🌷Rozdział 10🌷

11 4 0
                                    

— Rozumiem...

Luna przymknęła oczy, głęboko rozmyślając nad słowami Hiacynta. Śnieżnobiała kotka opowiedziała jej o całej sytuacji. Nie była do końca pewna reakcji swojej matki. Nie wiedziała, czy się w ogóle zgodzi. Czy nie rozkaże jej pozostać w lesie...

Ale Luna natychmiast przybrała poważny wyraz pyska i słuchała córki z uwagą. Serce Hiacynta biło rytmicznie, w oczekiwaniu na ostateczną odpowiedź czarnej kocicy.

W końcu Luna westchnęła głęboko. Przysunęła się bliżej do Hiacynta i owinęła wokół niej swój puszysty ogon.

— Słuchaj, Hiacynt — miauknęła miękkim głosem. — To trudna decyzja. Zastanów się nad nią dokładnie.

Biała kotka nie rozumiała.

— Czyli...co to znaczy?

Luna oderwała od niej wzrok. Zwróciła głowę ku górze, spoglądając na lśniącą tarczę półksiężyca.

— To twoje życie i ty o nim decydujesz. Nie mam żadnego prawa tobą kierować. Ani ja, ani ktokolwiek inny. Wybierz zgodnie z głosem swojego serca.

Hiacynt wbiła wzrok w swoje łapy. Miała nadzieję, że Luna da jej jednoznaczną odpowiedź. Zrób tak, a tak nie czyń. Ale jej wypowiedź nie miała kompletnego sensu! Wybierz zgodnie z głosem serca...Jak mam wybrać, skoro ono ciągle milczy?!

Już otworzyła pysk, by syknąć coś ze złością, jednak prędko go zamknęła. Luna spoglądała na nią przepełnionymi mądrością, szmaragdowymi oczami. Mrugnęła porozumiewawczo i miauknęła łagodnie:

— Wsłuchaj się.

Wsłuchaj się...powtórzyła z wahaniem Hiacynt.

Wtedy zrozumiała. Przed oczami mignęły jej obrazy, przedstawiające ją oraz Orzecha. Ich wspólne polowania, spacery, zabawy... Ich śmiechy i radości.

Hiacynt spojrzała na Lunę. Już wiedziała, co zrobić.

— Już...Już wiem — wymamrotała z lekkim uczuciem niepewności.

Czarna kotka uśmiechnęła się.

— Chcesz im powiedzieć? — spytała.

Radość Hiacynta znikła.

— My...musimy? — powtórzyła. Jakimś cudem powstrzymywała się od wybuchnięcia płaczem. Czuła się bezradna, a jednocześnie wiedziała, że postąpiła dobrze. Dlaczego więc czuję się tak okropnie?

Luna pokiwała głową.

— Tak. Muszą wiedzieć.

Hiacynt zwiesiła głowę.

— W takim razie...możesz ty?

Czarna kotka ochoczo się zgodziła. Zeskoczyła zwinnie z drzewa, lądując na ziemi i wydając chrzęst. Obróciła się, czekając na Hiacynta.

— Chodź. Już czas.

***

Serce Hiacynta pędziło szybciej niż szybujący sokół. Wszyscy zebrali się na polanie, przebierając łapami grubą warstwę śniegu. Słońce, ku zaskoczeniu białej kotki, nadal znajdowało się w zenicie.

— Muszę coś ogłosić — rzekła Luna, stojąc z dumnie wyprostowaną sylwetką na środku polany.

Bracia Hiacynta od razu spojrzeli na swoją siostrę. Wiedzą, że chodzi o mnie, domyśliła się Hiacynt, przełykając nerwowo ślinę.

— Hiacynt zamierza nas opuścić. Na jakiś czas.

Słowa Luny zawisły w powietrzu. Na pyskach kocurów malowało się zdziwienie połączone z niechęcią. Hiacynt zaczynała żałować, że podjęła taką decyzję.

— Ale jak to? Hiacynt? — chciał wiedzieć Popiół, lecz na widok skruszonej śnieżnobiałej kotki zamilkł i z determinacją oczekiwał dalszych słów Luny.

— Nie będę podawać powodów. Hiacynt raczej woli zachować je dla siebie — miauknęła czarna kocica.

Hiacynt westchnęła. Zdała sobie sprawę, że bracia bardziej jej uwierzą, gdy słowa wypłyną z jej ust.

— Ja... — zaczęła z nutką niepewności. — Coś podpowiada mi, bym wyruszyła. Wyruszam w podróż.

Hiacynt poczuła przypływ pewności siebie. Widziała, że również wyraz pyska Popioła nieco się zmienił.

— Hiacynt — potruchtał do niej i liznął ją przyjaźnie za uchem. — Ale wrócisz, prawda?

Kotka bardzo chciała móc udzielić jednoznacznej odpowiedzi, ale prawda była taka, że sama nawet tego nie wiedziała. Nie wiedziała czy wróci, czy nie.

Zmrużyła oczy. Pożegnania zawsze były dla niej trudne.

Wstała na cztery łapy i powolnym krokiem ruszyła w stronę lasu.

— Przepraszam, ja...muszę już iść — powiedziała, rzucając ostatnie spojrzenie na rodzinę. Jej rodzinę. Czy naprawdę jest gotowa opuścić koty, z którymi dorastała? Zwątpienie pałętało się po głowie Hiacynta.

— Pa, siorka! — rozległo się wołanie Popioła.

— Uważaj na siebie!

— Szerokiej drogi!

Wszyscy życzyli jej powodzenia podczas podróży. Hiacynt ledwo powstrzymywała łzy zbierające się w kącikach jej oczu.

Miauknęła ciche pożegnanie i puściła się pędem nad staw, tym razem pozwalając jej łzom płynąć niczym górskie strumienie.

*** 

639 słów

Heh, znowu opóźniła się publikacja, ale nic nie szkodzi.

Ostatnio mam dużo nauki w szkole, wiecie, sprawdziany w kalendarzu od góry do dołu. Na razie jakoś idzie :)

A co tam u was? Mam nadzieję, że spodoba wam się ten rozdział, choć jest bardzo krótki.

Papa! 

Cat <3

🌷Dziedzictwo Luny. Podróż Hiacynta🌷Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz