Rozdział 6 część 1

11 8 0
                                    

"Poniedziałek — najgorszy możliwy dzień tygodnia." — pomyślała Liliana. Dla większości był on męczący, rozpoczynał każdy tydzień nauki oraz pracy. A dla niej? W tym roku szkolnym był niczym pobudka wczesnym rankiem — uciążliwie przypominając, że dziś ma najwięcej godzin lekcyjnych, niż w pozostałych dniach — męcząca fizycznie i psychicznie, aż do godziny piętnastej pięćdziesiąt pięć. Istny koszmar. Jaki nauczyciel układa tak, według Liliany, bezsensowny plan, aby męczyć uczniów siedzeniem w szkole do późnej godziny, pomimo wolnej godziny w środku zajęć? Niestety, nie miała wpływu na tę decyzję. Musiała przeżyć ten uciążliwy dzień. Uczesała włosy w dwa bokserskie warkocze i poszła wolnym krokiem na stołówkę. Mijając stoły kolejarzy, zauważyła zamyśloną Bir-Cian. "Ciekawe, co robiły w tych krzakach?" W sobotę do późnej nocy rozmyślała, jak to możliwe, że obie zniknęły w zaroślach i gdzie mogły przebywać w czasie, gdy razem z Kianą przeczesywały krzewy.

🧊🔥

Ron... naj... La... Ronja podniosła się do pozycji siedzącej. Leżała w ciszy na trawie nieopodal lasu, odpoczywając i czekając na śniadanie, nie musiała się spieszyć, ponieważ do szkoły miała tylko kawałek, aż tu nagle ten urywany w połowie wyrazów szept wyrwał ją z zamyśleń. Rozejrzała się dookoła. Nie widziała niczego podejrzanego — siedziała na trawie, a za jej plecami rozciągał się tylko las. Miała dobry widok na szkołę po lewej stronie, miasteczko przed sobą w oddali oraz zamek królewski na południu. Podniosła się na równe nogi. Ten niewyraźny szept powoli stawał się dla niej uciążliwy. „Czemu akurat mnie wybrałeś, aby dręczyć? Nie było innych osób?" — pomyślała. Głos jednak znikł tak szybko, jak się pojawił. Westchnęła ciężko, podnosząc się z trawy.

🧊🔥

Diana zobaczyła zamyśloną LuKian. Widziała, jak Mandar próbował podjąć się rozmowy z dziewczyną, lecz z marnym skutkiem. Zbywała go, mówiąc, że ma dziś zły humor. Szatynka domyśliła się, że za tym musi się coś kryć, bo czym Kiana Maxillu miałaby się przejmować? Przez całe śniadanie skupiała się na blondynce, jakby chciała coś z niej telepatycznie wyczytać. Ich spojrzenia się skrzyżowały i to właśnie w tym momencie zaczęła się walka wzrokowa, w której żadna nie chciała przegrać.

"Czy ona musi się tak na mnie patrzeć? Wygląda, jakbym była czemuś winna, jakbym coś jej zrobiła. A przecież nie zrobiłam jej nic złego, nie dokuczałam w najbliższym czasie, nawet powstrzymywałam się od zbędnych komentarzy. Co jest z nią nie tak? Jeśli nie przestanie się tak patrzeć, to wydłubę jej oczy." — pomyślała szatynka i zmarszczyła brwi. Nagle poczuła szturchnięcie w ramię, zapała się za nie odruchowo. Była zdezorientowana. "Ałć"

— Jedz. — powiedział z uśmiechem chłopak o czarnych włosach z prześwitem szarości na końcówkach, niebieskich ciemnych oczach i jasnej cerze.

„Arkadiusz Rucia — pomyślała. — Mogłam się spodziewać."

— Bo Ci wystygnie. — zauważył.

Spojrzała w talerz, zobaczyła chleb tostowy z czekoladowym serkiem. Nastolatek zaczął się śmiać.

— Bardzo zabawne. — stwierdziła z uśmiechem.

— Nie lubisz serka czekoladowego? Jak chcesz, to mogę zjeść za Ciebie. Przynajmniej jedzenie się nie zmarnuje. — powiedział, próbując zabrać jej kanapkę. Bir-Cian zbiła go po rękach. — Ał.

— Oj, bo po łapach. — stwierdziła, gdy zabrał dłoń od talerza, udawjąc, że jego ręka bardzo ucierpiała.

Szatynka wzięła kanapkę w dłoń, wsadziła ją do ust i zrobiła chytrą, samolubną minę. Oboje wpadli w śmiech.

Lód I Ogień: Tajemnicze PłomienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz