Rozdział 20

22 3 3
                                    

Zdołał tylko schować Tessę za siebie zanim ogromny pies o jaskrawo błękitnych oczach się na nią rzucił. Oczy zwierzaka, bliżej nieokreślonej rasy zajaśniały bardziej, a potem poczuł jak kręci mu się w głowie. Zasłonił tylko twarz przed zębiskami.

***

Rechot Alice roznosił się po pomieszczeniu, gdy następnie chwyciła za skalpel. Chciała być pewna, że córka tej, która pozostawiła ją na śmierć, będzie cierpieć. Co chwila spoglądała na ekran, a kiedy zauważyła, że wielki włochaty wilczur zmierza za zapachem do jednego z boksów, była pewna. Ani ten wampir, ani człowiek nie ujdą z życiem. Zapomniała na moment o Uzi, by zbliżyć się do transmitowanego w tym samym czasie obrazu. Widok masakry był dla niej piękniejszy niż cokolwiek innego. Chłopczyk nie podzielał pasji tej drugiej, dla niego to było o wiele za dużo. Odwrócił wzrok, kiedy pies rzucił nieprzytomnym wampirem o ścianę, a następnie przytrzymał łapą. Oblizał pysk, przekąska została podana. Już miał zacisnąć pysk na szyi ofiary, gdy dobiegł go głos Tessy.

- Cześć, koleżko... - zaczęła z uniesionymi uspokajająco rękami - Ja. Człowiek. Każę ci. - powoli się wycofywała - Bądź grzecznym pieskiem. Proszę? - oddaliła się jeszcze parę kroków. Pies zaskrzył oczami ponownie naskakując do niej i warcząc, ale pozwolił pogłaskać swój łeb. Zaczął spokojnie obwąchiwać Tessę, dawno nie widział tu człowieka. Tak dawno, że już zapomniał jaki zapach mieli ludzie. Ale coś mu nie pasowało... Jego nos nie wykrył komendy posłuszeństwa, raczej kazał mu zaatakować. I tak zrobił. Najpierw próbował ugryźć ją w nogę, jednak zacisnął zęby na jej przedramieniu. Tessa w panice chciała się oswobodzić, przez co bardziej rozerwała swoją skórę, ale nie przestała, póki ogar nie odpuścił. Zawyła z bólu, być może nawet trochę z paniki. Pies widząc krew tryskającą z rany cofnął się. Zamachnął się pyskiem, jak jeszcze moment temu Nat na wspomnienia, i chciał uciec, przez co mocno uderzył w ścianę. Uciekł dalej, by poza zasięgiem jej wzroku paść na podłogę. W założeniu to były psy strażnicze. Szkolone specjalnie by bronić starą rasę przed pomocnikami. Ale przez promieniowanie i często pożerane geny pomocników, same stały się niczym ci, których mieli atakować.

***

Alice oglądała to wszystko z ogromną radością, sama będąc bezpieczna za drzwiami. Uzi wiedziała, że jeśli nic nie zrobi, może się to skończyć dla nich tragicznie, zwłaszcza dla Nata. Uniosła rękę i pomimo ogromnego bólu, skupiła się na solverze. Dłoń jej opadła, więc się nie poddała. Spróbowała znowu z coraz to gorszym skutkiem. Va obserwowała ją, samej próbując dosięgnąć pazurami trzymających ją pasów, jednak nie potrafiła. Była osłabiona, Alice pewnie podała jej jakiś środek. Bała się, że jeśli Uzi za bardzo się osłabi, nie przeżyje lub solver sprawi coś o wiele gorszego. Wiedziała jedno, musieli stąd wydostać, uciekać, zostawić to wszystko w tyle, byleby być bezpiecznym. Horda już była mniejszym zagrożeniem. Zganiła się w myślach. "Przestań skupiać się na hordzie! Zajmij się tym co teraz!"- pomyślała, a w tej chwili Uzi już nie mogła unieść dłoni. Dyszała nierównomiernie i płytko. Jej wzrok widocznie był zamglony, oczy przymrużone. Wyglądała jak wiotka szmaciana laleczka. Jeśli już się w to wszystko wkopali... Znów zwróciła uwagę na Uzi, jednak coś była bardzo nie tak. Co lekksze przedmioty zaczęły się unosić wkoło. Va wyciągnęła rękę po latający w pobliżu skalpel, jednak był za daleko, żeby mogła go dosięgnąć. Uzi powoli obróciła głowę w jej stronę, z pustym wzrokiem. Początkowo jej źrenice zaczęły zmieniać kolor na jaskrawy żółty, następnie tęczówki, a potem przeniosło się na białka. Wtedy przez jej twarz przebiegał uśmiech. Ukazujący wszystkie zęby uśmiech. Pomocnica podparła się ręką, gdy Alice w końcu zauważyła, że coś jest nie tak. Odwróciła się do Uzi, a raczej tego, co przejęło jej ciało.

Antybohaterka // Murder Drones Human AU Anti-heroOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz