Rozdział 10

48 2 0
                                    

Poranek budził się subtelnym światłem wschodzącego słońca, które powoli rozświetlało Wrenwick. Cichy śpiew ptaków wznosił się wraz z poranną aurą, tworząc harmonijną symfonię dźwięków natury. W powietrzu unosił się świeży zapach rosy, która delikatnie otulała trawę. Ludzie zaczynali swój dzień, wychodząc na ulicę i tworząc dźwięk porannego rozruchu miasteczka.

Julian otworzył oczy. Pierwszy raz czuł się tak wyspany, mimo, że sen nie był długi. W ramionach trzymał Davinę, której głowa spoczywała na jego torsie. Wzrok zatrzymał się na niej, na jej spokojnie śpiącej twarzy. Emanowała spokojem w śnie, był zapatrzony w każdy jej oddech.

Była taka piękna, kochał ją całym sercem i nie mógł oderwać od niej wzroku.

Jej kasztanowe włosy układały się w naturalne fale, kontrastowały z jasnym odcieniem jej skóry, podkreślając jej delikatność. Sprawiała wrażenie jakby była kruchym kwiatem w jesiennym ogrodzie, jednak Julian nie postrzegał jej już, jako słabej. Im dłużej i lepiej ją znał, tym bardziej przekonywał się jak silna jest.

Chciał ją uratować, jednak to ona ratowała go każdego dnia.

Dla Juliana Davina emanowała nie tylko zewnętrznym pięknem, ale także wewnętrzną elegancją. Jej sposób bycia był połączeniem wdzięku i siły.

Głowa oparta na jego torsie i jej dłoń na jego piersi sprawiała, że pulsowała w nim fala błogiego spokoju, jakiej dotąd nigdy nie doświadczył. Świadomość, że to właśnie teraz, w tym cudownym świetle świtu, są razem, wywoływała w nim uczucie, jakby dotknął najgłębszej części swojej duszy. Jednak wraz z błogością rodził się w nim też strach. Strach przed tym, że ta chwila jest ulotna, jak piasek przez palce. Jakby każdy moment był na wagę złota, jednocześnie piękny i kruchy.

Bał się. Bał się stracić to, co dopiero znalazł.

Świat za oknem budził się do życia, a Julian kontemplował tę jedną chwilę, która wydawała mu się ważniejsza niż wszystkie poprzednie razem wzięte. Bo teraz, mając w objęciach tą dziewczynę, poczuł się jakby dotarł na właściwe miejsce, w odpowiednim czasie, z właściwą osobą. To było coś więcej niż tylko miłość; to było odkrycie sensu życia w jednym spojrzeniu, jednym uścisku, jednym wspólnym śnie z tą, którą kochał całym sercem.

- Nie gap się na mnie - Davina zaśmiała się cicho pod nosem. Julian zaczerwienił się delikatnie.

- Nie gapię.

- Gapisz.

- A skąd możesz to wiedzieć? Masz zamknięte oczy - zaśmiał się pogłaskał ją czule po włosach.

- Czuję - powoli podniosła głowę, podpierając się na dłoni. Spojrzała mu w oczy. Włosy miała lekko splątane - Wyspałeś się?

- Jak nigdy - przyznał szczerze i posłał jej uśmiech, a ona go odwzajemniła. Podniosła się leniwie z łóżka i podeszła do okna.

- Piękna pogoda, aż żal tracić go na zajęcia w szkole - westchnęła spoglądając przez okno. Julian usiadł na łóżku. Przeczesał swoje zmierzwione włosy.

- To nie idźmy. Poróbmy coś fajnego, pokręćmy się po mieście. To ostatnie takie ciepłe dni.

Davina odwróciła się w jego stronę, opierając się ciałem o parapet. Na jej ustach pojawił się uśmieszek, a oczy się rozpromieniły.

- Mam jeszcze lepszy pomysł. Znam fajne miejsce, rzadko, kiedy ktoś się tam zapuszcza. W głębi lasu jest jezioro Nook. Moglibyśmy popływać, poopalać się, albo po prostu posiedzieć na pomoście.

Obietnica. Zanim odejdę. Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz