Dodatek.

393 14 8
                                    

Nicholas

— Uważaj — ostrzegł Elliot, gdy nieporadnie wchodziłem przez próg domu.

— Przecież uważam — wycedziłem przez zaciśnięte zęby, z całej siły wbijając palce w futrynę.

Głowa mi pulsowała niemiłosiernie. Krew w uszach szumiała. Miałem wrażenie, że ktoś mi czaszkę ciął tępym nożem, i to takim do masła.

— Musisz na siebie uważać, rozumiesz mnie Nicholas? — zawodził, gdy w końcu klepnąłem swój tyłek na kanapie.

— Tak, tak, bla, bla i te sprawy — mruknąłem, zamykając powieki.

Musiałem się przespać.

— Ej! — ryknął, aż podskoczyłem. — Nie ma bla, bla i te sprawy, zrozumiano? Kurwa, Nick! Ty przedawkowałeś. — przypomniał mi, cały się trzęsąc. Nagle zrobiło mi się głupio. Pod wpływem jego ciężkiego spojrzenia, wbiłem wzrok w podłogę. — Widziałem cię. Wszyscy cię widzieli. Nicole zmywała twoje rzygi z podłogi. Byliśmy przy tobie, gdy byłeś podłączony do tych wszystkich maszyn. Jezu! Wyglądałeś, jakbyś nie żył. Kurwa!

— Przepraszam — wymamrotałem, czując cholerne szczypanie pod powiekami.

— Coś ty sobie myślał, co? — zapytał, siadając na stoliku kawowym. Ułożył łokcie na kolanach, a dłonie splótł razem ze sobą. — Powiedz prawdę. Chciałeś umrzeć?

— Nie wiem — szepnąłem, przygryzając wnętrze policzka.

— Nie wiesz? — W jego głosie autentycznie usłyszałem przerażenie.

— Nie wiem, co tak właściwie chciałem zrobić. Wiem tylko, że to był wypadek. Nie chciałem przedawkować. — wyjaśniłem. — Ja… po prostu chciałem nie czuć. Nic. W ogóle.

Elliot wypuścił głośno powietrze z płuc, po czym przykucnął, kładąc dłonie na moich drżących kolanach. Spojrzał mi głęboko w oczy, a ja widziałem w jego jedynie bijącą troskę.

— Okej, okej — powtarzał jak mantrę, zanim ostatecznie się uspokoił. — Poradzimy sobie z tym wszystkim, co siedzi ci teraz w głowie. Jestem z tobą. Jestem w tej walce z tobą, okej? Musisz mi tylko na to pozwolić. — Podniósł dłoń, lekko zaciskając palce na mojej szczęce. — Od teraz zero kłamstw. Obiecaj. Zero kłamstw.

— Zero kłamstw — powtórzyłem, kiwając głową, jak samochodowa kukiełka.

— Obiecaj — Jej głos był stanowczy.

— Obiecuję. Zawalczę o siebie.

— Mój dzielny braciszek. — Oczy mu się zaszkliły, gdy pochylił się, cmokając mnie w czoło. — Nie mogę cię stracić. Żadnego z was.

Objął moją twarz w dłoniach.

— Nie stracisz.

Odsunął się, po czym usiadł obok mnie, przyciągając moje ciało do swojego boku.

— Chcesz pogadać o… no wiesz.

Zazgrzytałem zębami.

— Nie, nie chcę o niej rozmawiać. Nigdy więcej. — Mrugałem rzęsami, aby nie uronić żadnej niepotrzebnej łzy. — Wykorzystała mnie, Elliot. Byłem zabawką. A wiesz, co najbardziej boli?

Zerknąłem na niego, zauważając, że uważnie mnie słucha.

— Najgorsze jest to, że pozwoliła mi pokochać swoje dziecko. Pokochałem tego dzieciaka.

— Ta laurka, którą ci dałem jest od…

— Niego — dokończyłem za niego, niemalże szeptem.

Krew Diabła ( Błędy)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz