Część 4

7 1 12
                                    

W połowie trzeciego tygodnia przed rozpoczęciem pracy jako nauczyciela, Lyndona czekała miła niespodzianka. Był w trakcie dobierania zadań do arkuszy ćwiczeń na zajęcia gdy ktoś zapukał do drzwi jego pracowni.

- Wejść! - powiedział głośno, nie odrywając się od pracy.

Drzwi otworzyły się skrzypiąc lekko, na co otwierający się skrzywił.

- Trzeba będzie naoliwić zawiasy - mruknął.

Lyndon poderwał głowę rozpoznając głos Bruce'a. Spojrzał na nastolatka, trochę zdziwiony że chłopak nie przebywa teraz na zajęciach. A o ile go pamięć nie myliła miał teraz Historię Sanktuarium.

- Bruce, a co ty tu robisz? Nie powinieneś być na zajęciach? - zapytał.

- Powinienem, ale rodzice wysłali wiadomość, że mam cię zaprowadzić do ich gabinetu. Chcą z tobą o czymś porozmawiać. Twierdzą, że to ważne - chłopak odpowiedział.

Lyndon domyślił się, że to może być jedna z tych spraw, w których chłopak jest zobowiązany do milczenia. Odłożył pióro na bok i wstał od biurka.

- Cóż, jak twierdzą że to coś ważnego, trzeba się stawić - oznajmił. - Prowadź - dodał.

Chłopak przytaknął i obaj wyszli z pracowni. Przeszli korytarzami aż do drzwi gabinetu dyrekcji. Strzegący drzwi Wartownicy stanęli na baczność, więc chłopak chwycił za klamkę i nacisnął by otworzyć drzwi.

- Mamo, tato przyprowadziłem go - oznajmił wchodząc.

Lyndon wszedł zaraz za chłopakiem i zamarł w miejscu, widząc znajomą mu sylwetkę.

- Kormac? - zapytał.

Wymieniony mężczyzna obrócił się z uśmiechem na ustach. - Serwus Lyndon - dodał.

Lyndon od razu podszedł i uściskał wojownika, który oddał gest.

- Co ty tu robisz? Widzieliśmy się ledwie parę dni temu - powiedział, odsuwając się.

- Dyrekcja zaprosiła mnie na rozmowę. Zaoferowali mi współpracę. Ja znajduję im interesujące ich obiekty, które chcą wziąć pod jurysdykcję a oni w zamian pozwolą mi przebywać na terenie szkoły i dotrzymywać ci towarzystwa. Oczywiście tylko do określonej godziny, na noc zdecydowanie nie będę mógł zostać - Kormac odparł.

Lyndon z wdzięcznością w oczach spojrzał na dyrektorkę i jej męża. To był naprawdę szczodry gest z ich strony i Lyndon nie potrafił tego nie docenić.

- Dziękuję wam. Naprawdę - podziękował.

- To żaden kłopot, Lyndonie. Jak już mówiłam, dbamy o naszych kolegów z kadry jak i uczniów - kobieta odparła.

- Poza tym, Kormac jako były Templariusz jest zaprawiony w walce więc sobie poradzi z powierzonym mu zadaniem. A w razie potrzeby, będzie mógł wziąć ze sobą Zaklinaczkę by pomogła mu z sprawami czysto magicznymi - dodał mąż kobiety.

- A właśnie, skoro o magii mowa. Kormac, rozmawiałeś z Myriam? Wyjawiła co ją gryzie? - Lyndon zapytał mężczyznę.

Ten pokręcił głową w zaprzeczeniu. Opowiedział jak zamierzał się do rozmowy z pulchną kobietą, ale ta zniknęła z dnia na dzień. Zwinęła swój kram i opuściła miasto. Teraz Nefalem skupił się na odszukaniu jej, ale póki co nie ma poszlak. Nawet Tyrael nie wie dokąd wieszczka Vecini mogła się udać.

- A to bardzo ciekawe. Vecini są znani ze swojej tajemniczości, ale takie znikanie z dnia na dzień jest do nich niepodobne. Za tym musi kryć się coś więcej - starsza mniszka oznajmiła.

Lyndon się zgodził z przełożoną. Opowiedziano mu historię o innym Vecini, który zawitał w murach szkoły na kilka dni i potem ogłosił że musi ruszać w dalszą wędrówkę. Jeśli Vecini musi się gdzieś udać to tylko z wyraźnego powodu. W przypadku Myriam musi być podobnie.

- Mam nadzieję, że wkrótce Myriam się odnajdzie i wyjaśni powody swojego zachowania - oznajmił.

- Ja też, przyjacielu. Ja też - odparł Kormac.

Małżonkowie popatrzyli po sobie. Nie mogli jednak zadeklarować pomocy w poszukiwaniach kobiety. I tak już wiele robili by Lyndon dołączył do kadry jako nowy nauczyciel. Zamiast tego, wysłali Kormaca z powrotem do Nefalema. Zastrzegli go by zachowywał się naturalnie, aby nie wzbudzić podejrzeń czempiona. Wbrew pozorom Nefalem nie był taki nie domyślny i jakby coś zauważył to w kilka chwil połączy kropki.

Były templariusz oczywiście przyjął ostrzeżenie i opuścił teren szkoły. Otrzymał również pergamin z wypisanymi zestawami współrzędnych obiektów interesujących szkołę. Kormac wiedział, że nie może wyciągnąć tego pergaminu przy Nefalemie. Ani przy Tyraelu, bo śmiertelny anioł będzie chciał podjąć próbę przejęcia obiektów nim zrobi to szkoła. Zwłaszcza że niektóre z tych obiektów to stare Horadrimskie Krypty, zawierające masę artefaktów i zapomnianej wiedzy.

A w społeczności szkolnej jest kilku pół Horadrimów i potrzebują odpowiedniej wiedzy na temat ich dziedzictwa, jeśli mają zostać częścią odbudowywanego zakonu.

Zathamowi udało się namierzyć kilku potencjalnych dziedziców, więc Zoltun w wolnych chwilach pracował nad stworzeniem Horadryjskich Klejnotów. Owe klejnoty miały reagować gdy potencjalny Horadryjski Dziedzic będzie w pobliżu. Jeśli klejnot pojawi się przy osobie będącej spokrewnionej z Horadrimami, klejnot zacznie rezonować. I nawet jeśli zostanie ukradziony, magicznie teleportuje się z powrotem do prawowitego właściciela.

- Skąd w ogóle masz pewność, że wskazane przez ciebie osoby są potomkami Horadrimów, Zathamie? - zapytał go.

- Nie mam pewności, Lyndonie. Nie mogę mieć pewności, że to właśnie te osoby są potomkami Horadrimów - mężczyzna odpowiedział.

- W sumie prawda - Lyndon odparł.

Zatham nie mógł być absolutnie pewny, że wytypowane osoby okażą się właściwymi. Nadal trzeba było to sprawdzić, a Zoltun pracował już nad tym.

Lyndon wiedział, że poza samym Kullem i Tal Rashą do oryginalnego zakonu należało jeszcze siedem innych osób. Wśród nich był człowiek zwany Bezimiennym. Zapytał dawnego Horadrima dlaczego jeden z pierwszych członków zakonu został tak nazwanym.

Zapytany wyraźnie się spiął gdy to usłyszał. Bo co miał powiedzieć? Że ten człowiek zdradził zakon i Tyrael w ten sposób go ukarał? Żeby został zapomniany i wymazany z historii?

- To bardziej skomplikowane niż sądzisz Lyndonie. Są pewne sprawy bądź osoby o których się nie rozmawia. Z różnych powodów - powiedział zamiast tego.

- Och, rozumiem. Ciężki temat - Lyndon odparł. - Nie będę więcej pytał - dodał.

Zoltun odetchnął z ulgą. Naprawdę wolał uniknąć rozmowy o tym jednym członku. Chciał o nim zapomnieć.

Tak jak pozostali zapomnieli. Jak nakazał Tyrael.
______
Notka

Jak się podobała ta część?

Odmieniony Los / Diablo IIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz