12. Pustka w sercu.

612 15 4
                                    

Elliot

— Nicholas, chodź tu. — Powiedziałem, zauważając brata, gdy wychodziłem z pokoju Deana.

Pomagając przy matematyce najmłodszemu z rodzeństwa nie mogłem się kompletnie skupić, błądząc myślami o zachowaniu Nicholasa oraz ciągle myślałem, czy Nicole, aby na pewno była bezpieczna wśród nabuzowanych hormonami nastolatków. Jednakże moim priorytetem była rozmowa z bratem, który ostatnimi czasy przechodził samego siebie. Wychodził z domu, nie wiadomo gdzie i do kogo. W dodatku jego oceny strasznie się pogorszyły. Nigdy nie był jakiś wybitny w nich, ale już to wszystko przechodziło  ludzkie pojęcie.

Machnąłem ręką, aby zszedł ze mną na dół. Wywrócił oczami, ale posłusznie za mną poszedł.
Pojawiliśmy się w kuchni, więc zbliżyłem się do wyspy, odsuwając dwa stołki stojące obok siebie, po czym usiadłem na jednym z nich. Założyłem dłonie na siebie, kładąc łokcie na blat, gdy bliźniak stał jak słup soli na środku pomieszczenia.

— Siadaj. — Rozkazałem, wskazując brodą na miejsce obok siebie.

Niepewnym krokiem zmniejszył dystans i spoczął na wskazanym przeze mnie siedzeniu, zakładając ręce na torsie, aby pokazać, że jest wyluzowany i niczym się nie przejmuje. Jednak wiedziałem, że to nie prawda. Miał przyspieszony oddech i ciągle się wiercił, jakby nie mógł wygodnie usiąść. A najważniejszą oznaką było to, że nie patrzył mi w oczy.

— Nicholas. — Zacząłem spokojnie. — Spójrz na mnie.

Gdy tego nie zrobił, westchnąłem i złapałem jego brodę między palce, przekręcając jego twarz w swoją stronę.

— Dlaczego nie patrzysz mi oczy? — Zapytałem, analizując jego przekrwione gałki. Kurwa!

— Bo masz parszywą mordę. — Syknął, wzruszając ramionami.

— Dojrzałe. — Skomentowałem, to prychnieciem.

Wyszarpał twarz z mojego uścisku, spoglądając w bok, wydając z siebie dźwięk pełen frustracji.

Byłem na siebie wściekły, że nie zainterweniowałem wcześniej, gdy zauważyłem pierwsze oznaki jego uciekania w używki. Musiałem coś zrobić. Nie zamierzałem pozwolić mu, aby zniszczył sobie życie tym całym świństwem. Miałem tylko nadzieję, że nie było już za późno.

Wziąłem głęboki, drżący oddech, po czym rozmasowałem palcami grzbiet nosa. Cholernie się stresowałam tym, co mogłem od niego usłyszeć.

— Brałeś coś? — Wypaliłem w końcu, pocierając mokrą dłoń od potu w spodnie.

Szybko wrócił do mnie spojrzeniem. Myślałem, że oczy wyjdą mu z orbit.

— Nie! O co mnie posądzasz?! — Zagrzmiał, zeskakując ze stołka. Zacisnął pięści, patrząc we mnie z mordem w oczach.

Wstałem, zbliżając się do niego, jak do jakiejś dzikiej sarny.

— O nic cię nie posądzam, Nicholas. — Zapewniłem. — Uspokój się. — Wyciągnąłem w jego stronę otwarte dłonie.

Odchrząknął nerwowo.

— To tylko zioło. — Powiedział.

Uniosłem brew.

— Na pewno?

Chwila ciszy.

— Tak. — Wykrztusił, nie patrząc mi w oczy.

— Okej. — Skinąłem głową, robiąc krok. — Wierzę ci. — Oznajmiłem, kładąc rękę na jego barku, a drugą podnosząc podbródek w taki sposób, abym mógł spojrzeć w jego oczy pełne cierpienia, które nieudolnie próbował ukryć.  — Ale musisz przestać. — Oświadczyłem stanowczo. — To nie jest rozwiązanie. Na początku czujesz się dobrze, ale problemy i tak do ciebie wrócą, Nicholas. A potem, gdy odurzenie z ciebie zejdzie będzie jeszcze gorzej. Uwierz mi.

Krew Diabła ( Błędy)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz