Część 11

8 1 5
                                    

Ścieżka Horadrima - kontynuacja
___________________________________

Nie wiedział ile czasu upłynęło od tamtej kłótni z Nefalemem. Nie skupiał się na tym. Kiedy Zoltun zabrał go z targu i natychmiast powiadomił dyrekcję szkoły o zaistniałej sytuacji, ci bez namysłu wyrazili zgodę aby Lyndon został pod pieczą byłego Horadrima.

Od tamtej pory, mag opiekował się nim. Pomagał odgrywać jego dziedzictwo. A z czasem i magiczne zdolności. Na jego prośbę, pomógł mu zmienić wygląd by mógł bardziej dopasować się do swojej nowej roli.

Dzięki pomocy Zoltuna i jego wiedzy oraz umiejętności w transmutacji, twarz Lyndona nie była już taka jak kiedyś. Teraz rysami bardziej przypominał Iben Fahda, którego nazwisko z resztą przyjął.

- Zoltunie - Lyndon zagaił.

- Tak? - mag zapytał.

- Ile czasu już minęło odkąd mnie zabrałeś? - Lyndon odparł pytaniem.

- Szczerze mówiąc, straciłem rachubę. Jednak jeśli miałbym podać czas tak w przybliżeniu to chyba będzie z dwa i pół roku - mag odpowiedział.

- Dwa i pół roku - Lyndon powtórzył. - Prawie trzy lata - dodał.

- Tak - mag potwierdził - Właściwie to czemu pytasz? - dodał pytanie.

Młody mag w odpowiedzi tylko wzruszył ramionami. Sam nie wiedział czemu o to spytał. Pytanie jakoś tak samo nawinęło mu się na język, więc je zadał.

Nadal też czuł urazę do Nefalema za jego brak wiary i patrzenie przez pryzmat... właściwie czego? Lyndon już sam nie wiedział. Pamiętał też jak pierwszy raz ujrzał swoją odmienioną twarz w lustrze. Zoltun powiedział, że zaklęcie było dość skomplikowane i wymagało od niego sporo koncentracji. Z resztą, sam stwierdził że już od dawna tego nie robił. Od dawna nie miał kontatku z ogranizmem drugiego człowieka. Przywołało to sporo wspomnień, ale starszy mag zdołał je jakoś od siebie odpędzić.

Razem ze starszym magiem, Lyndon udał się do miejsca gdzie mieli znaleźć jednego z wytypowanych przez Zathama potencjalnych dziedziców Horadrimów.

Lyndon wyciągnął z sakiewki pudełko z pozostałymi Horadryjskimi Klejnotami i je otworzył. Jeden z klejnotów delikatnie świecił co znaczyło że są w odpowiednim miejscu. Teraz wystarczyło namierzyć wytypowanego dziedzica.

Dwóch magów chodziło między ludźmi, uważnie się rozglądając. Im dalej szli, tym światło klejnotu było większe. Lyndon zerknął na posiadane klejnoty i jeden świecił czerwonym blaskiem. Co znaczyło, że są na tropie dziedzica Nilfur.

Jakieś kilka metrów dalej, klejnot Nilfur zaczął się lekko unosić a po chwili zniknął, co znaczyło magiczną teleportację. Lyndon szybko zamknął pudełko i rzucił czar namierzający, którego nauczył go Zoltun. Przed magami pojawiła się delikatna czerwona nitka, więc za nią podążyli.

W ten sposób dotarli do niedużej kawiarenki, gdzie siedzieli ludzie i popijali kawę, herbatę i zajadali się ciastami. Weszli na teren kawiarenki i wzrokiem odszukali osobę, do której teleportował się klejnot.

Była to młoda dziewczyna, siedząca całkiem sama przy jednym stoliku. Mężczyźni do niej podeszli, a ta spojrzała na nich jak tylko ich cienie zasłoniły jej słońce.

- A więc to ty jesteś dziedziczką Nilfur - oznajmił Zoltun. - Zatem pójdziesz z nami - dodał.

Lyndon już po samym spojrzeniu dziewczyny domyślił się, że ona kompletnie nie ma pojęcia o czym starszy mag mówi. Dlatego od razu odsunął sobie krzesło, usiadł i zwróciwszy na siebie uwagę dziewczyny, zaczął jej wszystko wyjaśniać. Oczywiście, lekko przyciszonym głosem, bo nie chciał aby ktoś postronny go usłyszał.

W miarę jak wszystko objaśniał, w oczach dziewczyny pojawiało się coraz to większe zrozumienie sytuacji. Zauważył też, że w końcu zrozumiała iż dwaj mężczyźni są Horadrimami. Mogła o nich czytać.

Po wyjaśnieniu wszystkiego co najważniejsze, dziewczyna zgodziła się z nimi pójść.

- Nie mogę uwierzyć, że jestem dziedziczką samej Nilfur - powiedziała cicho.

- Z czasem przywykniesz do tej świadomości - Lyndon odparł.

Opuścili wioskę akurat w momencie, jak wkroczył do niej Nefalem. Potężny czempion, przez dwa i pół roku starał się jakoś "złapać" Lyndona by go przeprosić za podniesienie na niego ręki. Jednak dyrekcja szkoły bardzo mu to utrudniała, więc jak tylko się dowiedział o tym, że Lyndon jest poza terenem placówki natychmiast ruszył za nim.

Los jednak mu nie dopisywał, bo dawny kompan był o kilka kroków przed nim. Jednak czempion nie zamierzał się poddać i dogonić Lyndona aby go przeprosić.

Mógł mieć też nadzieję, że mężczyzna mu wybaczy.
______
Notka

Jak się podobała ta część?

Odmieniony Los / Diablo IIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz