Część 13

7 1 10
                                    

W czasie podróży po kolejnych dziedziców, Zoltun opowiedział swojemu dziedzicowi kim był Ares i jak bardzo jest do niego podobny. I chociaż od śmierci pierwszego, przyszywanego syna maga minęły już całe stulecia, wspomnienia czasem nawiedzają umysł maga i objawiają się w snach.

- Zoltunie, a czy to możliwe żebym był reinkarnacją Aresa? - chłopak spytał.

- Reinkarnacją? Cóż... teoretycznie to może być możliwe - mag odpowiedział niepewnie. - A właściwie dlaczego pytasz? - dodał pytanie.

- Odkąd tylko pamiętam, miewam różne sny. Są jednak niewyraźne i niewiele mogę z nich zrozumieć. Słyszę echa głosów, widzę jakby rozmazane wizerunki twarzy. Chociaż częściej w snach widzę ciebie Zoltunie i to bardzo wyraźnie. Słyszę twój głos, wyjaśniający mi coś - chłopak odpowiedział.

Zoltun patrzył na chłopaka w szoku. To co właściwie usłyszał, było dowodem że Ares przeszedł reinkarnację i odrodził się w nowym ciele.

- Co... co jeszcze widziałeś bądź słyszałeś dość wyraźnie w twoich snach? - zapytał.

Chłopak przez chwilę milczał, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią. Zaś Zoltuna od środka zżerała niepewność.

- Kilka razy... - chłopak zaczął mówić - widziałem w snach jakąś postać. W białych szatach z kapturem. Nie widziałem twarzy tej postaci, ale słyszałem głos. Męski, głęboki, z echem. Ta postać, unosiła się na błękitnych, utkanych ze światła skrzydłach - dokończył.

- Tyrael. W snach widziałeś Tyraela, Archanioła Sprawiedliwości - Zoltun odparł.

- Czułem pod skórą, że skądś go kojarzę. Mówił coś do mnie. Coś o zagrożeniu ze strony mojego odkrycia. O uwadze na większe dobro. O tym, że zmuszony jest mnie wygnać - chłopak odpowiedział.

To było potwierdzenie, którego mag potrzebował. Chłopak przed nim był reinkarnacją Aresa! W snach widział dzień jego wygnania z zakonu Pierwszych Horadrimów. Obiema dłońmi ujął twarz chłopaka.

- Jesteś jego reinkarnacją - powiedział, ze łzami w oczach. - Opisałeś dzień twojego wygnania z zakonu Pierwszych Horadrimów przez Tyraela, chociaż miało to miejsce stulecia temu - dodał, a głos mu się załamywał.

Wtedy stało się coś, czego Zoltun na pewno się nie spodziewał. W oczach chłopaka pojawił się dziwny blask, a potem ich kolor zmienił się z jasnej zieleni na ciemny niebieski.

- O... ojcze? To ty? - padło pytanie.

- Ares, syneczku! - powiedział Zoltun, zgarniając chłopaka w ramiona. - Wróciłeś! Wróciłeś do mnie! - dodał.

Lyndon tylko patrzył jak ojciec i syn ściskają się wzajemnie. Z jednej strony cieszył się szczęściem Zoltuna, że po tylu stuleciach odzyskał syna. Widząc ich, sam bardzo chciał znów zobaczyć brata i się z nim pogodzić. Ale wiedział, że to niemożliwe.

Skupił się więc na wyznaczeniu odpowiedniej trasy by mogli szybko dotrzeć do tym razem, miasta. Nie była to metropolia jak Zachodnia Marchia bądź Kaldeum, ale rozwijało się w przyzwoitym tempie.

- Zatham twierdził, że w tym mieście znajdziemy dziedziców Tal Rashy i Jereda Caina. Pytanie brzmi, gdzie dokładnie? - oznajmił.

- Przekonamy się jak już tam dotrzemy - odpowiedziała mu dziewczyna. - Którą trasą będzie najszybciej? - dodała pytanie.

Lyndon popatrzył na mapę przed nim i potem palcem zaczął wytyczać trasę. Najszybsza od ich obecnego położenia, prowadziła przez las i jakieś stare ruiny.

- Mając na uwadze nasze obecne położenie, najszybciej będzie przez las. Po drodze przejdziemy przez jakieś stare, zapomniane ruiny - powiedział.

- Ruiny? W środku lasu? - spytała.

- Mhm. Są zaznaczone na mapie, bardzo wyraźnie - odpowiedział.

- Ciekawe czego są to ruiny - zastanowiła się.

- Przekonamy się jak do nich trafimy - odparł.

Cała grupa udała się ścieżką przez las. Z tyłu Lyndon słyszał strzępki rozmowy Zoltuna z synem. Mieli sporo do nadrobienia. Lyndon mógł sobie tylko wyobrazić radość jaką teraz czuł starszy mag.

Kiedy dotarli do ruin, Lyndon od razu zauważył po układzie ścian, że były to ruiny niedużego pałacyku. Teraz obrośnięte mchem i trawą, otoczone drzewami.

- Hm, ruiny pałacyku. Niedużego pałacyku - powiedział.

- Jak myślisz, Lyndonie kto mógłby kiedyś postawić tutaj taki mały pałacyk? - dziewczyna spytała.

- Nie wiem i raczej wolę nie wiedzieć - odpowiedział i ruszył dalej.

Reszta grupy po wymianieniu się spojrzeniami, ruszyła za nim. Szybko dotrali do miasta, więc Lyndon wyciągnął z sakwy pudełko i otworzył.

Na razie nie widział by klejnot Tal Rashy czy Jereda Caina się świecił, ale to może się zmienić jak tylko wejdą bardziej wgłąb miasta.

Przemierzając ulice, Lyndon się rozglądał. W końcu, jeden z klejnotów zaczął lekko świecić. Brunet skierował pudełko w jedną stronę i światło zniknęło, potem w drugą i pojawiło się oraz stało się lekko mocniejsze. Więc skręcił w tamtym kierunku.

Fioletowe światło nabrało na sile przed jakimś kompletnie zaniedbanym budynkiem. Kiedy klejnot teleportował się do nowego właściciela, Lyndon nie tracił czasu i od razu wszedł do środka. Wewnątrz, w każdym kącie walały się śmieci. Szklane karafki po alkoholu, w głównej mierze whisky, ale brunet dostrzegł też kilka butelek po winie.

Zaraz po nim, do budynku wszedł Zoltun.  Dwaj magowie w pokoju dziennym, na lewo od wejścia zastali leżącego na kanapie mężczyznę. Już na te kilka metrów było od niego czuć alkoholem, oraz wyraźnie słychać jego chrapanie. Lyndona jednak interesowała tylko młoda dziewczynka siedząca skulona w kącie pokoju.

W drobnych rączkach trzymała klejnot Tal Rashy. Lyndon bez słowa podszedł i pochyliwszy się, wyciągnął rękę do małej. Ta zrozumiała, że ma go chwycić za rękę a on ją zabierze gdzieś, gdzie jest bezpiecznie. Po chwili, wyszli.

Następnie udali się na poszukiwanie dziedzica Jereda Caina.
______
Notka

Tak, przywróciłam Aresa. Jak pisałam to rozbudowanie miałam nieco inny zamysł. Jednak patrząc na efekt końcowy, uważam że lepiej mi wyszło z przywróceniem Aresa.

Jak się podobała ta część?

Odmieniony Los / Diablo IIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz