🌷Rozdział 2🌷

27 6 7
                                    


Hiacynt przechadzała się nad wodą wczesnym rankiem. Niedaleko zamieszkałej przez nich polany na skraju lasu znajdował się malowniczy staw. Dało się ujrzeć wzburzone fale, gdy blisko powierzchni zanurkowała spora ryba. Krystalicznie czysta woda odbijała zniekształcone rysy drzew i nieba.

Tu jest tak spokojnie, westchnęła. Po ostatniej nocy potrzebowała chwili ciszy.

Tego dnia znowu dopadły ją mroczne sny. Dzisiaj ponownie śniła jej się walka z lisami i okaleczenie Popioła. Tym razem jednak miała świadomość, że to sen oraz wiedziała co się stanie. Lecz nie mogła zmienić przebiegu wydarzeń. Jej myśli były kompletnie inne niż ruchy. Robiła to, co miała, zaś myślała odmiennie.

To było okropne. Wiedzieć, co się stanie, a jednak ciągnąć Popioła coraz głębiej i głębiej w las. Jakbym nie miała panowania nad własnym ciałem...

Utkwiła spojrzenie w lustrzanej tafli stawu. Widziała dokładnie swoje pełne żalu błękitne oczy oraz oklapnięte uszy.

Wtem coś chlupnęło i przykuło uwagę Hiacynta. Na środku zbiornika powstawały bąbelki, spore stworzenie kręciło się w wodzie.

Kotka natychmiast przypadła do ziemi i zaczęła cichaczem okrążać staw, nie mogła powstrzymać od oblizania pyska.

Po chwili znalazła się tuż przy przeciwległej krawędzi, napinając mięśnie. Gdy chlupotanie nagle ustało odbiła się łapami i zanurkowała pod wodę. Przez moment nie mogła nic ujrzeć, lecz potem brązowe futro przemknęło tuż obok. To z pewnością nie była ryba, ani tym bardziej wydra.

Hiacynt poczęła płynąć za zapachem owego zwierzęcia, czując nacisk w płucach. Z zaskoczeniem odkryła, że stworzenie wydostało się na ląd i prędko podążyła jego śladami, łapczywie wciągając tlen.

Jej wzrok powędrował za wonią zwierzyny. Ta powoli posuwała się ku stosowi jodłowych gałęzi przy południowym krańcu stawu. Hiacynt z rosnącą ciekawością podążyła biegnącą naprzeciwko linią brzegową, z zapałem starając się dojrzeć, co kryje się za stosem gałęzi.

Raptem rozwarła szczęki ze zdziwienia. Wąziutki strumyczek płynął ciurkiem, a dalej zmieniał się w bardziej rozległą rzekę z podobnymi jodłowymi stosami, wśród których kręciły się duże, brązowe zwierzęta o płaskim, szaroczarnym ogonie i ostrych zębach, które służyły im do gryzienia drzew, sądząc po grupie tych stworzonek, ciągnącej kawałki drewna do wody.

Wydają się niegroźne, pomyślała Hiacynt. No i wyglądają smakowicie.

Sprawdziła kierunek wiatru. Na jej szczęście brązowe zwierzęta nie były w stanie jej wyczuć.

Przykucnęła w trawie i skupiła spojrzenie na jednym z owych stworzeń. Powoli sunęło coraz bliżej, zupełnie nieświadome obecności przebiegłego drapieżnika lasów.

Wtem skoczyła na nie i wbiła kły w jego szyję. Zwierz, ku zdziwieniu kotki, zwinnie i szybko wygramolił się spod jej uścisku i wbił swoje siekacze w skórę Hiacynta na boku. Ta wydała z siebie wściekły wrzask. Zwierzę puściło i, porzucając swoją gałąź, pobiegło do wody, zostawiając kotkę z krwawiącą raną na boku.

Hiacynt spojrzała łzawiącymi oczami na bliznę. Jej oczy z przerażenia zrobiły się większe. Rana była... dokładnie taka sama jak ta Popioła!

Śniłam kilka razy o Popiole. Czy to tak naprawdę było ostrzeżenie, że mnie spotka to samo?, myślała, oddychając szybko.

Z już większym spokojem potruchtała pod rozłożysty jesion i zajęła się wylizywaniem rany. Krwawiła dość mocno. Hiacynt wiedziała, że musi ją jakkolwiek opatrzyć, by móc dotrzeć bezpiecznie do reszty rodziny. Zapach świeżej krwi może przywołać różne drapieżniki, zaś to może nie skończyć się dla niej dobrze.

🌷Dziedzictwo Luny. Podróż Hiacynta🌷Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz