VIII. Bal charytatywny

120 8 0
                                    

Czułam się cholernie dziwnie. Właśnie miałam brać udział w cyrku , który zorganizowali moi rodzice. Bo inaczej chyba tego nie można było nazwać. Bal charytatywny ,który był jedynie przykrywką do tego by w spokoju móc przechwalać się swoimi osiągnięciami, cudowną rodziną i innymi pierdołami. Mieliśmy udawać zwykłą rodzinę? Wydawało mi się to idiotyczne , ale rodzicom chyba to nie przeszkadzało. Stałam właśnie pod drzwiami mieszkania w którym mieszkali moi rodzice, ubrana w czarną, brokatową sukienkę mini na ramiączkach. Byłam niemal pewna że rodzicom nie spodoba się ten strój ale miałam ich zdanie głęboko w pizdzie. Zapukałam do drzwi. Po chwili otworzyła mi moja matka. Jej brązowe włosy były teraz lekko pokręcone a makijaż miała starannie wykonany. Jej sukienka była złota i długa. Moim zdaniem wyglądała okropnie ale no cóż.

-Witaj córc...-zaczęła jednak ja jej przerwałam.

-Darujmy sobie tą rozczulającą gadkę. Przyszłam tu tylko odbębnić rolę waszej cudownej córki przez jeden wieczór, więc naprawdę nie jest to potrzebne-oznajmiłam wchodząc do mieszkania i siadając na kanapie w salonie. Moja matka podążała za mną jak cień. Gdy usiadłam zlustrowała mnie od stóp do głów. Oho...zaczyna się. Uważajcie to pierdolnie.

- Co ty masz na sobie? Wyglądasz jak dziwka. Ta sukienka ledwo zakrywa ci tyłek. Już nie wspomnę o tym że cię pogrubia. Czekaj zaraz ci przyniosę jakąś inną. Przecież nie wyjdziesz tak- Kurwa, pogrubia? Mam jebaną niedowagę a ona twierdzi że ta sukienka mnie pogrubia. Cudowna matka. Świetna wręcz.

-Jak ci coś nie pasuje to proszę bardzo. Mogę wyjść.

-Jak śmiesz się tak do mnie odzywać? Jestem twoją matką. Należy mi się twój szacunek-kobieta ścisnęła usta w wąską kreskę.

-Ah tak? Szacunek. Za co? Za to że całe jebane życie traktowałaś mnie jak kurwa jakiegoś psa na wystawę? Czy za te wieczne wyliczanie moich niedoskonałości? A nie sorry. Za to że śmiałaś mi się w twarz patrząc jak ojciec gasi na mnie peta. Tak. To na pewno za to- Cały czas patrzyłam jej w oczy. Widziałam , że te słowa nią ruszyły. Nowość. Zaczęłam się śmiać. Nawet nie wiem dlaczego.

-Dziecko to nie jest śmieszne.

- Dla mnie tak. A wiesz dlaczego? Bo w końcu żyje po swojemu. W reszcie nikt mnie nie kontroluje i nie mówi jak mam się ubierać.

Dopiero teraz zauważyłam mojego ojca, który stał w drzwiach od łazienki. I wtedy wiedziałam że mam przejebane. I to bardzo.

-Nikola. Do pokoju. Już-poczułam jak przez moje ciało przechodzi dreszcz. Wiedziałam co mnie tam czeka. Dlatego tak cholernie tam nie chciałam iść. W końcu wzięłam głęboki wdech i poszłam do drzwi za którymi chwilę wcześniej zniknął ojciec. Gdy weszłam do mojego pokoju zauważyłam , że nic po nim nie zostało. Teraz był to gabinet. Cudownie. Mój ojciec siedział naprzeciwko drzwi i wpatrywał się we mnie. Ale przeraziło mnie to , że nie palił szluga. Byłam pewna , ze po prostu przypali mnie kolejny raz. Jak bardzo się kurwa myliłam.

-Siadaj-odezwał się w końcu wskazując na krzesło naprzeciwko niego.

-Po moim, kurwa trupie-odparłam. Wiedziałam , ze pogarszam swoją sytuacje ale już i tak była chujowa więc nie robiło mi to większej różnicy. Mężczyzna uśmiechnął się lekko i wstał. Otworzył barek i wyjął z niego jakiś alkohol. Napił się trochę ze szklanki , po czym szybkim krokiem podszedł do mnie i popchnął na kanapę, która była zaraz obok drzwi. Rozpiął zamek sukienki a ja ledwo powstrzymywałam łzy. Poczułam chłód metalu na plecach. A w końcu poczułam pieczenie. Kurwa. Jeszcze w kilku innych miejscach czułam potworne pieczenie. Czułam też jak ojciec wypala już którąś z kolei rane . Gdy skończył Wybiegłam z gabinetu i od razu skierowałam się do łazienki. Spojrzałam w lustro. Ran po przypaleniu trochę przybyło. A tym co mnie tak piekło okazały się rany po nożu. Psychol. Na całych plecach miałam stróżki krwi cieknące z ran. Niestety nie miałam żadnej maści na oparzenia ani nic. Zapięłam więc sukienkę i spojrzałam jeszcze raz na swoje plecy. Sukinsyn. Każda z nowych ran była zrobiona tak aby materiał je całkowicie zakrył. Gdy wyszłam z łazienki poszliśmy do auta , bo zbliżała się godzina rozpoczęcia bankietu. Nie mogłam się oprzeć o oparcie fotela bo cholernie mnie to bolało. Modliłam się aby ten wieczór szybko się skończył. Usłyszałam dźwięk przychodzącego powiadomienia.

Czarek: To co gotowa?

O kurwa. Zapomniałam. Przecież Czarek zapraszał mnie na randkę.

Nikola: Sorki ale nie mogę dzisiaj wyjść. Coś ważnego mi wypadło.

O wiele bardziej wolałabym być teraz z nim niż z tymi psycholami. Jednak nie miałam wyboru. Cały czas próbowałam się pocieszyć , że to tylko jeden wieczór. Tylko, a jednak aż. Podjechaliśmy pod duży elegancki budynek. Wręcz krzyczał, że to miejsce dla bogatych. Wraz z rodzicami weszłam do środka . Było tam dużo stołów ze złotą zastawą , oraz jedno podwyższenie ,na którym zaraz będzie wypowiadać się pieprzona arystokracja. Po niecałym kwadransie zaczęli zjeżdżać się goście. Stałam z rodzicami w drzwiach i witałam ich z cudownym uśmiechem na twarzy. Szkoda że sztucznym . Ale cóż trzeba było sprawiać pozory. Gdy wszyscy zaproszeni już zajęli miejsca na podwyższenie wyszli moi rodzice.

-Witam wszystkich zgormadzonych , w imieniu swoim i mojej cudownej rodziny!-Powiedziała moja mama do mikrofonu. Tak. Cudowna rodzinka. Normalnie wzór do naśladowania. Ledwo powstrzymałam się od parsknięcia. Moja mama jeszcze coś mówiła, potem mój ojciec aż w końcu zeszliśmy z podwyższenia. Jak dobrze że nie musiałam nic mówić. Usiedliśmy na swoim miejscu a mi zaczęło się cholernie nudzić. Miałam nadzieję , że nie będę musiała gadać z żadnym z tych nadętych buców. Cholernie chciałam tego uniknąć. Siedziałam więc przy stole udając , że słucham tego pierdolenia. Bo przecież co innego mogłam robić. Po dwóch długich godzinach siedzenia na tyłku zrobiłam się głodna. Chciałam sięgnąć po sałatkę, która stała naprzeciwko mnie jednak poczułam jak matka siedząca obok ściska moje udo pod stołem. No tak. Przecież „gruba" jestem. Odsunęłam rękę od miski i wróciłam do słuchania ględzenia tych buców z kijem w dupie.

**********

Po wykurwiście nudnych pięciu godzinach tego cyrku wreszcie mogłam wrócić do domu. Zadzwoniłam więc do Mikołaja i poprosiłam go aby po mnie przyjechał. Tydzień temu skończył osiemnaście lat więc miałam wreszcie środke transportu inny niż autobus. Wysłałam mu pineskę i czekałam na przystanku. Po 15 minutach podjechał biały samochód . Wsiadłam do auta i od razu syknęłam z bólu, bo chciałam się oprzeć. Brawo kurwa. Zapomniałam o ranach na plecach. Gratulacje kurwa. Gratulacje.

-Co jest?-blondyn zmarszczył brwi i wpatrywał się we mnie.

-Po prostu plecy mnie bolą bo musiałam siedzieć na dupie cały wieczór-odpowiedziałam wymijająco. Chłopak chyba uwierzył , bo już nic nie odpowiedział tylko ruszył w stronę domu.

Miałam już dość tego dnia. Miałam dość mojej popieprzonej rodzinki. 

Jak to się stało?/Maks BalcerowskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz