X. W walce zdobędziesz swe prawa!

52 9 85
                                    

Wynajmowanie pokoju wspólnie z Miszą Wozniesienskim było najlepszym, co się mogło przydarzyć Spirydonowi na początku nowego roku. Pomijając nawet kwestię finansową.

Przede wszystkim, Misza pomógł mu nadrobić drobne zaległości spowodowane chorobą i nieobecnością na zajęciach, miał bowiem bardzo szczegółowe notatki z wykładów, a do tego chętnie dzielił się swoimi uwagami i przemyśleniami na temat ich treści. Dzięki temu zdanie egzaminów za pierwszy semestr okazało się znacznie łatwiejsze, niż się spodziewał. Ponadto Misza miał spokojne usposobienie i potrafił się przystosować do otoczenia, co w praktyce oznaczało, że kiedy Spirydona naszła chęć na rozmowę, kolega odsuwał podręczniki i cierpliwie go wysłuchiwał, od czasu do czasu wtrącając kilka słów, sam jednak nie miał w zwyczaju zagadywać go zbyt często. Głównie przesiadywał nad książkami i notatkami: przygotowywał się do zajęć, tłumaczył lub kończył swój artykuł o folklorze północy.

Jedyną, jak się wydawało, wadą Miszy był jego ascetyzm, graniczący z abnegacją. Z wielkim trudem udało się Spirydonowi namówić go na wykupienie abonamentu na obiady w stołówce uniwersyteckiej, a i tak Wozniesienski uparł się, że w środy i piątki obejdzie się bez gorącego posiłku. Oszczędzał też niestety na higienie osobistej i chodził do łaźni co dwa tygodnie, a ubrania i bieliznę nosił zdecydowanie zbyt długo. Twierdził, że w ten sposób oszczędza podwójnie, bo wydaje mniej na praczkę, a ponadto zbyt częste pranie niszczy tkaninę i sprawia, że ubrania szybciej nadają się do wymiany. Spirydon, który od małego lubił czystość i porządek, próbował go przekonywać, że wcale tak nie jest, ale w tej kwestii Misza pozostał niewzruszony.

Mijały kolejne styczniowe dni, Spirydon powrócił do studenckiej codzienności z jej wykładami i zajęciami, tyle że teraz musiał wcześniej wyjść z domu, by na nie zdążyć. Ciągle też nie znalazł uczniów ani innej pracy i to martwiło go najbardziej. Miał odłożone pieniądze na opłacenie kolejnego semestru, przed wyjazdem z Dobrowitek dostał też od ojca piętnaście rubli, ale to była kropla w morzu potrzeb, a na większą sumę pieniędzy nie miał co liczyć. Zwłaszcza teraz, kiedy trzeba było przygotować posag dla Wiery i opłacić kwaterę Platona w Pskowie. Z tego względu, kiedy we wtorek grupa kolegów jak zwykle wybierała się do "Złotej Kotwicy", wymówił się koniecznością nauki do egzaminów i z żalem opuścił spotkanie. Nie chciał więcej korzystać z hojności Mit'ki, nie po tym, jak za jego pieniądze odwiedził teatr i dom publiczny, a potem otrzymał opiekę w chorobie. Był wdzięczny koledze za pomoc, ale jednocześnie postawił sobie za punkt honoru, że teraz sam zarobi na rozrywki i przyjemności.

Pod koniec stycznia do Spirydona, który wyszedł właśnie na korytarz po wykładzie z literatury rosyjskiej, podszedł niewidziany od października Andriej Siniawcew.

- Środa, osiemnasta, nabrzeże Fontanki sto szesnaście, mieszkanie Weinsteina - rzucił ściszonym głosem. - Hasło "żniwa", odzew "sierp". Zaczęło się!

Andriej uścisnął mocno jego ramię i szybkim krokiem oddalił się w głąb korytarza. Spirydon stał zaskoczony, gdyż po tak długim milczeniu ze strony przedstawicieli Związku Socjalistów-Rewolucjonistów sądził, że sprawa umarła śmiercią mniej lub bardziej naturalną. Zwłaszcza że Samuel Salomonowicz wspominał o aresztach i zainteresowaniu tajnej policji. Jednak wiadomość od Andrieja i zaproszenie na spotkanie pojawiły się w idealnej chwili, bo Spirydon pragnął nadal angażować się w działalność społeczną i polityczną, a spotkania z grupą Aleksieja zdecydował się tymczasowo zawiesić, do chwili, aż znajdzie pracę i będzie w stanie płacić za siebie.

W środę wieczorem pojawił się we wskazanym miejscu pięć minut przed czasem. Zastukał do drzwi mieszkania na drugim piętrze eleganckiej kamienicy z szerokimi schodami i ozdobną żeliwną balustradą.

Lata nadziei, lata przemocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz