XVI. Manifestacja

41 7 50
                                    

- Misza, uspokój się! - Spirydon patrzył na kolegę z frustracją i rezygnacją.

Spokojny zazwyczaj Misza tym razem wyglądał na naprawdę rozeźlonego. Chodził w tę i z powrotem po ich małym pokoju, wymachiwał gwałtownie rękami i mówił szybko, podniesionym głosem, z wyjątkowo wyraźnym wołogodzkim akcentem. Co gorsza, okazało się, że skromny zazwyczaj kolega znakomicie zna wyrazy niecenzuralne i nie ma oporów, by używać ich w swoich wypowiedziach.

- Jak tak można?! - perorował Misza, nie zwracając uwagi na słowa Spirydona. - Co wy sobie wszyscy wyobrażacie, że dla waszych pieprzonych celów, dla tej cholernej polityki możecie sobie igrać losami wszystkich studentów? Że tak po prostu możecie sobie przerwać wykład wybitnego rosyjskiego uczonego, odśpiewać tę waszą cholerną "Marsyliankę" i zacząć pieprzyć coś o wolności słowa i autonomii uniwersytetu. Kurwa mać, piękny przykład dajecie, nie pozwalacie dokończyć wykładu, terroryzujecie tych, którzy chcieliby jednak wysłuchać go do końca, robicie, co wam się żywnie podoba, narzucacie wolę kilku cholernych dupków i nazywacie to wolnością i automią? Ja to nazywam dyktaturą, dyktaturą motłochu.

- Misza, już ci mówiłem, że te środki zostały wymuszone przez sytuację, jaka panuje w naszym kraju. To nie tak, że robimy to wszystko dla własnego kaprysu, bo nudzi nam się na zajęciach albo boimy się egzaminów. Przecież wiesz, co się dzieje na uczelniach, co się dzieje w Rosji. Masz oczy i uszy, masz sumienie.

- Nie pierdol mi tu o sumieniu, idioto! - wściekł się Misza. - Już ci mówiłem, co sądzę o takim sposobie walki o lepszą przyszłość. Jest godny bandy sfrustrowanych debili, ot co. Zamiast pilnie uczyć się i zmieniać świat powoli, w oparciu o wiedzę i naukę, wolicie rozpieprzyć wszystko w pizdu i potem dumać, co dalej. Powiem ci, co będzie dalej. Chaos, rozpierducha i rosyjski bunt. Rewolucja połknie swoje własne dzieci, ale najpierw zniszczy życie milionom innych. Miałem cię za bardziej sensownego, Spirydonie - dokończył Misza trochę spokojniej, ale z rozczarowaniem i prawie rozpaczą słyszalną w głosie.

- Misza, nie demonizuj i nie przesadzaj - zaprotestował Spirydon z urazą. - Nie zniszczymy twojej kariery dwoma tygodniami strajku. Możesz przez ten czas zamiast na zajęcia chodzić do bibilioteki, możesz pracować nad swoim artykułem albo jakimś kolejnym tekstem, który na pewno przyniesie poprawę losu robotników fabrycznych - pozwolił sobie na małą uszczypliwość wobec kolegi. - A potem wszystko wróci do normy, zapewniam cię. Robisz z igły widły.

- Może i wróci, ale nie wszystko. A na pewno nie wszyscy wrócą na uniwersytet. Część z was powędruje na zajęcia praktyczne z geografii i geologii Syberii. I po co wam to? Nic nie osiągniecie, a tylko spieprzycie sobie życie. I skutecznie wkurzycie władze uczelniane i państwowe, co owszem, może odbić się nawet na tych, co nie biorą udziału w tej farsie. Na przykład limity przyjęć na studia czy ostateczne wykluczenie pewnych grup społecznych czy narodowościowych. Głupiście, to wam powiem. Nie wiecie, w co się pakujecie. I proszę bardzo, leźcie sobie w kłopoty, nie moja sprawa. Rzeczywiście poświęcę te dwa tygodnie na dopracowanie artykułu według wskazówek profesora. Ale nie licz na to, Spirydonie, że wezmę udział w tym szaleństwie.

- Nie musisz - odezwał się pojednawczo Spirydon. - Najważniejsze, żebyś nie przeszkadzał. No i nie opowiadał zbyt dużo władzom uczelni.

- Za kogo mnie masz, za kapusia? - oburzył się Misza. - To, że mam krytyczne zdanie wobec waszego postępowania nie oznacza, że będę donosił na kolegów. Nigdy się czymś takim nie splamiłem.

- Dobra, Misza, myślę, że na tym możemy poprzestać. To już coś i wiele dla mnie znaczy. Kto nie jest przeciw nam, ten jest z nami.

- Mam nadzieję, że wszyscy twoi koledzy myślą podobnie. Sam wiesz, że w Piśmie Świętym jest też wręcz przeciwny cytat. W każdym razie pamiętaj, Spirydonie, że w każdym momencie możesz zmienić zdanie i się wycofać... z tej całej afery. - W głosie Miszy wyraźnie słychać było troskę. - To nie jest tak, że jak się powiedziało "A", to koniecznie trzeba powiedzieć "B". Tak naprawdę możesz zaprzestać recytowania alfabetu po jakiejkolwiek literze... jak tylko poczujesz, że robisz coś wbrew sobie, pod naciskiem z zewnątrz.

Lata nadziei, lata przemocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz