Dodatek.

353 17 0
                                    

Elliot

— Nicole! — krzyknąłem, wpatrując się w szczyt schodów. — Kupiłem ci te chipsy, o które prosiłaś!

Ściągnąłem brwi, gdy nie usłyszałem żadnej odpowiedzi. Pokręciłem jedynie głową, po czym wszedłem do kuchni, aby odstawić na wyspę siatkę z zakupami.

— Co jest…— uciąłem zdezorientowany, widząc całe pomieszczenie w mące. Podskoczyłem wystraszony, gdy dwie głowy wynurzyły się zza blatu. — Ja pierdole! — Wypuściłem torbę z ręki, przykładając dłoń do serca. — Co wy robicie? Dlaczego kuchnia wygląda, tak jak wygląda?

Dean wyszczerzył się do mnie, robiąc maślane oczka. O nie, nie, nie. Tak się nie bawimy.

— Dean? — ponagliłem, zakładając ręce na piersi.

— Chcieliśmy zrobić pizzę, ale… — wtrącił się Connor, drapiąc się po głowie. — … nie wyszło.

Uniosłem brew.

— Co robiliście pod tym blatem?

— Eee… nic? — Brat odwrócił ode mnie wzrok.

Niewiele myśląc, ruszyłem do przodu, żeby samemu sprawdzić, co robili pod tą cholerną wyspą kuchenną. Wybałuszyłem oczy, gdy zobaczyłem yorka, który gryzł opakowanie po mące.

— Co to jest? — zapytałem, zgrzytając zębami.

— Pies? — Dean bujnął się na piętach, zagryzając wargę.

— To widzę — odparłem wkurzony. — Czyj to pies?

— Znaleźliśmy go — powiedział Connor, biorąc psa na ręce.

— Znaleźliście go? — powtórzyłem niskim głosem. — Gdzie? I po co go tu wzięliście?

Widziałem, że obydwoje są zdenerwowani moją reakcją. Myśleli, że jestem wściekły, choć byłem bardziej zdezorientowany i zaciekawiony jednocześnie.

— Był przywiązany do drzewa. Nie mogliśmy go zostawić.

Westchnąłem tylko. Nie mogłem być zły za coś takiego.

— Posprzątajcie tu, potem pomyślę, co zrobimy z tym psem.

Ostatecznie pies został przygarnięty przed Cormana, tak dla jasności.

Podniosłem torbę z podłogi, po czym wyciągnąłem chipsy dla Nicole i landrynki dla Brooke, ostatnio ciągle miała na nie ochotę.

— Kupiłeś krakersy? — krzyknął za mną Dean, gdy wychodziłem z kuchni.

— Tak! — odkrzyknąłem, wchodząc na schody. — Są w siatce.

Szedłem korytarzem, ale zatrzymałem się przy drzwiach do łazienki, gdy usłyszałem ciche łkanie. Skonsternowany zerknąłem przez lekko uchylone drzwi, widząc płaczącą Aoife przed lustrem, a za nią stał Nicholas, który odkładał maszynkę do golenia na umywalkę. Miałem się zawrócić, ale nie mogłem przestać na nich spoglądać. Nagle brat się ku niej pochylił, cmokając ją przelotnie w skroń.

— Jesteś piękna — szepnął jej na ucho, po czym kucnął przy niej, chowając jej drżące dłonie w swoje. — Rybko… — zaczął, całując jej nadgarstki. — Włosy odrosną. Najważniejsze, żebyś była zdrowa. — Uśmiechnął się do niej. — Zresztą z włosami, czy bez nadal wyglądasz, jak syrenka Disneya.

Dziewczyna zaśmiała się przez łzy, po czym uderzyła go w bark, na co opadł na tyłek z uśmiechem na ustach.

Stwierdziłem, że czas się zwijać, bo  powinienem dać im trochę prywatności.

Ruszyłem przodem do pokoju siostry. Zapukałem do drzwi, słysząc po drugiej stronie chaotyczne dźwięki.

— Nicole, wszystko okej? — zapytałem, przytykając ucho do drewna.

— Tak! — wrzasnęła, a potem minimalnie otworzyła drzwi, wychylając głowę. — Cześć, Elliot. Co tam?

Zmrużyłem powieki, próbując odszukać coś, albo kogoś nad jej głową.

— Kupiłem ci tę chipsy, o które prosiłaś — wyjaśniłem, machając opakowaniem przed jej oczami.

— Och, dziękuję. — Przesunęła się między futryną, a drzwiami, nie uchylając ich za bardzo, po czym uniosła się na palcach i cmoknęła mnie w policzek. — Jesteś kochany.

— Wszystko dobrze? — zagadnąłem, marszcząc przy tym brwi, a potem je uniosłem, gdy zauważyłem, że bluzka Nicole jest założona na drugą stronę. — Masz bluzkę na drugą stronę — powiadomiłem.

— Druga strona jest milsza w dotyku — wyjaśniła pospiesznie, po czym czmychnęła do swojego pokoju. — Dzięki za chipsy. Pa!

Zatrzasnęła mi drzwi przed nosem, aż musiałem odchylić twarz, żeby nie dostać nimi w nos.

Pokręciłem na to głową, a następnie skierowałem się do swojego pokoju. Wszedłem do środka na paluszkach, aby nie obudzić Brooke. Leżała na plecach, z lekko rozwartymi ustami. Jedną dłoń miała obok głowy i zaciskała ją w pięść, a druga leżała na jej okrągłym brzuszku. Kołdra zaplątała się wokół jej zgrabnych nóg. Wyglądała przepięknie i uroczo, jak aniołek. Usiadłem na brzegu materaca, odkładając opakowanie landrynek na stolik nocny.

— Wróciłeś — ziewnęła, przykładając dłoń do ust.

— Przepraszam. Nie chciałem was obudzić.

Zarechotała cicho.

— Nie obudziłeś — zapewniła. — To Molly się obudziła i zaczęła mnie kopać, jakby grała w piłkę nożną.

Uśmiechnąłem się, przykładając dłoń do jej podbrzusza, czując ruchy mojej małej dziewczynki. Pochyliłem się, po czym szepnąłem do brzucha.

— Landryneczko, dlaczego nie dajesz mamie spać, hm?

Brooke wplątała palce w moje włosy, lekko je mierzwiąc.

— Chyba chcę już iść do swojego taty — odparła rozbawiona.

— Tak myślisz? — pocałowałem brzuszek, po czym zawisłem nad twarzą Brooke, przykładając usta do jej ust.

— Mhm… — skinęła głową, gdy odsunąłem od niej twarz.

Wygiąłem wargi w uśmiechu.

— Nie uważasz, że Nicole zachowuje się dziwnie? — podjąłem temat.

Zaśmiała się, odchylając głowę w tył.

— Jest zakochaną nastolatką, która chodzi z głową w chmurach. Nie przejmuj się tym.

— Może masz rację — wymamrotałem, po czym zsunąłem się w dół, żeby ponownie przemówić do swojej córeczki. — Pamiętaj, landryneczko, mama zawsze ma rację.

— Pantofel — rzuciła Brooke, szczerząc do mnie zęby.

— Ale twój pantofel.

— Mój — zgodziła się. — Boję się tylko, że gdy Molly się urodzi, to nie będzie już dla mnie miejsca w twoim sercu.

Uśmiechnąłem się do niej półgębkiem, prostując się, po czym musnąłem dłonią jej policzek.

— Myśle, że jednak w moim sercu jest miejsce dla was obu — zarechotałem cicho, cmokając czubek jej nosa. — Landryneczka i Smerfetka. Moje dwie najważniejsze kobiety w życiu.

Otarłem kciukiem łzę, która spływała po skroni Brooke.

— Wiesz, jak bardzo cię kocham, prawda?

— Wiem — skinąłem głową. — Ja ciebie też kocham i to, w chuj, bardzo.

Miałem swoją małą rodzinkę, którą kochałem całą piersią.

Krew Diabła ( Błędy)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz