Rozdział 5

29 11 2
                                    

O dziewiętnastej słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Nieliczne obłoki leniwie mknęły na południe po jasnym niebie, kilkusekundowe podrygi wiatru dawały chłodne orzeźwienie, a ptaki kończyły swoje pieśni wraz z upływem dnia. Kiana stała na balkonie opierając ręce na zimnej, metalowej barierce. Spoglądała na pola i łąki w oddali. Ze swojego balkonu widziała wielkie podwórze sąsiadów, pola rolne po zachodniej i wschodniej stronie asfaltowej nieco krętej drogi, która biegła na północ do miasta Kullrento (czyt. Kalrento) oraz las rosnący na zachodzie. Nabrała głębszy wdech i westchnęła, kierując wzrok na zachód. Jej jasne niebieskie oczy zatrzymały się na sąsiadującej wsi niedaleko lasu. Tamten kierunek źle jej się kojarzył. Najchętniej wymazałaby go z pamięci, ale nie mogła. Za dużo było z nim wspomnień, których nie da się ot tak zapomnąć. Choć miała nadzieję, że czerwiec był ostatnim takim dniem, wiedziała, że jeszcze nie raz będzie miała styczność z tamtym miejscem. Nie myliła się, już pierwszego września mogła się o tym przekonać. Niestety, nie mogła cofnąć czasu, a szukać nowej szkoły bliżej domu z takimi perspektywami dla ludzi jak ona, wydawało się stratą czasu, zwłaszcza że była dość niezdecydowaną osobą. Niezdecydowaną — to słowo dobrze ją określało, pomimo iż niejednokrotnie potrafiła szybko podjąć decyzję. Wszystko zależało od sytuacji, osób, zdarzeń, losowych przypadków, które wiązały się z dalszymi konsekwencjami, których rezultaty próbowała przewidzieć. Kierowała się intuicją, zwłaszcza wtedy, gdy chodziło o coś ważnego. Nie zawsze wszystko szło po jej myśli, dużo razy żałowała podjętych decyzji, wypowiedzianych słów. Niejednokrotnie zdarzyło się, że nie przemyślała tego, co chodziło jej po głowie i wypowiedziała swoje zdanie. Nie próbowała być jednak złośliwa, jak również pyskować innym. Dość często powstrzymywała się również od zbędnego komentarza, zwłaszcza jeśli chodziło o tę konkretną osobę z sąsiedniej wsi.

Wzięła głęboki wdech i powoli wypuściła powietrze przez nos. Gdyby znała swój cel w życiu, byłoby jej o wiele prościej, a przynajmniej tak myślała. Na razie nie znalazła tego, co mogła lub chciałaby zająć się w przyszłości. Wróciła do swojego pokoju. Spojrzała na wschodnią ścianę, przy której stało biurko, nad nim znajdowało się małe podłużne okienko. Nic szczególnego tam nie było poza stertą książek, które powinna ustawić w regale. Uważała, że książek nigdy nie będzie miała dość. Sęk w tym, że powoli brakowało jej miejsca na nowe, interesujące lektury. Jej regał był przez nią nazywany regałem hańby — zamiast przeczytać do końca jedną książkę ze swojej kolekcji i zabrać się za kolejną, wypożyczała inne lektury z pobliskiej biblioteki (głównie fantastykę lub kryminał), odkładając tym samym własne książki na bok, nawet mimo że jej szafka co jakiś czas poszerzała się o kolejną książkę w kolekcji. Ściany pomieszczenia były koloru jasnego szarego, tylko jedna z nich miała dodatek w formie brokatu — północna, przy której usytuowane było okno balkonowe. Na wschodniej zaś pod dwuskrzydłowym oknem, stał rozkładany szary fotel. Nie lubiła wielkich łóżek, wolała jak w pomieszczeniach była przestrzeń, zwłaszcza że jej pokój był nad wyraz mały.

Chcąc nie chcąc oderwała się od własnych myśli, słysząc, jak ktoś wchodzi do jej pokoju. W progu stała młoda dziewczyna, niższa od Kiany, a jej jasne granatowe oczy zatrzymały się na blondynce.

— Jest odyseja, idziesz?

— Wiesz, gdzie się odbywa — odrzekła znacząco — musiałybyśmy iść do Lensyka.

— Wiem, jest duże prawdopodobieństwo, że je spotykamy, ale może nie będą chciały dzisiaj tam iść. Odyseja trwa trzy dni.

— Może. — westchnęła. — A Alissa?

— Spotkała się z koleżankami w Kullrento.

Lód I Ogień: Tajemnicze PłomienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz