☁️Rozdział 26☁️

134 9 9
                                    

Pov.Giyuu

Kiedy wkońcu udało mi się uspokoić myśli,zaczęłem żałować że tak wybuchłem i powiedziałem o słowo za dużo.Mogło go to zabolać,przez co czułem się cholernie głupio.Chciałem go przeprosić,ale się boję..Co jeśli mi nie wybaczy?Dlatego kiedy tylko Urokodaki wrócił,wyszedłem z pokoju aby pomóc mu z obiadem.Tanjiro siedział w salonie,przez ułamek sekundy wymieniliśmy się spojrzeniami,miał puste smutne spojrzenie.Serce mnie bolało,ale nie miałem odwagi podejść.Szybko odwróciłem wzrok i wzięłem się za robienie onigiri.Niegdyś moją specjalność,lecz dzisiaj mi nie szło.Zazwyczaj przypominały one kształtne trójkąty.Ale dzisiaj?Nawet niewiem jak to nazwać.Z nerwów ciągle rozwalałem to co zrobiłem.Chcąc nabrać kolejną partie ryżu sięgnąłem ręką do miski,ale Urokodaki wyprzecidził mój ruch i odsunął naczynie.

-Coś cie trapi Giyuu.-Rzekł.

-Ja..-Westchnąłem.Rzadko kiedy zdarza mi sie zwierzać,ale on jest dla mnie jak tata,ufam mu.-Uraziłem pewną osobe,niewiem jak przeprosić,boje sie.

-Uraziłeś Tanjiro?-Dosyć sprawnie odczytał o kogo chodzi,wsumie nic dziwnego,atmosfera stała się tak gęsta jak smoła.Kiwnąłem tylko głową w odpowiedzi.-Porozmawiajcie szczerze,wiesz wydaje mi sie,że oboje jesteście szczęśliwi w swoim towarzystwie.Wkońcu zaczęłeś sie uśmiechać Tomioka.

-Ma pan racje,porozmawiam z nim.-Znowu siegnąłem ręką do misy,a Urokodaki ponownie ją odsunął.

-Teraz.-Dodał stanowczo.

-No dobra.-Wytarłem szybko ręce i zaczęłem szukać Tanjiro.

Mógłbym przyrzec,że niedawno widziałem w go w salonie,a teraz nie ma go nigdzie w domu.Za oknem trwała burza i cholerna ulewa.Nie byłby idiotą,nie wyszedł by w taką pogode,napewno nie trenowac..Dobra on właśnie to zrobił,on taki jest.Szybko ubrałem haori i wybiegłem na dwór.Już po chwili byłem cały przemoczony.

-Tanjiro!-Krzyknąłem licząc,że doszło do pomyłki,że siedzi tu gdzieś i razem ocieplimy sie przy kominku,lecz zero odzewu.Odrazu zaczęłem biec w strone "toru przeszkód" jaki Urokodaki zbudował.Po chwili udało mi sie znaleść go,zbiegał z góry,naszczeście cały i zdrowy.W takie pogody góra potrafi być zdradliwa.-Tanjiro!!-Starałem zwrócić na siebie uwage,odrazu mnie zauważył.

-Giyuu,padnij!-Wykrzyczał,a ja zamiast paść odwróciłem sie,pędziła na mnie wielka kłoda na sznurku.Zazwyczaj unikam tego,ale zupełnie jej nie wyczułem,to wina deszczu,zaburza moje zmusły.Naszczęście Tanjiro chwycił mnie i odsunął w ostatnim momencie,a kłoda przeleciała nam tuż przed oczami.-Nic ci nie jest?-Spytał odrazu,a ja zamiast odpowiedzieć przytuliłem go mocno.

-Przepraszam,za to co powiedziałem wcześniej..Jestem idiotą wiem.-Zamknęłem go w jeszcze bardziej szczelnym uścisku zupełnie jakby to było nasze ostatnie pożegnanie.Normalnie bym sie tak nie przejmował,ale góra burzą jest naprawde zdradliwa i niebezpieczna.Wszędzie są stare drzewa,niktóre nawet spruchniałe.Każdej burzy a to gałęzie spadają,a to drzewo sie przewala.Trenowanie więc i urochamianie pułapek jest bezmyślne i niebezpieczne.

-Giyuu,w porządku,mogłeś sie zdenerwować.-Podniósł mój podbrudek tak abym patrzył mu w oczy,wcześniej odwróciłem wzrok,poczucie winy to dość ciężki ciężar na barkach.-Ale nie mów tak więcej,czułem jakbym stracił coś ważnego,taka pustka.Nie chce cie stracić,kocham cie.

-Ja ciebie też kocham,jesteś moim szczęściem,powodem dla którego sie uśmiecham.Dzięki tobie odzyskuje dawno utracone barwy.Odnajdziemy Sabito,ale nie kosztem tego co dzieje sie między nami.-Tanjiro uśmiechnął sie na moje słowa.

-Oczywiście,że go znajdziemy,razem.To nasz przyjaciel.

-Ale narazie wróćmy może,co?-Wystawiłem ręke,Tanjiro odrazu zrozumiał i podał swoją,spoltłem nasze palce razem.

-Dobrze,masz racje.

Razem wróciliśmy do domu,cali przemoczeni do suchej nitki.Odrazu udaliśmy sie do łazienki gdzie zmieniliśmy mokre ubrania.Urokodaki powiedział,że sam dokończy obiad,a my mamy wysuszyć sie.Tak więc chwyciliśmy ręczniki aby wytrzeć włosy otuleni kocami,na łóżku.

-Odrazu cieplej.-Mruknął pod nosem Tanjiro.

-Nie rób tego więcej,dobrze?

-Dobrze,dobrze obiecałem przecież,marudo.

-Marudo?!Ja nie marudze,tylko sie martwie.-Odwróciłem głowe udając obrażonego,chciałem sie tylko troche podroczyć.

-Czy ty sie obraziłeś Tomioka?-Kątem oka zauważyłem jak krzyżuje ręce przy piersi.-Giyuu,noo.

-Co?

-Nie obrażaj sie.

-Nazwałeś mnie marudą.

-Oj no przepraszam,nie jesteś marudą.-Podszedł bliżej i mnie przytulił od tyłu.-Giyuu..-Szepnął do ucha.-Chyba nie obrazisz sie na mnie skarbie?

Czułem przypływające ciepło na moich policzkach.Odwróciłem sie w jego strone.

-Jak mnie nazwałeś?

-Nijak.-Zaśmiał sie,patrzył na mnie rozbawionym wzrokiem.-Chodzi ci o..Skarbie?~ Dwa razy sie całowaliśmy i wyznajemy sobie miłość..Czy to nie czyni z nas pary?

-Ja..-Patrzyłem na niego zdziwiony,że tak łatwo przeszło mu to przez usta.-Nie jesteśmy oficjalnie razem.

-A więc,Giyuu Tomioka,filarze wody..Zostaniesz oficjalnie moim chłopakiem?

-Byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi,oczywiście że zostane.-Czułem jak łzy kapały mi na kolana.

-Giyuu,nie płacz.-Otarł moje łzy,ja sie uśmiechnełem na to.

-To ze szczęścia.Kocham cie.-Przyciąnąłem go do siebie i pocałowałem czując jak mocno bije mi serce.Wsumie jak zawsze przy nim.



Twój uśmiech//GiyutanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz