Rozdział 22.

454 47 6
                                    

media: Green Day — American Idiot

(Alexander Forest)

– To następnym razem nie zmuszaj mnie do kłamania.

Tym razem nie mogę zaprzeczyć, prawda, zmusiłem go do wypowiedzenia tego kłamstwa, przez swoją ignorancję. Nie przemyślałem tego, że tak łatwo przybierze narrację, która  nie będzie mu w żaden sposób pasować, tylko po to, by nie obciążać mnie swoimi uczuciami. A ja jak zawsze nie zauważyłem tego. Jesteśmy dziwnym duetem. Nie mogę mu wprost powiedzieć, że w tej chwili jestem gotowy, ale... W niedalekiej przyszłości to na pewno się zmieni.

– Chcesz spróbować być w związku teraz, czy czekać aż coś tam w serduszku zakwitnie? – drwi ze mnie, a ja całuję go w czubek głowy. Cóż... Teraz chyba nie mam już wyjścia, by powiedzieć inaczej?

– Spróbujmy – mówię cicho. Seth wyplątuje się z moich objęć i popycha mnie na poduszkę.

– Co ty...? – zaczynam, ale nie dane mi skończyć, bo młody mężczyzna znalazł się na mnie i z dzikością w oczach przyglądał mi się.

– Sprawię, że szybko się we mnie zakochasz – oświadcza i pochyla się nade mną, by mnie pocałować. W pierwszym odruchu chcę przechylić głowę, ale coś mi nie pozwala, mogę tylko biernie oczekiwać, aż usta Setha zetkną się z moimi, a kiedy to się dzieje, w głowie wybuchają mi fajerwerki. Cholera, myślałem, że tylko działa na mnie tak, kiedy jestem pijany. Na trzeźwo uczucie jest takie same.

Odwzajemniam pocałunek, łapiąc go za tył głowy, przyciągając go bliżej siebie. Jeszcze czegoś takiego nie czułem... Dlaczego tak bardzo się wzbraniałem przed tym?

Kiedy Seth odsunął się ode mnie, uśmiechał się dziko. Przypominał mi jakiegoś drapieżnika, który poluje na swoją ofiarę, w tym przypadku na mnie. Wyglądało to nieco dziwnie i wprawiało mnie w dziwny dyskomfort, ale postanowiłem się nie odzywać.

– Teraz mam zagwozdkę – rzuca, chyba nie ma w planach zejść ze mnie. Nie, żeby mi to przeszkadzało, właściwie to... Nie widzę w tym problemu, tylko... No... Jednak widzę problem.

– Jaką? – pytam, chrząkając. Nie chcę być niemiły i kazać mu spadać, broń Stwórco! Ale gdyby tak się domyślił sam, byłbym wdzięczny, bardzo wdzięczny.

– A co jeśli mi się to śni? – zaczyna.

– Zapewniam cię, że to nie sen – mówię, licząc, że przestanie się nade mną pastwić i sobie pójdzie, albo chociaż położy się obok. Cokolwiek, byleby nie wisiał tak nade mną.

– Alex – odzywa się. To jakaś zemsta?

– Hmm? – mruczę, próbując ostudzić swój zapał. Stwórco co się ze mną dzieje? To raczej nie ten czas, by mieć burzę hormonów?!

– Serio? – patrzy się na mnie z politowaniem i mieszaniną rozbawienia.

– Nie wiem, o czym mówisz – najlepsza taktyka, to zgrywanie idioty, czasami to potrafiło działać, ale nie wiem, czy akurat w zagrywkach z Seth'em można mówić o wygranej.

– Chciałem coś powiedzieć niemiłego, ale przypomniałem sobie, że Lucas też taki był, więc... – urywa, patrząc mi prosto w oczy.

– Widzisz? Tak właśnie na nas działasz, a teraz gdybyś mógł... – zdecydowanie za długo już jesteśmy w tej pozycji. Czarnowłosy ulitował się nade mną i położył się obok, po chwili wtulając się w mój bok.

– Chcesz to zrobić? – pyta nagle, a ja krztuszę się własną śliną.

– To poważne pytanie – dodaje. A ja zastanawiam się jak mu odmówić, ale jednocześnie nie sprawiając, że poczuje się źle.

You're MineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz