Rozdział 10

3 1 1
                                        

Szlak wyglądał dość niepokojąco. Z każdym krokiem deptana drużka zanikała pod rosnącą trawą. Dopiero, teraz gdy szli spokojnie, nie przejmując się tym, że ktoś może ich zranić dotarło do nich, jak bardzo są głodni. Gdy czujesz się zagrożony lub zestresowany twój mózg wyłącza odczuwanie niektórych potrzeby tak, żeby jeszcze bardziej cię nie martwić.
Nagle zza krzaków wolno wychylił się dwugłowy pies. Patrzył się prosto w nich jakby szykując się do ataku. Trójka znajomych stała jak wryta, wiedzieli, że jak których z nich szybciej się ruszy to pies może zaatakować.
- Orcio do nogi!- był to okropnie głęboki głos chyba kobiety z lekką wadą wymowy.
Myśleli, że znaleźli ratunek, gdy zza krzaków wyszła prawie dwumetrowa kobieta ork. Nie miała włosów a jej twarz pokryta była tatuażami z henny. Miała ogromne szpiczaste, lecz oklapnięte uszy, ale co najważniejsze to fakt, że nie miała kłów charakterystycznych dla tej rasy. Sparaliżował ich strach Helios czytał wiele książek fantasy i w większości orkowie byli strasznie brutalni i negatywnie nastawieni do ludzi. Kobieta chyba zrozumiała ich strach po tylko cicho zachichotała.
- Nie skrzywdzę was, nie mam po co- tłumaczyła z uśmiechem bez kłów- Niedaleko jest wioska mojego plemienia, mogę was zaprowadzić-
-No dobrze- niechętnie zgodzili się, a gdy zobaczyli ze pies nie zachowuję się agresywnie tylko po prostu chciał się bawić poczuli ogromną ulgę. Kobieta prowadziła ich dziką trasą przy okazji tłumacząc że na prawdę nie mają złych zamiarów. Mówiła, że należą go plemienia łaskawych orków, wyznają oni kult matki Gaji i to, że ziemia daje im wszystko czego potrzebują i na znak swojej potulności wyrywają sobie kły.

Wioska orków wygląda dość przytulnie. Nie była tak rozwinięta, jak wioski centaorow, ale widać było, że oni nie potrzebują więcej do szczęścia. Mieszkali bowiem w ziemiankach ozdobionych magicznymi symbolami i suszonymi roślinami. Plemię to było mocno związane z magią, bo na każdym drzewie dało się znaleźć ozdoby z orzechów i suszonych owoców. Kobieta tłumaczyła, że to dary dla magi i Gaji. Helios widział już, że magie w tej konkretnej krainie przedstawiają jako węża, ale to plemię wzięło to na wyższy poziom. Wszędzie bowiem były rzeźby i obrazy z Gaja ze skrzydlatym wężem na rękach. Kobieta zaprowadziła ich do wodza łaskawych orków. Stali pod lepianką ozdobiona długimi liśćmi i szyszkami, z której wydobywał się przyjemnym słodki zapach.
- Wódz chciałby was zobaczyć, to znaczy jednego z was- Eldora od razu poklepała Heliosa w ramie dając mu znak, że to on powinien z nim porozmawiać.
- Ja pójdę, ale tak jeszcze chciałem się zapytać, czy możemy uzupełnić zapasy tutaj? Niestety okradli nas w nocy- zapytał niepewnie chłopak, nie chciał się narzucać.
- Nie musisz się tłumaczyć, oczywiście, że pomożemy. Matka Ziemia składa plony, by się nimi dzielić nie by trzymać je dla siebie, kiedy inni też są w potrzebie- uśmiechnęła się.

Helios wziął głęboki oddech i wszedł do środka. Przez półmrok panujący w lepiance ledwo zobaczył starego orka siedzącego w środku. Chata po brzegi wypełniona była różnymi kryształami i suszonymi ziołami. Nie trudno było się domyślić, że wódz plemienia jest też szamanem. Gdy podszedł do orka zobaczył, że pojedyncze włosy na jego głowie były perłowo białe, ciężko było stwierdzić czy to z powodu starości, czy ork też był 100% magiem.
- D-Dzien dobry- Helios zakrztusił się otaczającym zapachem- przepraszam, ale jest pan magiem?- nie wiedział, czy według kultury tej krainy pytanie starszych ludzi o to, czy są magami jest kulturne ale chłopak musiał wiedzieć. Potrzebował informacji na temat tego, co się z nim dzieje i czemu świeci.
- Usiądź chłopcze- powiedział wyciągając karty i tasując talię- Dawno nie było tu jednego z nas. Od czasów władzy Kronosa niewiele nas zostało. Wybierz kartę, najlepiej trzy- zachęcił, Helios niepewnie wskazał a szaman wrócił do opowiadania- Pozwólże pomogę ci zrozumieć co cie czeka młody promyku- zaczął wykładać karty, wyglądały jak gorszej jakości karty tarota.
Chłopak nie potrafił poznać symboli, które przedstawiają, zupełnie jakby stworzone były z plątaniny linii i kształtów.
- I co mówią karty?-
- Przejdziesz długa drogę, znajdziesz na niej elementy, których brakowało ci w trakcie życia. Uważaj na swoją moc, magią ma swoje sekrety i nawet karty nie mogą ich zdradzić. Wiadome jest jedno masz moc której Kronos będzie potrzebował, albo zniszczysz, albo uratujesz tę krainę-.

Helios czuł się jeszcze gorzej niż przed rozmową z szamanem. Chciał poznać sekrety swojej mocy i może odbywać jakieś nadnaturalne zdolności jak superman czy inny bohaterowie z komiksów, które chłoną na potęgę, gdy przyjechał do Stanów. Chciał wyjść z chatki jednak starzec zatrzymał go na chwilę.
- Zanim pójdziesz, mam coś dla ciebie- powiedział dając chłopakowi pustą złota rękojeść.
- Co to?- zapytał zdezorientowany.
- Dużo czasu mi nie zostało, chcę, żeby ten artefakt trafił w odpowiednie ręce więc albo przyczyniam się teraz do końca świata lub końca wojny. Chloris!- krzyknął a z pustej rękojeści zaczęło wyrastać ostrze. Był to śliczny pokaz wysuwających się liści paproci zaciskających się, tak by uformować pełny miecz.- Wiem, że wygląda niepozornie, ale uwierz mi, że pomoże ci dokonać wielkich rzeczy- uśmiechnął się ork.

Helios nie wiedział co powiedzieć. Był to na pewno użyteczny prezent, chociaż osobiście jedyne, o czym marzył chłopak to powrót do domu. Wszedł z lepianki i zobaczył czekającą na niego Eldore.
- Co tak długo? Myślałam, że już nie wyjdziesz- zaśmiała się- Chodź mam prowiant na drogę oraz transport-
- Transport?- zapytał zdziwiony.
Przed tym jak odeszli podbiegła do nich satyrka Lyra. Dziewczyna mocno ich przytuliła i poprawiła torbę na ramię która dostała od dobrodusznego plemienia.
- Chciałam się z wami pożegnać, wyruszam w drogę- uśmiechnęła się.
- Co będziesz teraz robić?- zapytała zaciekawiona Eldora.
- To co wcześniej, takie typowe bardowe rzeczy. Teraz mam dwie mowe muzy, będę śpiewać pieśni o magicznym chłopaku i jego równie magicznej przyjaciółce- Helios i Eldora poczuli szczere wzruszenie. Pełni nadziei na kolejne spotkanie pożegnali się i wyruszyli swoimi ścieżkami.

Helios i Eldora odeszli parę kroków od chaty szamana i zobaczyli pięknego pegaza czekającego na nich.
- Skąd ty wytrzasnęłaś kuca?- dalej miał lekką odrazę po jeździe na centaurze, ale może to co innego.
- Pożyczamy go, mają jeszcze dwa poza tym pegazy są super inteligentne. Zabierze nas prosto pod labirynt i wróci tutaj- uśmiechnęła się głaszcząc pegaza po grzywie.
- Jeździłaś kiedyś na pegazie?- zapytał oglądając jak dziewczyna szybko dosiada ich środek transportu.
- Zdarzyło się raz, może dwa- gdy tylko Helios bezpiecznie usiadł już na koniu ten bez zastanowienia wzbił się w powietrze. Niebo pokryte było śliwkowo pomarańczowym odcieniem z niemal różowymi chmurami wolno płynącymi po niebie. Helios leciał kiedyś samolotem, ale to w żadnym stopniu nie umykało się do jazdy na pegazie. Mimo iż serce podchodziło mu do gardła i obiecywał sobię ze nidgy więcej nie wsiądzie na konia czuł się wolny. Beztroski, szczęśliwy i wolny, bo pierwszy raz odkąd tu trafił nie musiał martwić się grupą gnomów porywaczy czy strażą polujących na ludzi takich jak on.

Vice VersaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz