Trochę musiało minąć do nocy zanim znów mogły wyjść. Uzi próbowała jeszcze wypytać wampirzycę o niedawne wydarzenia, ale ta trzymała buzie na kłódkę. W końcu widząc, że to nic nie daje odpuściła, skuliła się w kącie i owinęła skrzydłami. Długo myślała nad tym, czy może je schować, tak samo ogon, w końcu wampiry nie miały skrzydeł non-stop. Była ciekawa od czego to zależy. Przypomniała sobie o dzienniku, który nadal tkwił w jej plecaku. Zostawiła go w elektrowni. Na myśl przyszedł jej również list przekazany przez Nata. O jakim zwiadowcy mówiła? Kiedy został napisany? Cokolwiek się tam stało miało jakiś związek z przeszłością i ona musiała dowiedzieć się co. Była bardzo zmęczona, jej zegar biologiczny przestawił się na dzień. Wolała czuwać, tak jak robiła to Va. Tyle się wydarzyło, że nie była pewna na czym skupić myśli. Harriet zauważyła jej niepewność i uklękła przy niej.
-W porządku?- zapytała. Ta uchyliła jedno ze skrzydeł i znów się schowała.
-Boję się...- wyszeptała na tyle głośno, że nawet siedząca po drugiej stronie pomieszczenia wampirzyca to usłyszała. Hara przybliżyła się do niej.
-Boisz się... tego?- zapytała zgadując.
-N-nie... znaczy, tak, ale nie tylko... Argh, cholera!- wrzasnęła rozkładając skrzydła i odpychając Harę, ale szybko zamilkła pod wpływem wściekłego wzroku wampirzycy. Westchnęła cicho zamiast tego.- Nieważne. Odwal się, Hara.- odpowiedziała cicho. Harriet nie wiedziała co powiedzieć. Próbowała znaleźć słowa żeby ją jakoś pocieszyć Chciała znaleźć odpowiedź w deskach podłogi, ale jej nie znalazła. Tyle ile wiedziała o wampirach, to, że są surowe, brutalne i... w ogóle słyszała prawie same okropieństwa, jednak były też lojalne, posłuszne, skrupulatne, a nawet troszczyły się o siebie. Wiele odróżniało je od zwierząt, nie tylko z wyglądu. Wolała trzymać się tego opisu, ale przecież zawsze znajdzie się jakiś wyjątek od zasady, prawda? Nie wiedząc co powiedzieć, albo w ogóle nie chcąc mówić, objęła Uzi i pogłaskała ją po plecach. Va poczuła pewne wzruszenie obserwując poczynania starszej pomocnicy, ale nie przyznała tego przed sobą. W hordzie nie było miejsca na takie rzeczy. Mili dla siebie to mogli być ludzie, wszyscy inni byli podrzędnym gatunkiem. Wystarczyło jej przygód z tą wariatką. Uzi martwiła się o Nata, to było widać. Jej myśli zajmowała też przeszłość i skrywane w notesie jej matki tajemnice. Do tego dochodziła Harriet. Mogła za bardzo martwić się o nią oraz bezpieczeństwo społeczeństwa, stąd może śledziła ją, ale postanowiła mieć się na baczności. O ile pamiętała, Nori została zabita jadem z ogona wampira podczas ewakuacji do tuneli, Yeva i jej mąż zginęli już w tunelach, a według historii Harriet rodzice jej i Thada zostali rozszarpani przez wampiry kilka dni przed Nori. Od tych rozmyślań bolała ją głowa. I tak musiały poczekać, co jej szkodziło trochę odpocząć? Podłożyła rękę pod policzek i przymknęła oczy. Odgłosy wydawane przez chatę, zwierzęta, a nawet otaczający je las przypominały jej jedną bardzo znajomą osobę. Trochę strasznego, lojalnego, przyjaznego, kochającego psy oraz umięśnionego... jak przystało na jego gatunek, wampira o wdzięcznym imieniu Nat. Uśmiechnęła się na wspomnienie jego imienia, ale też bała się jak zareaguje na to, że stała się... I jak tu ją nazwać? Wampirem, który nim nie jest i nie ma litości nawet dla ludzi i pewnie dla swojego własnego gatunku. Więc była... zwykłym potworem. Niczym w porównaniu do jego kompanów, wyszkolonych, silnych, doświadczonych, wytrwałych, pomimo cierpienia. Zaczęła się zastanawiać... czy naprawdę była choćby dobrą znajomą dla kogoś takiego jak on?
***
Skrzypnięcie otwieranych drzwi sprawiło, że zaczęła nasłuchiwać. Zapewne gdyby mogła poruszyłaby uszami. Sądząc po krokach była to starsza pomocnica, robiąca kij wie co. Średnio ją ona obchodziła, dopóki jedyne co robiła to ratowanie z jakiegoś powodu tej wariatki od siedmiu boleści i nie okazywała zainteresowania hordą. Za to Uzi doprowadzała ją do szału. Co chwila wyczuwała jak zmienia się jej nastrój. Przechodziła przez podobne rzeczy. Kiedy rozpoczęła szkolenie, wydawało jej się, że dopiero się urodziła, że może zrobić wszystko, poczucie wolności. Nikt nie mówił, że nie miała warunków. Jeśli coś miało zapewnić im przetrwanie, to trzymanie się razem. To był ich sposób przetrwania i nigdy nie zawiódł. Przestała rozmyślać nad Uzi, skupiając się na dochodzących dźwiękach. Usłyszała ciche westchnięcie i po chwili zatrzaśnięcie drzwi. Uchyliła powiekę zauważając w oknie białe światło. Więc była już noc. Spojrzała na skuloną pomocnicę ukrytą w skrzydłach. Przyszła pora na powrót. Wstała zbudzając tym samym Uzi. Czując na sobie wzrok pomocnicy podeszła do okna i wyjrzała przez nie. Gęste rośliny nie pozwalały na zobaczenie czegokolwiek poza liśćmi oraz ewentualnie gałązkami. Wstrzymała oddech nasłuchując, a po chwili odpuściła uspokojona nieobecnością potencjalnego zagrożenia. I tak dla pewności wolała pokazać wężowe źrenice na wszelki wypadek. Spojrzała na Uzi. "O matko, amatorka."- pomyślała widząc trzęsącą się sylwetkę, która jeszcze nie niecałe kilkanaście godzin wcześniej była winna mnóstwu żywotom. Żądza krwi odpuściła, a i tak nieźle to zniosła jak na pierwszy raz. Wyglądała na po prostu zmęczoną poprzednimi wydarzeniami. Wyraźnie bała się czegoś, ale ją to nie interesowało. Jej milsza strona pokazywana dotychczas jak na razie tylko nielicznym odezwała się, zmuszając do byle jakiej pomocy dziewczynie. Podeszła do niej, machnięciem dłoni przywołała do siebie i zachowując ostrożność poprowadziła ją do drzwi. Nie wiedziała kiedy znów może zacząć wariować, dlatego była gotowa na wszystko. Pomocnica niepewnie wyszła z chaty. Poczuwszy na skórze zimny wiatr uśmiechnęła się.
CZYTASZ
Antybohaterka // Murder Drones Human AU Anti-hero
FanfictionUzi jest Pomocnikiem. Przedstawicielką rasy ludzi zbudowaną z ciał zmarłych, przeznaczonej do wiecznego służenia swoim panom i paniom. Pewnego dnia wszyscy ludzie w Copper City znikają bez śladu, a niedługo potem pojawiają się wampiry. Uzi zmęczona...