Część 12

5 1 15
                                    

Następna odwiedzona przez nich wioska, według Zathama posiadała co najmniej dwóch dziedziców Horadrimów. Młoda dziedziczka Nilfur cały czas im towarzyszyła, bo nie mieli okazji na otworzenie portalu i odesłanie jej do szkoły, aby tam na nich zaczekała.

Spokojnie wkroczyli na teren wioski, starając się nie przejmować rzucanym im spojrzeniom. Spojrzenia zdecydowanie nie były miłe, a wręcz wrogie.

- Jakim cudem Zatham tędy chodził i nie zwracał na siebie uwagi? - Lyndon cicho spytał.

- Może ślepiec z mieczem w ręku nie był dla nich jakimś nadzwyczajnym widokiem - Zoltun równie cicho odpowiedział.

- Ale nasza trójka już jest? - Lyndon dopytał.

Zoltun odpowiedział tylko lekkim wzruszeniem ramionami. Lyndon wywrócił oczami i wyciągnął pudełko z sakwy. Spod wieka wydobywały się dwa delikatne światła, co znaczyło że były Inari się nie pomylił. Otworzył pudełko i zobaczył delikatnie świecące się dwa klejnoty w kolorach szarego fioletu i morskiej zieleni.

- No proszę, masz własnego dziedzica, Zoltunie - Lyndon powiedział.

Starszy mag zerknął na klejnoty kątem oka i szybko oderwał wzrok. Lyndon zaśmiał się cicho do siebie na jego reakcję. Raczej się nie spodziewał, że znajdzie własnego dziedzica w tej wiosce.

Jeden z dwóch klejnotów zaczął nieco mocniej świecić, jak tylko zbliżali się do budynku z wiszącym nad drzwiami szyldem z wyblakłym już napisem "Antykwariat" a po chwili klejnot Nor Tiradża teleportował się do swojego właściciela.

Dwóch magów i młoda dziewczyna, weszli do środka. Wnętrze Antykwariatu nie było jakoś przestronne, ale i tak musieli chwilę pochodzić między półkami by znaleźć nowego Horadrima.

Odnaleźli go dopiero po drugiej stronie budynku, siedzącego na schodach. Przed jego twarzą lewitował klejnot, ale młody mężczyzna zdawał się nie zwracać na to uwagi.

Lyndon szybko zeskoczył na piasek i kucnął przed młodzieńcem. Z jego ust wydobyło się zaskoczone sapnięcie na puste wręcz spojrzenie, wpatrujące się w jeden punkt.

- Czy on...? - Zoltun chciał zapytać, ale urwał.

Lyndon przyłożył dwa palce do szyi mężczyzny na schodach i wyczuł puls. Był stały, rytmiczny. Więc mężczyzna żył.

- Żyje - odpowiedział.

- To co mu się stało? Czemu na nic nie reaguje? - dziewczyna spytała.

Lyndon znów spojrzał w puste oczy młodzieńca. Wydawały się być kompletnie pozbawione życia. Dopiero później spojrzał w dół i zauważył podarty rysunek, przedstawiający dwójkę osób. Lyndon podniósł owy rysunek i przyłożył do siebie dwa kawałki pergaminu.

Na rysunku uwieczniono mężczyznę i kobietę. Mężczyzna, czyli dziedzic Nor Tiradża obejmował ramieniem kobietę. Oboje stali spokojnie, wtedy Lyndon zauważył że kobieta ma lekki ciążowy brzuszek i pierścionek na palcu.

- Chyba już wiem, dlaczego. Na tym rysunku widnieje jakaś kobieta. Brzemienna z pierścionkiem na palcu - powiedział.

- Mieliśmy się pobrać - nagle mężczyzna wydusił.

Lyndon spojrzał na niego. Oczy mężczyzny wciąż pozostawały puste, lecz zaszkliły się od łez.

- Tak bardzo się cieszyłem na ten ślub. Na narodziny dziecka. Ale ona... nie wyglądała na szczęśliwą. Pewnego dnia, przyszła tutaj i powiedziała, że nie wyjdzie za mnie bo znalazła sobie lepszą partię. Kogoś kto zapewni jej życie na poziomie... w luksusie. Kiedy zapytałem ją co z naszym dzieckiem, wyśmiała mnie. Powiedziała, że nie wychowa niepotrzebnego bękarta i rzuci go na pożarcie potworom przy pierwszej okazji. Nie chciałem jej na to pozwolić... próbowałem ją przekonać, by oddała dziecko mnie na wychowanie gdy już je urodzi. Jedyne co zrobiła to znów mnie wyśmiała. Niedługo później, zobaczyłem w oddali jej ślub z jakimś bogatym paniczykiem - opowiedział, łamiącym się głosem.

- A dziecko? Spełniła swoje słowa? - Lyndon zapytał.

Mężczyzna potrząsnął głową w zaprzeczeniu.

- O dziwo jej rodzice na to nie pozwolili. Zamiast rzucić je na pożarcie potworom jak mówiła, oddała je do adopcji jakiemuś młodemu, ale za to bogatemu małżeństwu. Wiedziałem, że nie pozwolą mi zobaczyć synka chociaż raz - dodał słownie.

Wtedy po policzkach spłynęły mu kolejne łzy, a pustkę w oczach wypełnił smutek. Lyndon położył dłoń na ramieniu mężczyzny, który dopiero to zauważył i lekko podniósł głowę. To wtedy zobaczył lewitujący mu przed nosem klejnot.

- Co... co to jest? - zapytał.

- Horadryjski Klejnot. A dokładniej klejnot Nor Tiradża - odpowiedział Lyndon.

Mężczyzna uniósł jedną dłoń i dwoma palcami złapał klejnot.

- Jesteś Horadryjskim dziedzicem. Jak pójdziesz z nami, to po pewnym czasie zapomnisz o niej - oznajmił Zoltun.

Mężczyzna przez moment nic nie mówił, tylko wpatrywał się w rezonujący klejnot. Dopiero po chwili, zwinął dłoń w pięść by ukryć klejnot i otarł łzy.

- Dobrze, pójdę z wami - zgodził się.

- Świetnie. Zatem został nam do znalezienia dziedzic Zoltuna i ruszamy dalej - odparł Lyndon.

Po zamknięciu Antykwariatu, grupa udała się dalej wgłąb wioski. Po drodze mijali żebrzącego chłopca, który okazał się synem Antykwariusza. Maluch został wyrzucony z domu przez intrygę jaką uknuło jego przyrodnie rodzeństwo i od tamtej pory nie miał dokąd pójść.

Zoltun oczywiście zgodził się by mężczyzna wziął chłopca ze sobą. Sam w jakimś stopniu był ojcem, więc rozumiał co czuł ten mężczyzna. Chciał zaopiekować się synem i nadrobić z nim zaległe lata.

Dziedzica samego Zoltuna znaleźli w bibliotece, a dokładniej w podziemnych archiwach. Nastoletni chłopak przeszukiwał je w poszukiwaniu wiedzy zostawionej przez jego przodków w tym samego Zoltuna.

Ale kiedy mag zobaczył twarz nastolatka, momentalnie przed oczami stanął mu Ares. Mieli tak podobne rysy twarzy i ciemne włosy, że tylko jaśniejszy oraz inny kolor oczu chłopaka ich odróżniał. Ares był szatynem i miał ciemne niebieskie oczy. Zaś nastolatek przed nim, jasne zielone.

- Zoltunie? Wszystko w porządku? - pytanie Lyndona przywróciło go do rzeczywistości.

Mag pomrugał chwilę.

- Tak, tak. Po prostu... - powiedział i urwał na moment - Jesteś podobny do Aresa - dodał, ujmując policzek nastolatka.

- A kto to Ares? - chłopak spytał, przechylając na bok głowę.

- Kiedyś ci opowiem - mag odpowiedział.

Chłopak przytaknął zadowolony. Chyba najbardziej cieszył się na naukę pod opieką jego przodka, który okazał się być bardzo żywy jak na trupa.
______
Notka

Co sądzicie o tej części? Podobała się?

Odmieniony Los / Diablo IIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz