XXIII. Braterstwo seminarzystów

27 7 103
                                    

Wielkanocna przerwa od zajęć uniwersyteckich niezwykle się Spirydonowi dłużyła. Jego najbliżsi koledzy albo powyjeżdżali do domów rodzinnych, albo zajęci byli własnymi sprawami i pewnie myśleli, że również on opuścił Petersburg. Nawet korepetycje Pieti Klejgelsa, mimo zbliżających się egzaminów gimnazjalnych, zostały zawieszone na czas świąt i tygodnia wielkanocnego, który w tym roku zbiegł się z majówką. Spirydon spędził więc ponad dziesięć dni w prawie zupełnej samotności, bo oczywiście w takiej sytuacji spotkania z Natalią też nie wchodziły w grę. Próbował wykorzystać ten czas na naukę do egzaminów, ale ileż można było siedzieć nad literaturą staroruską czy gramatyką starogrecką? Snuł się trochę po Petersburgu, odwiedził chyba większość parków miejskich, jednak aura nieszczególnie sprzyjała spacerom. Wciąż było dość chłodno i prawie codziennie niebo pokrywały deszczowe chmury. Szara, mokra mgła spowijała miasto i podobna do niej szarość zasnuwała duszę Spirydona.

Mglisty niepokój towarzyszył mu, gdy po krótkim wahaniu podjął decyzję, że w tym roku po raz pierwszy w życiu nie przystąpi do wielkanocnej spowiedzi i komunii. Nie chciał się kajać za czyny, których grzeszność uparcie kwestionował i które zamierzał z przyjemnością powtórzyć przy najbliższej nadarzającej się okazji. A kłamać przed kapłanem nie zamierzał - czułby się, jak gdyby oszukiwał własnego ojca.

Nabożeństwa Wielkiego Tygodnia, na których obecności zawsze tak skrupulatnie przestrzegali rodzice, Spirydon również opuścił, jednak na nocną liturgię mimo wszystko się udał, czy to z przyzwyczajenia, czy to z nudów. Specjalnie wybrał nawet sobór świętego Izaaka, znany ze znakomitego chóru pod kierownictwem Aleksandra Archangielskiego. Podobnych jemu miłośników śpiewu cerkiewnego było w soborze więcej. Spirydon usłyszał, jak wymieniają między sobą fachowe uwagi i wspominają inne znamienite chóry. Kiedy jednak zakończyła się jutrznia paschalna i w cerkwi zaczęły się powszechne powitania i trzykrotne pocałunki, boleśnie poczuł swoją samotność i przecisnął się przez tłum do wyjścia.

Na dworze znowu siąpiło i wiał przenikliwy wiatr, ale Spirydon postawił tylko kołnierz palta i ruszył przez nocny Petersburg do domu, na przeciwległy brzeg Newy. Na ulicach, mimo pogody i późnej pory, pełno było ludzi, którzy gromadzili się zwłaszcza w pobliżu cerkwi i częstowali wzajemnie jajkami, kiełbasą i kawałkami wielkanocnych bab. Gdzieniegdzie krążyły flaszki z wódką, słychać było śmiechy i wesołe okrzyki. Jakiś podchmielony frant próbował nawet ucałować Spirydona i ze słowami "Chrystus zmartwychwstał!" wyciągał w jego kierunku zaślinione, zionące alkoholem usta, ale Rozanow tylko odpowiedział grzecznie "Prawdziwie zmartwychwstał" i zręcznie go wyminął. Ileż by w tej chwili dał, by znaleźć się w Dobrowitkach, gdzie ojciec Eulampiusz zawsze dbał, by jego parafianie częstowali się wódką dopiero po zakończeniu nocnej liturgii.

Nie odwiedził rodzinnej wioski tej Wielkanocy, ale za to w piątek przybyły do niego gościńce z Dobrowitek. Na progu pokoju stanął wieczorem Wiktoryn Rożdiestwienski z potężnym koszem, do którego Arina Pankratjewna zapakował świąteczne wiktuały: duży kawał wędzonej szynki, bochen domowego chleba, tuzin ugotowanych na twardo jaj, wielkanocną babę, a nawet butelkę nalewki śliwkowej. Nie było tylko tak lubianej przez Spirydona paschy, która nie dotrwała do piątku, zmieciona przez młodszych miłośników tego smakołyku.

- Chrystus zmartwychwstał! - zawołał energicznie Wiktoryn. - Zabierz to ode mnie jak najszybciej, całą drogę musiałem trzymać ten kosz na kolanach, bo bałem się, że coś się pogniecie albo rozbije, albo ktoś na tym usiądzie, albo ukradnie.

Rożdiestwienski wręczył Spirydonowi kosz z jedzeniem i usiadł na skraju łóżka Miszy. Mimo zmęczenia po podróży wydawał się odprężony, a oczy błyszczały mu radośnie.

- Prawdziwie zmartwychwstał! Chyba dobrze spędziłeś ten czas, widać po tobie. Czyżby przyczyniła się do tego moja siostra? - Spirydon uśmiechnął się szeroko na myśl o bliskich. - Opowiadaj, jak było, co ustaliliście, jak się miewają moi rodzice? 

Lata nadziei, lata przemocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz