Rozdział 11

5 2 2
                                        

Wolno szybowali, a słońce powoli znikało za horyzont. Helios nigdy nie miał dość nocnego nieba Mittori i z ciągnącym się na usta uśmiechem oglądał dwa iście magiczne księżyce w różnych fazach. Pegaz zaczął ładować, nie odstawił ich centralnie pod wejściem do labiryntu tylko paręnaście metrów przed. W czymś co przypomniało sad z miernych, jeszcze nie wyrośniętych, jabłoni. W poświacie zachodzącego słońca widzieli labirynt. Ogromna plątanina niekończących się korytarzy bez wyjścia, nie wspominając już o super silnym minotaurze, który mógłby zetrzeć w proch dwójkę bohaterów i to jednym kopytem. Obaj wzięli głęboki oddech i weszli na teren dziwnego ogrodu. Mroczna atmosfera otaczała to miejsce, czuli jakby coś obserwowało ich zza każdej gałęzi. Byli już w połowie drogi do labiryntu, gdy coś złapało ich w pasie, było to wijące się pnącze, które odwróciło ich i wyrzuciło na początek ogródka. Przestraszeni szybko poderwali się z ziemi i zobaczyli postać wychodząca zza drzewa, Helios z lekkim opóźnieniem chwycił za rękojeść przy pasie.

- Nie będzie ci to potrzebne dziecko. Nie skrzywdzę cię- powiedziała kobieta spokojnym głosem- Nazywam się Ajgla- jej skóra przypominała kore, a zamiast włosy miała długie aż do pasa pnącza. Szmaragdowe oczy kobiety lekko świeciły w ciemności wpatrując się w dwójkę.
- D-Dobry wieczór? Jestem Helios, mogłaby nas pani przepuścić?- zawahał się, liczył na to, że jedyną przeszkodą w labiryncie będzie minotaur, a nie leśna wróżka.
- Niestety nie jest to wykonalne, nie przechodząc przez mój sad nie przejdziecie labiryntu minotaura. Drogie dzieci jak chcecie się poddać teraz to lepiej zawróćcie- nawet na chwilę nie zmieniła tonacji. Jej spokojna barwa głosu brzmiała tak kojąco, jak szum wiatru w koronach drzew.
- W takin razie, przejdziemy przez sad, minotaura i każda pokręcona przeszkodę, która będzie na naszej drodze- Helios jeszcze nie wiedział jak bardzo będzie żałować tych słów.

Przez następne godziny próbowali dosłownie wszystkiego. Rozdzielali się i podchodzili do labiryntu z różnych stron, ale zawsze zostawali złapani przez nimfę. Wybiegali w sad i obrywali pnączem w głowę lądując spowrotem na starcie. Eldora poddała się prawie po godzinie, chłopak jednak dalej wytrwale próbował. W pewnym momencie nawet wyciągnął swój paprotkowy sztylet, żeby przeciąć pnącza, które tylko jeszcze szybciej dopadały chłopaka. Nimfa nie za bardzo przejmowała się tym i dalej pełna gracji odpychała go od wejścia do labiryntu. Księżyce były już w połowie swojej wędrówki po nocnym niebie a oni nawet w najmniejszym stopniu nie zbliżyli się do minotaura. Helios zadyszany padał obok Eldory.
- Masz jakiś pomysł?- wykrztusił łapiąc oddech, nie był przystosowany do takich treningów fizycznych.
- Sad to jej plac zabaw, może skakać z drzewa w drzewo, ale patrz jak przeskakuję to widać ciągnące się za nią pnącza- wskazała na sad dziewczyna.
- Ja tam nic nie widzę- westchnął wytężając wzrok.
- Musimy czekać az wzejdzie słońce lub..- Eldora wstała- Widziałeś gdzieś po drodze jezioro?- chłopak w odpowiedzi kwitną głową na "tak".

Koleżanka pomogła mu wstać i razem podbiegli do jeziora. Była to bardziej niewielka sadzawka z glonami i badylami wystającymi z wody. Na srebrnej tafli wody odbijały się piękne księżyce.
- Nada się- dziewczyna upadła na kolana zaraz obok brzegu jeziorka i zaczęła grzebać w torbie. Wsypała do wody dziwny brokat i starte zmielone liście.
- Świetny pomysł, zrobimy jej zupę. To na pewno odwróci jej uwagę- skomentował sarkastycznie Helios, dziewczyna zignorowała go i szepnęła coś w nieznanym mu języku a woda zaczęła wirować.
- Eldora wiesz, która jest pora? Czemu wzywasz mnie teraz?- w jeziorze pojawiło się odbicie Nishy, mimo iż jej głos był mocno stłumiony dało się ją zrozumieć.
- Pamiętasz ten prototyp swoich gogli? Potrzebujemy ich- jej siostra westchnęła nie wiadomo czy ze zmęczenia, czy z irytacji.
- Dajcie mi chwile, znajdę transport i pędzę do was- jej wizerunek rozmył się ponownie tworząc jedność z wodą.
- Co to było?!- zapytał zdumiony Helios- Możecie robić takie rzeczy? Kiedy ja się nauczę robić takie rzeczy?!- był szczerze pod wrażeniem dziwnych zaklęć i czarów, które dziewczyna uważała za normę.
- Nasi ojcowie stworzyli nam to do lepszej komunikacji-
- Twój ojciec stworzył telefon-
- Ojcowie- poprawiła go- Co to telefon?-
- Służy do lepszej komunikacji- uśmiechnął się chłopak.

Faktycznie nie minęło nawet pół godziny a Nisha już zleciała z nieba razem ze ślicznym białym pegazem. Trzymała w dłoniach małą drewnianą szkatułkę.
- Mam nadzieję, że masz dobry powód, bo tata nie ma więcej księżycowej esencji żebyś mogła przyzywać mnie tak w każdej chwili- rozmawiając z siostrą podała Heliosowi pudełko.
Chłopak delikatnie je otworzył, w środku był elegancko zapakowane gogle. Miały elastyczny pasek z czegoś, co wyglądało jak brązowa skóra. Parę grubych zielonych szkiełek zabudowanych w pozłacaną ramkę.
- Stylowe- odparł wyjmując je z pudełka- Po co nam one?-
- Właśnie Eldora, po co wam one?- zapytała Nisha świdrując siostrę wzrokiem.
- Te gogle pokazują ciepło żywej istoty..-
- To termowizja- wyjaśnił chłopak, przerywając brunetce
- Ta ta, ubierzesz okulary i jak będziemy wiedzieć gdzie jest nimfa to łatwiej będzie ją ominąć-
Helios był trochę sceptycznie nastawiony do tego pomysłu, ale warto było spróbować.

Naciągnął gogle na twarz i zamrugał parę razy, by przyzwyczaić wzrok do nowej wizji. Cały świat został oblany fioletową barwą, tylko Nisha i Eldora odznaczone były na pomarańczowo. Wziął głęboki wdech i spojrzał w stronę sadu. Co dziwne zobaczył trzy sylwetki, które wolno przeskakiwały z jabłonki na jabłoń.
- Ruszajmy już, idziesz z nami?- zapytał się odwracając się w stronę Nishy
- To nie moja podróż. Na pewno jeszcze kiedyś się zobaczymy- uśmiechnęła się lekko wsiadając na pegaza, po czym wzbiła się w powietrze- Powodzenia- krzyknęła znikając zza koronami drzew
- Nie wolałabyś zostać z siostrą?- zapytał, czuł się winny rozdzielając dziewczyny.
- Podjęłam już decyzję, chce ci pomóc- uśmiechnęła się- Ale no wiesz, chce też pokazać ojcom że potrafię sobię poradzić bez nich-

Ponownie podeszli pod granice sadu. Trzy nimfy przeskakiwały z drzew próbując ponownie zaskoczyć Heliosa i Eldore. Złapał przyjaciółkę za ramie i ruszyli w ogród. Księżyc oświetlał im drogę a nimfy próbowały złapać ich w swoje sidła ale chłopak widząc kiedy i gdzie chcą zaatakować bardzo łatwo unikął pnączy. Byli już prawie byli przy wejściu do labiryntu, gdy coś chwyciło Eldore za kostkę próbując odciągnąć ją od chłopaka.
- Helios!- krzyknęła przestraszona
Chłopak od razu wyciągnął rękojeść z pasa.
- Chloris- powiedział przecinając pnącza które coraz bardziej zaczęły oplatać dziewczynę. Mocno trzymał ją w pasie i ciągnął w stronę labiryntu tak, żeby nimfy zostawiły ich w pokoju.
- Trzymaj się!- krzyknął
- Czego?!- zapytała sarkastycznie, chłopak jednym ruchem odciął wijące się pnącza, przez co z hukiem upadli do tyłu prosto pod wejście do labiryntu. Chłopak gwałtownie poderwał się z ziemi a ostatnie co widział to trzy pary zielonych oczu znikających zza drzewami. Czuł jakby serce podchodziło mu do gardła gdy odwracał się by spojrzeć na labirynt. Z bliska wyglądał jeszcze straszniej. Ogromne kamienne ściany z praktycznie zerową roślinnością obrastająca ściany korytarzy. Nie wspominając już o drewnianej tabliczce.

" Wychodzisz w teren diabła skazując się na szybką i bolesną śmierć lub długi wyrok błądzenia po kamiennej pułapce"

- Miałem podobną w domu- zaśmiał się przypominając sobie wycieraczkę z przekreślonym WELCOME
- Nie ma już odwrotu- dziewczyna wiedziała na co się piszę, teraz jednak czuła jakby zaraz miała zemdleć. Obaj jednak dobrze wiedzieli już, że opłaca się już zawracać i mając tylko siebie nawzajem weszli do środka pułapki.

~~

Sto lat dla mnie🥳🥳

Vice VersaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz