii, że jutro wyruszamy.
Jasnobrązowa kotka powędrowała wzrokiem w kąt jaskini, gdzie spoglądała Hiacynt. Westchnęła i szturchnęła przyjaciółkę w bok.
— Nie trać czasu na mojego brata. On nawet nie patrzy na ciebie. Spójrz — dodała z burknięciem, wskazując ogonem na wdzięczną, złocistą kotkę, która spieszyła ku Orzechowi.
Myślałam, że spogląda na mnie...Może Mgła ma rację. A może...to była tylko przykrywka? Chciał się ze mną zaprzyjaźnić, tylko po to, żebym wybawiła jego kolonię z kłopotów? Miałam wrażenie, że jest inny...
— Hej, Hiacynt! — ostry głos Mgły przywrócił ją na ziemię. — Już czas. Szybko — ponagliła ją i usiadła nieopodal.
Hiacynt w kilku susach znalazła się na środku jaskini i zawołała donośnie:
— Posłuchajcie mnie!
Wszystkie koty odwróciły łby i skupiły uwagę na śnieżnobiałej kotce.
Nie czekając ani chwili dłużej, kontynuowała:
— Dziękuję wam za wytrwałość i determinację, jaką okazaliście mnie i Mgle podczas szkolenia. Zdecydowałyśmy, że na bitwę wyruszamy jutro. Chcę, aby każdy wypoczął i był gotowy o świcie. Pójdę jeszcze do lasu i zobaczę, co uda mi się upolować. Zapraszam wszystkich chętnych.
Odpowiedział jej chór zgodnych okrzyków, a kotka usunęła się na bok. Była z siebie dumna. Nigdy nie wygłosiła tak wspaniałego przemówienia! Dobrze zacząć dzień od małego sukcesu, pomyślała, przez ciało przeszedł jej dreszcz satysfakcji.
Wczesnym wieczorem udała się z Mgłą, Falą, Orzechem i Forsycją na polowanie w głębi lasu, daleko od terytorium wrogów. Przez cały czas próbowała rozpocząć jakąś rozmowę z dawnym przyjacielem, lecz ten wolał człapać u boku złocistej kotki.
— Mówiłam — burknęła Mgła, gdy zostawiły dwójkę kochanków w tyle. — Jesteś dla niego przyjaciółką, a on ma teraz partnerkę. Może byliście przyjaciółmi podczas podróży, ale on cię po prostu wykorzystał, jeśli masz pytać mnie.
Hiacynt westchnęła głęboko. W duchu liczyła, że ich przyjaźń będzie trwać dalej. Lecz teraz, kotka czuła, że jest wyrzutkiem w kolonii. Orzech tak naprawdę miał już kogoś. Hiacynt stanowiła jedynie klucz do odzyskania dawnych terenów. Nic więcej.
Udało im się upolować dość sporo. Hiacynt złapała małego szpaka, a Mgle udało się schwytać niedużego kreta. Orzech wraz z Forsycją nieśli razem cztery myszy, trzymając je w pyskach za ogonki. Zdobycze dyndały im ze szczęk, a oni śmiali się w najlepsze. Hiacynt nie mogła powstrzymać się od pełnych irytacji, cichych warknięć pod nosem.
Wieczór minął kotom z kolonii wyjątkowo spokojnie. Każdy najadł się do syta, niektórzy już słodko spali, reszta zaś wymieniała się plotkami z dzisiejszego dnia. Hiacynt była padnięta. Ułożyła się we wspólnym legowisku i niemal natychmiast zasnęła. Obudziły ją dopiero wściekłe, kocie wrzaski.
***
1024 słowa
To chyba jeden z dłuższych rozdziałów, jeśli chodzi o ostatnie publikacje. Może dzisiaj wieczorem zasiądę i opublikuję pozostałe rozdziały, ale raczej będę je wstawiać dzień po dniu, aż do końca. A jak tam u was? Jesteście zdrowi? Dobrze się czujecie?
Miłego dnia,
Cat <3
CZYTASZ
🌷Dziedzictwo Luny. Podróż Hiacynta🌷
Fantasy🌷,,Coś.. coś podpowiada mi, bym wyruszyła. Wyruszam w podróż."🌷 Hiacynt, najmłodsza córka Luny, już w młodym wieku wykazuje zdolności przywódcze, co często doprowadza jej braci do szału. Ich rodzice lekceważąco pozwalają im na te igraszki i zabawy...