Prolog.

818 58 8
                                    

media: Mileo — You're Mine

(Alexander Forest)

– Proszę zatrzymać się tutaj – powiedziałem do taksówkarza, który zatrzymał się przed wściekle fioletowym neonem. Chciałem się napić, a nie jechać do jakiegoś klubu na drugim końcu miasta, skoro już w drodze minęliśmy kilka barów. Chyba powinienem lepiej precyzować swoje żądania.

– Tutaj? – upewnił się taksówkarz.

– Tak, tutaj – powiedziałem.

– Myślałem, że... do takich spelun nie zaglądają ludzie z pana środowiska – mruknął.

Prychnąłem pod nosem.

– Ile płacę za kurs? – zapytałem, po czym wyciągnąłem plik banknotów, podając je taksówkarzowi.

– Reszty nie trzeba – powiedziałem, wysiadając z auta. Nie martwiłem się, że mogłem przez przypadek dać za mało pieniędzy, jestem pewien, że facet właśnie zrobił kurs życia. Nie obchodzi mnie to. Pieniądze nie grają dla mnie żadnej roli.

Mam własną firmę, niedługo biorę ślub z przepiękną kobietą. Czy czegoś potrzebuję?

Niczego.

Jestem szczęśliwy, nawet jeśli dla niektórych postradałem rozum, że żenię się z kobietą, która w ogóle nie jest mi Przeznaczona. Od niechcenia dotknąłem mojego znamienia na szyi – trzydzieści sześć.

Nawet znalezienie drugiej połówki, nic tego nie zmieni. Ożenię się z Lisą. Ten świat... jest po prostu chory. Przez całe swoje życie mam szukać kogoś, kto jest dopełnieniem mojej duszy? Skoro szczęście można znaleźć... wszędzie. Tak właśnie powinien wyglądać ten świat, móc być z tym kim się chce, a nie czekać na tą specjalną osobę, skoro z każdym można stworzyć taki sam związek? Totalna głupota.

Wchodzę do lokalu i od razu, kieruje się do baru.

Taksówkarz nazwał to miejsce speluną, ale... nie wydaje mi się tak strasznie. Fakt, jest tutaj pusto, ale nie nazwałbym tego miejsca speluną. Jest... przytulnie.

Za barem stał młody mężczyzna, czarne włosy miał spięte w wysoki kucyk. Czyścił szklankę, co jakiś czas podnosił ją do światła i sprawdzał, czy jest wystarczająco czysta.

Kiedy usiadłem, niemalże naprzeciw go, odłożył ostrożnie szklankę.

– Co podać? – zapytał, nachylając się, by przetrzeć blat po mojej stronie, dzięki temu mogłem dostrzec jego znamię – takie samo jak moje.

– To są chyba jakieś żarty – mruknąłem.

– Hę? – mężczyzna się odsunął i spojrzał na mnie, wywróciłem oczami, odsłaniając nieco swoją szyję.

– Jesteśmy Przeznaczonymi – stwierdził i zagryzł wargę.

– Nie jesteśmy – poprawiłem go – Mam narzeczoną, którą zamierzam poślubić – powiedziałem stanowczo. Nic tego nie zmieni. To ona jest moim sercem, nie on. I tak zostanie.

– Mam partnera, więc obejdę się bez ciebie – powiedział czarnowłosy. Uniosłem brew. Nie chciałem jakoś dowierzać w jego słowa, ale nie będę się kłócić. Liczy, że ta informacja wybudzi we mnie w jakiś instynkt i rzucę mu się w ramiona? Niedoczekanie jego. Co on sobie myśli?

– Jednak nie miej do mnie pretensji jeśli coś ci nie wyjdzie – oznajmił. Spojrzałem w jego oczy.

– Czyżby?

– Chyba wiesz, jak to działa, kiedy spotykasz swoją bratnią duszę, wszystko zaczyna się sypać – wyjaśnił.

– Daj spokój, nie zobaczymy się już nigdy więcej. Co ma się popsuć? Nic. Powodzenia w życiu – powiedziałem.

Z jakiegoś powodu miałem obawy, że słowa czarnowłosego mogą być prawdziwe, ale nie chciałem zaprzątać sobie nimi głowy.

Oboje mamy już ułożone życie, dlaczego mamy to zmieniać? 

You're MineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz