Diana podniosła się gwałtownie. Szybko tego pożałowała, ponieważ złapał ją ostry ból głowy. Dotknęła ręka bolącego miejsca i poczuła na głowie małego guza.
— Pewnie wczoraj go nabiłam. — powiedziała.
Nie pamiętała, jak wróciła do pokoju i nie potrafiła wytłumaczyć paru niepotrzebnych, zakurzonych przedmiotów leżących obok niej. Czyżby wczorajsza historia była tylko realistycznym wytworem jej wyobraźni, a ona lunatykowała i wzięła skądś te dziwne rzeczy ze sobą? Nigdy nie zdarzyło jej się lunatykować. Podniosła się z łóżka, opierając ręce na biodrach. Przyglądała się przedmiotom na swoim posłaniu ze zdziwieniem. Wydawało jej się, że gdzieś już widziała te rzeczy. Rozejrzała się po wnętrzu, zatrzymując wzrok na łóżku przy północnej ścianie i nagle ją olśniło.
— To nie był sen. — stwierdziła, widząc, że nikogo na nim nie było. Kiana ewidentnie nie spędziła tej nocy w swoim łóżku. — W takim razie jak ja się tu znalazłam?
Zaczęła się nad tym zastanawiać, ale nie doszła do żadnych wniosków. Gdyby ktoś ją znalazł, miałaby przechlapane u dyrektora, że błąka się w nocy po korytarzach. Jednak nie mogła zrozumieć, dlaczego ktoś przyniósł ją tutaj, a nie na łóżko w skrzydle szpitalnym. Nabiła sobie guza przez szafkę, która zaczęła się na nią przewracać. Pewnie ktoś wiedziałby, aby pójść do higienistki i zobaczyć czy wszystko z nią w porządku. Nic się jej nie kleiło w całość.
W dodatku, po co miałby zostawiać u niej te dziwne przedmioty? I gdzie do jasnej choroby była Maxillu? Zawsze o tej porze była już w pokoju. Nie wróciła na noc czy może wyszła tak cicho, że Diana jej nie usłyszała? A może to Kiana ją znalazła i tu przyniosła? Nie pasowało jej to do sytuacji, zwłaszcza że goniła ją kocica. Z pewnością nie chciałaby mieć problemów z woźnym. A co jeśli to on ją tu przyniósł? Pokręciła głową. Na pewno nie. Zerknęła na zegar ścienny. Do śniadania miała jeszcze sporo czasu. Przebrała się i wyszła z pokoju. Usłyszała ziewającą Cesar. Zapukała do drzwi, po czym weszła do środka.
— Wyspane? — zapytała uśmiechnięta.
— Niekoniecznie.
— Gdzie LuKian? — spytała dziewczyna.
— Wyszła. — odpowiedziała szybko. Nie zamierzała oszukiwać. Kiana wyszła z pokoju, ale w nocy, czego nie dopowiedziała.
— Serio? Nie obudziła nas.
— Pewnie chciała, byśmy się wyspały. — Tym razem także nie skłamała. Po co blondynka miałaby je budzić w nocy?
— To co, idziemy na śniadanie. — stwierdziła Nicole.
— Przynieście mi tutaj. — wtrąciła Prosspero, nie wychodząc spod kołdry.
— Tak dobrze to nie ma. Bozia dała ci nogi? Dała, więc podnoś tyłek, bo będą coś mówić o przyjeździe nowych. — odrzekła Bir-Cian, wychodząc.
— Jak to nowi? Gdzie? Kiedy? — zapytała zdziwiona Nicole, zatrzymując szatynkę.
— Nie wiem dokładnie. Nie słyszałyście wczoraj na kolacji, jak dyrektor mówił, że dojdą nowe osoby, którym nie udało się dostać tu wcześniej?
— Sorki, ale ja wtedy myślałam już o gorącej kąpieli i spaniu. — odpowiedziała dumnie Pellsi.
Bir-Cian i Cesar pokręciły niedowierzająco głową. Spojrzały na siebie porozumiewawczym wzrokiem i zrzuciły Pellsi na podłogę. Prosspero wyglądała komicznie. Dziewczyny zaczęły się śmiać. Siedemnastolatka była oburzona zachowaniem koleżanek, lecz po chwili i ona dołączyła do nich śmiechem.
CZYTASZ
Lód I Ogień: Tajemnicze Płomienie
Viễn tưởngLiliana, Kiana oraz Ronja i Diana to dwa od lat skłócone rodzeństwa. Pomimo podzielnych charakterów, są do siebie nieco podobne. Pochłonięte wieloletnią kłótnią i rywalizacją w ogóle tego nie zauważają, chciałyby o sobie zapomnąć. Ku ich zaskoczeni...