Rozdział XIV

41 4 1
                                    

-Jesteś jakaś blada, co się dzieje?
-Ja... widziałam w lustrze swoje plecy... wyglądają okropnie. - Nathalie objęła się ramionami i zrobiła krok w bok.
-Ten ogień przypalił Ci całe plecy i ramiona. - rzekł zbliżając się do niej. Chciał znów położyć jej dłoń na plecach, lecz tym razem się pohamował.
-Ale te poparzenia są takie... duże...
-Mam na to sposób. - zbliżył się do szafki i wyjął z niej jakąś maść.
-Dlaczego tam jest jeszcze z piędziesiąt opakowań? - spytała spoglądając do wnętrza.
-Bo lekarz powiedział, że ten krem się sprawdzi, więc kupiłem jak najwięcej. Żeby Ci nie zabrakło. Siadaj. - mężczyzna wskazał brodą miejsce przed sobą a asystentka czuła jak oblewa ją fala rumieńców. Z drugiej strony bandażowała już mu klatę, chyba nic gorszego i bardziej niezręcznego nie mogło ją spotkać. A jednak...
Zajęła wskazane miejsce i zaciskając pięści, milczała.
-M-Mogę...? - spytał łapiąc ją za bluzkę.
-Co?! Tak, tak! Już ją zdejmuję. - rzekła i szybko zrzuciła z siebie ubranie. Pod spodem znajdował się bandaż, który Gabriel musiał odwiązać - kolejna niezręczna sytuacja. Wtedy jego oczom ukazało się mnóstwo plam i poparzeń, po tym bohaterskim czynie. Wziął odrobinę klemu na palce i rozsmarowywał jej maść na całej powierzchni pleców. Robił to najdelikatniej jak tylko potrafił. Czuła jego dotyk na swojej skórze. To było bardzo bolesne, bo wszystko ją piekło, a jednocześnie odczuwała ogromną ulgę. Na całym ciele miała gęsią skórę.
-Czy to było w stanie chociaż odrobinę ukoić Twój ból?
-Piecze, pali, swędzi, boli, ale też trochę łaskocze. Ale z nikim bym się w tej chwili nie zamieniła. Dziękuję.
-A Twoje żebra? - spytał łapiąc ją w tamtym miejscu, co ją zdezorientowało.
-W porządku. A Twoja klatka piersiowa?
-Uratowana przez pewną kobietę, która na szczęście jest moją asystentką. - uśmiechnął się lekko.

***

Po jakimś tygodniu czasu nareszcie mogli wrócić do domu. Wszystko powoli wracało do normalności, gdyby nie to, że ochroniarz Adriena znów wkroczył do akcji. Tym razm już na powitanie ofiarował Nathalie mały bukiecik róż i chciał pomóc zanieść jej bagaż. To, że był dla niej taki miły, było według Nathalie niezwykle urocze. I bardzo to doceniała. Poza tym ona i Gorilla, świetnie się dogadywali, rozumieli się wręcz bez słów.

Pewnego poranka, kiedy nareszcie wróciła do swojej pracy, dostrzegła na swoim biurku liścik. Był to list miłosny z dołączonym wierszykiem opisującym osobę Nathalie. Podmiot liryczny zachwycał się jej urodą, inteligencją i charakterem. Dla kobiety to był śliczny podarunek. Nikt nigdy nie zwracał na nią uwagi w taki sposób. Przyjemnie było przeczytać tyle miłych rzeczy na temat swojej osoby. Nie wiedziała od kogo mógł być, ale się domyślała. Nikt się na dole nie podpisał, ale po charakterze pisma, wiedziała, że to nie był Gabriel. Podejrzenia, więc padły na drugiego mężczyznę mieszkającego z nią pod jednym dachem.
Siedziała i zafascynowana czytała liścik po raz piętnasty.
-Co to? - spytał Garbiel, którego zainteresowała rozmarzona mina Nathalie.
-Liścik, który dostałam. Bardzo ładnie napisany. - rzekła podając mu kartkę, by mógł lepiej się przyjrzeć. Lecz wtedy projektant zrobił coś czego jego asystentka nigdy w życiu, by się po nim nie spodziewała. Spojrzał na niego z pogardą, zgiótł go i wrzucił do kominka, a ten spalił się w przeciągu sekundy. 
-Czy Ciebie do reszty pogrzało?! - wrzasnęła Nathalie zrywając się od biurka i podbiegając do kominka. Gabriel złapał ją za nadgarstek i odsunął od ognia.
-Myślę, że akurat Tobie wystarczy na jakiś czas kontaktu z ogniem.
-Ale ten wiersz mi się podobał! I to był prezent dla mnie! - krzyknęła i złapała pierwszy lepszy przedmiot, który akurat miała pod ręką i wrzuciła do kominka. Padło na umowę Gabriela. Na szczęście jeszcze niepodpisaną przez wspólnika. Gabriel otworzył usta ze zdziwienia. - Zawsze marzyłam, żeby dostać od kogoś wiersz, a kiedy ja pierwszy raz w życiu go dostaję to Ty go dajesz na podpałkę! - wrzasnęła wymachując rękami.
-Po prostu sądzę, że zasługujesz na o wiele lepszy wiersz niż ten. - rzekł mężczyzna z założonymi na piersi rękami. Prawdę mówiąc wcale nie miał na celu się z nią kłócić ani jej unieszczęśliwiać. Lecz kierowała nim w tamtym momencie zazdrość. Choć nigdy otwarcie by tego nie przyznał, denerwowało go kiedy jego asystentka miała bliski kontakt z jakimś innym mężczyzną. Szczególnie z Gorlillą, który był potężną konkurencją. Widać było, że się stara. A co był widać ze strony Gabriela? Oschłość, dystans czy emocje związane z planowaniem następnych misji zdobycia magicznej biżuterii. W tym przypadku widział narodziny takiego właśnie bliskiego kontaktu. Gabriel publicznie nadal kochał Emilie, ale któż to wiedział, co się działo wewnątrz jego serca. Widział jak kobieta była zafascynowana podarkami od ochroniarza, po prostu nie chciał jej stracić przez własną głupotę. Ale właśnie teraz to robił. Przez swoją zazdrość. Chciał walczyć o Nathalie, bo to na niej zależało mu najbardziej na świecie i wcale nie zamierzał się z nią pokłócić. Szczególnie, że jutro był ważny dzień.
-Skoro uważasz, że ten wiersz był niewystarczający to może napisz swój własny?! Myślisz, że to jest takie łatwe? Na pewno się nad nim napracował a Ty...
-Wiem, wiem, przepraszam... - projektant zamknął ją w pełnym skruchy uścisku. - Będę nad sobą bardziej panował. To było głupie.
Nagle poczuł na swojej piersi jej głowę. Przytuliła się do niego mocniej i oboje odetchnęli z ulgą.

"Zrobię dla Ciebie wszystko" (Miraculous Gabenath)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz