Blair ❤️

1.5K 153 36
                                    

Blair

Kiedyś

W sali pomalowanej na błękitny kolor panuje zupełna cisza. Przez zamknięte drzwi nie dobiega mnie żaden dźwięk, choć zwykle o tej porze na oddziale onkologicznym bywa spore zamieszanie. Tej nocy nikt nie odszedł, wiem, bo gdyby tak się stało słyszałabym płacz. Myślę o Roselyn i Mabel, moich przyjaciółkach i czuję ulgę.

– Gotowa? – Z zamyślenia wyrywa mnie głos babci. Jest łagodny i ciepły, tak jak zawsze, choć rozbrzmiewa w nim jakaś dziwna nuta. Nie znam jej, a może się mylę? – Blair?

Kiwam głową i zaciskam dłonie w pięści. Mój wzrok powoli wędruje po białej, szpitalnej koszuli, zsuwa się w dół i zatrzymuje na szarej podłodze. Jest brzydka, pokryta linoleum i cuchnie płynem do dezynfekcji. Zamykam oczy i przez chwilę wstrzymuję oddech. Mój słuch wyostrza się zastępując zmysł wzroku, wyobraźnia zaczyna pracować. W myślach widzę, jak babcia chwyta do ręki maszynkę, przystawia ją do mojej głowy, a jej palec zaciska się na włączniku.

– Nie! – Gwałtownie podrywam się z krzesła i z uporem kręcę głową. Otwieram oczy, widzę przed sobą jej zmęczoną, pokrytą głębokimi zmarszczkami twarz i zauważam, że spogląda na mnie w skupieniu. Zdziwiona unoszę wzrok i biorę głęboki wdech, przecież stała za mną. – Jeszcze nie – szepczę tak cicho, że z ledwością słyszę swój głos. – Chcę na siebie spojrzeć, ostatni raz, zanim po mnie przyjdą. Proszę.

Babcia kładzie dłoń na moim ramieniu.

– Oczywiście skarbie – odzywa się z troską.

Spuszczam głowę, a moje ciało zaczyna bezwiednie drgać. Nie kontroluję tego, choć tak bardzo staram się nie rozklejać, przecież jestem silna. Tak myślę.

Chwytam w dłoń lusterko, które mi podaje. Jest okrągłe i ozdobione kilkoma bursztynami oraz małymi muszelkami wtopionymi w grubą, szeroką ramę. Pamiętam, że mama miała dokładnie takie same i że kupiła je podczas ostatnich wakacji w Portland. Obracam go w palcach i zatrzymując w płucach powietrze otwieram i unoszę na wysokość twarzy. Przełykam ślinę, przyglądając się sobie z uporem, starając się zapamiętać swoje rysy: zbyt szczupłą twarz, prosty, idealnie równy nos i duże granatowe oczy otoczone paroma rzęsami. Przenoszę spojrzenie na włosy, mają ten sam kolor co nocne niebo, tak mówi babcia, i sięgają prawie do pasa.

– One odrosną Blair – słyszę i zagryzam wargi, kolejny raz, zastanawiając się, skąd wie, o czym myślę.

Może jest czarodziejką, dumam jednak szybko przeganiam tę głupią myśl. Gdyby tak było mama z tatą nadal by żyli, a ja nie byłabym teraz w szpitalu, uzmysławiam sobie z żalem i zamykam puzderko, tak głośno, że w pomieszczeniu rozlega się dźwięk magnesów uderzających o siebie.

– To na wypadek, jakbym się nie wybudziła – wyjaśniam głosem zbyt poważnym jak na sześciolatkę i wyciągam przed siebie dłoń. – Wiem, że mogę umrzeć.

Babcia mruga powiekami, starając się powstrzymać łzy, choć i tak dostrzegam jak jej oczy robią się coraz bardziej szkliste. Jej palce drżą, gdy zaciska je na lusterku, a jej broda marszczy się i zaczyna drgać. Zapewne zastanawia się, skąd o tym wiem, przecież stara się zatajać przede mną większość faktów dotyczących mojej choroby, ale ja doskonale zdaję sobie sprawę, że nie wszystkie dzieci wracają do zdrowia. Zaledwie wczoraj odszedł Rayan, a jeszcze wcześniej umarła Ashley. Patrzę na swoją bladą, wychudzoną rękę i gdy babcia obejmuje ją z jej gardła wydobywa się głośny szloch. Nie pamiętam, żeby od pogrzebu rodziców płakała. Myślę o tym, co stanie się, gdy nie wybudzę się z narkozy albo umrę podczas operacji i czuję wyłącznie żal, że zostanie na świecie sama.

Na zawsze twojaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz