III. Z wizytą w Akademii

61 10 136
                                    

Kolejne tygodnie listopada Spirydon dzielił pomiędzy zajęcia uniwersyteckie, korepetycje, naukę z Miszą w bibliotece i spotkania z grupą nowych kolegów. Zafascynowały go ich dyskusje i snute przez nich wizje społeczeństwa przyszłości, ale też konkretne plany i działania, o których wcześniej nie miał żadnego pojęcia. Najbardziej doświadczony był rzecz jasna Aleksiej, który już od dłuższego czasu działał w środowisku petersburskich robotników. Było mu łatwo znaleźć z nimi wspólny język, bo sam pochodził w rodziny rzemieślniczej i nim poszedł na studia, przez jakiś czas pracował jako ładowacz na barkach. Żora deklarował, że ktoś z jego kaukaskich krewnych ma jakieś kontakty z nielegalną drukarnią i mógłby zająć się sporządzaniem ulotek, ale na razie jego wkład polegał przede wszystkim na dostarczaniu gruzińskiego wina, kiedy spotkania odbywały się poza traktiernią. Z kolei Mitia zamierzał po Bożym Narodzeniu zorganizować koncert charytatywny, z którego dochód miał być przeznaczony na wsparcie finansowe dla najbiedniejszych studentów, i jednocześnie układał jego program oraz ustalał, kto mógłby w nim wystąpić. Siergiej, potężny, szeroki w barach ciemny blondyn o lekko kręconych włosach i odstających uszach, syn drobnego kupca, zawsze dostarczał najświeższe wiadomości i drobne ploteczki, które zasłyszał poprzedniego dnia jego ojciec. Wszyscy też żywo interesowali się losami kolegów powołanych do wojska po zimowych demonstracjach i zabiegali o przywrócenie ich na uniwersytet.

Widząc takie zaangażowanie, Spirydon nawet nie wspominał o swojej przynależności do Związku Socjalistów-Rewolucjonistów, bo uświadomił sobie sprawę, że w porównaniu z nimi jest nowicjuszem, który nie ma się czym chwalić. Podejrzewał też, że w przypadku jakiejkolwiek dalszej dyskusji na tematy społeczne czy polityczne natychmiast by się pogubił. Chciał jednak być przydatny dla organizacji i dlatego postanowił rozejrzeć się w innym otoczeniu, poza grupą skupioną wokół Aleksieja.

Misza z góry odpadał, bo już kiedyś w rozmowie ze Spirydonem wyraźnie zadeklarował, że interesuje go tylko nauka i nie chce bawić się w żadną działalność polityczną. Przypomniało mu się jednak, że w Petersburskiej Akademii Duchownej studiuje przyjaciel Nikołaja z seminarium, Wiktoryn Rożdiestwienski. Pamiętał go dobrze z okresu nauki w szkole duchownej, kiedy to Wiktoryn z zapałem opowiadał o zaangażowaniu zachodnioeuropejskiego chrześcijaństwa w poprawę losu robotników, a raz nawet zdobył skądś tekst encykliki "Rerum novarum" i usiłował zorganizować spotkanie, na którym mogliby porozmawiać na jej temat. Nikt wtedy nie wykazał się zbytnim entuzjazmem, więc Wiktoryn zrezygnował ze swego pomysłu, ale z opowieści Nikołaja Spirydon wiedział, że jego przyjaciel nie porzucił swej fascynacji socjalizmem chrześcijańskim.

Postanowił zatem w najbliższą niedzielę odwiedzić Wiktoryna w Akademii Duchownej.

Żeby mieć pewność, że go zastanie, wybrał się z samego rana na nabożeństwo w Ławrze świętego Aleksandra Newskiego, gdzie mieściła się Akademia. Dzień był mroźny, więc nim dotarł do Ławry ze swojego pokoiku na Wyspie Wasiljewskiej, zdążył solidnie przemarznąć. Na szczęście w cerkwi akademickiej pod wezwaniem świętego Fiodora było ciepło, powietrze nagrzewały nie tylko płonące przed ikonami świece, ale też oddechy kilkuset wychowanków Akademii w charakterystycznych czarnych mundurach z dwoma rzędami guzików. Gdzieniegdzie było widać wśród nich riasy nowicjuszy, którzy zdecydowali się na złożenie ślubów zakonnych jeszcze podczas trwania studiów. Spirydon nie miał pojęcia, jak w tym tłumie odnajdzie Wiktoryna, dlatego przed samym końcem nabożeństwa stanął przy wyjściu z cerkwi i uważnie przyglądał się wszystkim wychodzącym.

- Spirydonie! - Wiktoryn dostrzegł go pierwszy, co nie było dziwne, bo musiał rzucać się w oczy z racji odmiennego kroju munduru, a przede wszystkim dlatego, że stał przy samej bramie. - Jak dobrze znów cię widzieć! - Uścisnął go serdecznie i odstępując krok w tył popatrzył uważnie na jego twarz. - Schudłeś chyba trochę, a na pewno zbladłeś. Musisz uważać na siebie, bo petersburski klimat jest niezwykle zdradliwy. Jak ci się podoba na uniwersytecie? Pamiętam, że Nikołaj był dosłownie zachwycony.

Lata nadziei, lata przemocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz