Część 19

6 1 7
                                    

Lyndon nigdy by nie przypuszczał, że jego więź z Samuelem przerodzi się w naprawdę dobrą i zdrową relację. Rycerz najwyraźniej odczuwał niepewność i trochę strach Lyndona o to jak wszystko się potoczy. Z tego powodu, dawał mu tyle przestrzeni, ile potrzebował ale nadal opiekował się nim i go chronił.

Szczególnie przed Nefalemem, który nie chciał przyjąć do wiadomości że Lyndon nie będzie z nim więcej podróżował. Czempion już wiele razy zdołał ich znaleźć, ale za każdym razem gdy wyciągał rękę po Lyndona, obok pojawiał się Samuel i posyłał wojownika na podłogę.

Kilka razy to przytknął mu nawet koniec broni drzewcowej do gardła i warczał wręcz by zostawił ich w spokoju. Na jakiś czas to działało i mieli trochę spokoju. Ale potem sytuacja się powtarzała na nowo i Lyndona już zaczynało to męczyć.

Dlatego właśnie, Samuel zabrał go do samej siedziby zakonu i tam, Lyndon mógł w spokoju odetchnąć. W końcu, nawet Nefalem nie jest na tyle głupi aby zadzierać z samym liderem Kapitularzu Thys - Raphaelem.

Dowodził Kapitularzem pewną ręką, ale i z rozwagą. Uważnie słuchał co jego bracia i siostry Rycerze mają do powiedzenia w temacie dalszego rozwoju zakonu. Stosował się do ich rad, jeśli sam nie wiedział co zrobić. Konsultował się z członkami Rady Zakonu, gdy miała zostać podjęta jakaś naprawdę ważna decyzja, którą trzeba szerzej rozpatrzyć.

Lyndon mógł śmiało stwierdzić, że pod dowództwem Raphaela Zakon Rycerzy Krwi rozkwitł. Wciąż pamiętali o tradycjach, szanowali je, niektóre kultywowali ale szli także z duchem czasu. Przez głowę przeszła mu myśl, że Fernam byłby dumny gdyby teraz ich zobaczył.

I najwidoczniej tą myślą zyskał aprobatę Raphaela. A tak bynajmniej sądził po uśmiechu jaki pojawił się na twarzy Rycerza.

Oczywiście jako zwiazany Samuela, dzielił z nim komnatę. I nawet w znajomych czterech ścianach, Sam nie zmienił swojego zachowania względem Lyndona ani odrobinę. Nadal się nim opiekował i go chronił. Tym razem przez innymi Rycerzami, którzy uznali że Lyndon jest uroczy na tyle by chcieli go przytulić i nie puszczać. Sam był mniej niż zadowolony z tych słów. Dlatego trzymał Lyndona blisko siebie.

A teraz leżał na dużym, dwuosobowym łożu z baldachimem i wpatrywał się w ścianę. Nie spał już od jakiegoś czasu, ale nie chciał budzić Samuela, który spał za nim obejmując go ramieniem.

Z tego co wiedział, Raphael zaprosił Samuela na rozmowę która przedłużyła się na tyle, że były najemnik już w zasadzie spał jak Sam wrócił do komnaty.

Gdy usłyszał pomruki i poczuł lekki ruch to już wiedział, że Samuel się obudził.

- Dzień dobry - powiedział.

- Dzień dobry - Sam odparł sennie. - Która godzina? - dodał pytanie.

- Nie wiem, nie mam zegarka - Lyndon odpowiedział.

- Czyli muszę się o jakiś postarać abyś mógł mi powiedzieć która godzina - Sam zamruczał.

Rycerz trochę niechętnie podniósł się do siadu i rozciągnął plecy. Chociaż wolałby spędzić czas z swoim związanym, to obowiązki wciąż go wzywały. Nie mógł ich zaniedbać, bo Raphael mu tego nie podaruje. Według słów lidera, Sam miał potencjał i ogromnie szkoda byłoby go zmarnować.

Samuel jeszcze nachylił się nad Lyndonem i ucałował go w policzek, a po tym wstał z łóżka by się przebrać. Rycerz bardzo chciał przejść na inny level swojego związku z Lyndonem, chciał mu pokazać jak bardzo go pragnie, ale jednak życie wpierw na ulicach a potem wśród Rycerzy nauczyło go szanowania zdania drugiego człowieka. Poza tym, czuł że Lyndon nadal jest dość niestabilny emocjonalnie w ich związku.

Przez większość życia, zmieniał partnerki do łóżka jak rękawiczki, uciekał, kradł i kłamał by jakoś wybrnąć z nieprzychylnej mu sytuacji. Dlatego taka stabilizacja zarówno w zwiazku jak i uczuciach jest dla niego wciąż czymś nowym. Potrzebuje czasu by się przyzwyczaić. Dopiero wtedy, Sam będzie mógł pozwolić sobie na śmielsze gesty.

- No to ja lecę do obowiązków, jak mi się poszczęści wrócę przed zmierzchem - oznajmił.

- Mhm - Lyndon odparł mruknięciem.

Samuel oczywiście to wychwycił i już domyślał się co może się dziać. U jego związanego obudził się głód krwi, dlatego musiał dać znać jednemu ze starszych Rycerzy aby przyniósł mu krew.

Po zamknięciu drzwi, Lyndon skulił się w pościeli. Już wcześniej czuł, że pojawienie się głodu krwi to kwestia czasu. I chociaż zgodnie ze słowami Sama przechodził to dość łagodnie to wciąż łaknął krwi. A ssanie w żołądku wcale mu nie pomagało. Starał się odciąć umysł od natarczywej myśli, jednak bez rezultatu bo ta wciąż wracała jak bumerang.

Dlatego właśnie, czuł niebywałą ulgę gdy pojawił się jeden z najstarszych Rycerzy i przyniósł mu krew. Była to krew zwierzęca, ale Lyndon nie narzekał.

- I tak miałeś szczęście, że głód pojawia się u ciebie tak łagodnie. U niektórych nowych członków zakonu jest tak silny, że prowadzi do bezpośredniej agresji - powiedział.

- Czy w moim przypadku też przybierze tak bardzo na sile? - spytał.

Rycerz pokręcił głową. - Nie, nie powinien. Głód krwi pozostanie u ciebie łagodny o ile będziesz karmiony na czas. Będę musiał pomówić z Raphaelem na ten temat - oznajmił.

- Właściwie to jak Raphael został liderem tego Kapitularzu? - Lyndon spytał.

- Cóż. Przejął tą funkcję po śmierci Mariki, naszej poprzedniej przywódczyni. Poświęciła się aby powstrzymać upadłego Rycerza imieniem Bellon. Według jej słów, tylko Raphael miał predyspozycje na objęcie tej funkcji. Miała rację. Raph to świetny przywódca, zawsze ma na uwadze dobro zakonu, robi co w jego mocy byśmy przetrwali najtrudniejsze czasy - Rycerz odpowiedział.

- Więc, pewnie byłaby dumna z niego i tego jak prowadzi Zakon - Lyndon odparł.

Rycerz lekko się uśmiechnął - Tak. Wręcz pękałaby z dumy. Raph każdego dnia daje z siebie wszystko by udowodnić, że poświęcenie Mariki nie poszło na marne - powiedział.
______
Notka

Dla przypomnienia - Mariki to postać, która zagościła w grze w związku z elitarnym zadaniem o tytule Przysięga Krwi. A w moim opowiadaniu "Córka Rycerza" była jedną z nieco ważniejszych postaci.

Jak się podobała ta część?

Odmieniony Los / Diablo IIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz