— Miałam jedenaście lat. — odrzekła Nicole, powracając wspomnieniami do przeszłości.
Pomimo wakacji niebo zakrywały deszczowe chmury. Na niewielkim placu zabaw delikatnie huśtała się mała dziewczynka. Jej ciemne blond włosy związane były w niską kitkę, a jej zielone oczy utkwione były w piach pod stopami. Często tu przychodziła, pomimo młodego wieku. Nagle podeszło do niej troje starszych od niej chłopców. Znała ich ze szkoły. Lubili jej dokuczać, a ona tego nie znosiła. Nie była jednak wystarczająco silna, aby się im przeciwstawić. Gdy to robiła, zawsze potem od nich obrywała. Tego ranka znowu to robili. Wyzwiska leciały wodospadem i nie zamierzały się kończyć. Nie wytrzymała dłużej. Nie chciała takiego traktowania. Chwyciła jednego z chłopców, który najbardziej jej dokuczał za ramię, chcąc go uderzyć. Wiedziała, że nie miała z nim zbyt wielu szans, ale postanowiła skończyć z uleganiem i siedzeniem cicho jak mysz pod miotłą, nie reagując na obelgi. Czuła jak ogarnia ją wściekłość, jakiej jeszcze nigdy nie doznała.
— Użyłam swojego talentu. Już nie raz go używałam, gdy komuś wymknęła się spod kontroli indywidualność. — oznajmiła, spoglądając na kolegów.
Kiana i Petro nie mogli oderwać oczu od koleżanki. Historia zaczęła ich wciągać i wydawało się, że to dopiero jej początek.
— Tym razem było inaczej. Miałam wrażenie, że pochłaniam jego energię, ale nie jego magiczny talent, bo on żadnego nie miał. To była jego energia życiowa. — odparła, czując, jak w oczach stoją jej łzy.
Spuściła wzrok. Nabrała powietrza i drżącymi ustami przygryzła wargę. Ta historia była dla niej naprawdę trudna do wyjawienia. Wiele razy wzbraniała się, by o tym mówić. Teraz miała okazję opowiedzieć o tym komuś, wyrzucić to z siebie, kto może by ją zrozumiał, albowiem teraźniejsi jej słuchacze nie byli zwykłymi ludźmi. Kiedy poczuła, że brakuje jej tlenu, wypuściła powietrze z ust. Postanowiła kontynuować.
— Męczyło mnie to, że mnie tak traktują. Miałam dość, chciałam, by też zobaczyli jak to jest, ale byłam słabsza od nich. Moje słowa nic dla nich nie znaczyły. Gdy zorientowałam się, co robię, uświadomiłam sobie, że to nie jest sprawiedliwy wymiar kary, nawet dla niego. Przestałam, ale było za późno.
Zamknęła oczy i pociągnęła nosem, przypominając sobie chłopaka.
Szatyn leżał na ziemi nieprzytomny i strasznie blady. Wyglądał, jakby nie żył. Chłopcy, którzy towarzyszyli koledze, uciekli. Nie dziwiła im się, sama była przerażona tym, co się stało. Nie wiedząc, co robić zadzwoniła po pomoc, a kiedy usłyszała w dali nadjeżdżającą karetkę pogotowia ratunkowego, schowała się za zjeżdżalnią. Bała się, że inni ludzie dowiedzą się prawdy, tego, co zrobiła oraz tego, że zostanie o to posądzona. Nie ufała ludziom, zwłaszcza tym, którzy nie wiedzieli i nie mieli styczności z jej magicznymi talentami. Nie zrozumieliby, sama nie rozumiała własnych zdolności.
— Po przyjeździe karetki lekarz stwierdził, że chłopak żyje, ale nie jest w najlepszym stanie. Nie wiedział, co mu jest, dlatego pospiesznie zabrali go do szpitala.
Od tamtej pory nie go widziała. Zrezygnowała z uczęszczania do szkoły, nie miała odwagi zmierzyć się z przerażonym i podejrzliwym wzrokiem kumpli dręczyciela. Nie miała ochoty dowiedzieć się, czy plotki się rozniosły po całej szkole, nauczycielach oraz uczniach, czy koledzy rannego zachowali to dla siebie.
— Wraz z rodziną przeniosłam się do wschodniego Tagur, gdzie nikt mnie nie znał, nie wiedział o mojej indywidualności, którą postanowiłam ukryć przed wszystkimi. — powiedziała i ukryła twarz w poduszce, cicho szlochając. „Nawet jeśli oznacza to być samotnym do końca życia."
CZYTASZ
Lód I Ogień: Tajemnicze Płomienie
FantasyLiliana, Kiana oraz Ronja i Diana to dwa od lat skłócone rodzeństwa. Pomimo podzielnych charakterów, są do siebie nieco podobne. Pochłonięte wieloletnią kłótnią i rywalizacją w ogóle tego nie zauważają, chciałyby o sobie zapomnąć. Ku ich zaskoczeni...