Ścieżka Horadrima - kontynuacja
___________________________________Nie wiedział ile czasu upłynęło od tamtej kłótni z Nefalemem. Nie skupiał się na tym. Kiedy Zoltun zabrał go z targu i natychmiast powiadomił dyrekcję szkoły o zaistniałej sytuacji, ci bez namysłu wyrazili zgodę aby Lyndon został pod pieczą byłego Horadrima.
Od tamtej pory, mag opiekował się nim. Pomagał odgrywać jego dziedzictwo. A z czasem i magiczne zdolności. Na jego prośbę, pomógł mu zmienić wygląd by mógł bardziej dopasować się do swojej nowej roli.
Dzięki pomocy Zoltuna i jego wiedzy oraz umiejętności w transmutacji, twarz Lyndona nie była już taka jak kiedyś. Teraz rysami bardziej przypominał Iben Fahda, którego nazwisko z resztą przyjął.
- Zoltunie - Lyndon zagaił.
- Tak? - mag zapytał.
- Ile czasu już minęło odkąd mnie zabrałeś? - Lyndon odparł pytaniem.
- Szczerze mówiąc, straciłem rachubę. Jednak jeśli miałbym podać czas tak w przybliżeniu to chyba będzie z dwa i pół roku - mag odpowiedział.
- Dwa i pół roku - Lyndon powtórzył. - Prawie trzy lata - dodał.
- Tak - mag potwierdził - Właściwie to czemu pytasz? - dodał pytanie.
Młody mag w odpowiedzi tylko wzruszył ramionami. Sam nie wiedział czemu o to spytał. Pytanie jakoś tak samo nawinęło mu się na język, więc je zadał.
Nadal też czuł urazę do Nefalema za jego brak wiary i patrzenie przez pryzmat... właściwie czego? Lyndon już sam nie wiedział. Pamiętał też jak pierwszy raz ujrzał swoją odmienioną twarz w lustrze. Zoltun powiedział, że zaklęcie było dość skomplikowane i wymagało od niego sporo koncentracji. Z resztą, sam stwierdził że już od dawna tego nie robił. Od dawna nie miał kontatku z ogranizmem drugiego człowieka. Przywołało to sporo wspomnień, ale starszy mag zdołał je jakoś od siebie odpędzić.
Razem ze starszym magiem, Lyndon udał się do miejsca gdzie mieli znaleźć jednego z wytypowanych przez Zathama potencjalnych dziedziców Horadrimów.
Lyndon wyciągnął z sakiewki pudełko z pozostałymi Horadryjskimi Klejnotami i je otworzył. Jeden z klejnotów delikatnie świecił co znaczyło że są w odpowiednim miejscu. Teraz wystarczyło namierzyć wytypowanego dziedzica.
Dwóch magów chodziło między ludźmi, uważnie się rozglądając. Im dalej szli, tym światło klejnotu było większe. Lyndon zerknął na posiadane klejnoty i jeden świecił czerwonym blaskiem. Co znaczyło, że są na tropie dziedzica Nilfur.
Jakieś kilka metrów dalej, klejnot Nilfur zaczął się lekko unosić a po chwili zniknął, co znaczyło magiczną teleportację. Lyndon szybko zamknął pudełko i rzucił czar namierzający, którego nauczył go Zoltun. Przed magami pojawiła się delikatna czerwona nitka, więc za nią podążyli.
W ten sposób dotarli do niedużej kawiarenki, gdzie siedzieli ludzie i popijali kawę, herbatę i zajadali się ciastami. Weszli na teren kawiarenki i wzrokiem odszukali osobę, do której teleportował się klejnot.
Była to młoda dziewczyna, siedząca całkiem sama przy jednym stoliku. Mężczyźni do niej podeszli, a ta spojrzała na nich jak tylko ich cienie zasłoniły jej słońce.
- A więc to ty jesteś dziedziczką Nilfur - oznajmił Zoltun. - Zatem pójdziesz z nami - dodał.
Lyndon już po samym spojrzeniu dziewczyny domyślił się, że ona kompletnie nie ma pojęcia o czym starszy mag mówi. Dlatego od razu odsunął sobie krzesło, usiadł i zwróciwszy na siebie uwagę dziewczyny, zaczął jej wszystko wyjaśniać. Oczywiście, lekko przyciszonym głosem, bo nie chciał aby ktoś postronny go usłyszał.
W miarę jak wszystko objaśniał, w oczach dziewczyny pojawiało się coraz to większe zrozumienie sytuacji. Zauważył też, że w końcu zrozumiała iż dwaj mężczyźni są Horadrimami. Mogła o nich czytać.
Po wyjaśnieniu wszystkiego co najważniejsze, dziewczyna zgodziła się z nimi pójść.
- Nie mogę uwierzyć, że jestem dziedziczką samej Nilfur - powiedziała cicho.
- Z czasem przywykniesz do tej świadomości - Lyndon odparł.
Opuścili wioskę akurat w momencie, jak wkroczył do niej Nefalem. Potężny czempion, przez dwa i pół roku starał się jakoś "złapać" Lyndona by go przeprosić za podniesienie na niego ręki. Jednak dyrekcja szkoły bardzo mu to utrudniała, więc jak tylko się dowiedział o tym, że Lyndon jest poza terenem placówki natychmiast ruszył za nim.
Los jednak mu nie dopisywał, bo dawny kompan był o kilka kroków przed nim. Jednak czempion nie zamierzał się poddać i dogonić Lyndona aby go przeprosić.
Mógł mieć też nadzieję, że mężczyzna mu wybaczy.
______
NotkaJak się podobała ta część?
CZYTASZ
Odmieniony Los / Diablo III
FanfictionPierwsze części to rozbudowania ścieżek życia Lyndona z poprzedniej książki o nim i jak jego życie może wyglądać. Reszta to niespodzianka, której nie będę zdradzać. Zapraszam serdecznie do lektury.