Rozdział osiemnasty, czyli w pałacu

208 24 1
                                    

(UWAGA: to już drugi rozdział, jaki dziś publikuję. Jeżeli nie czytaliście poprzednio, to zachęcam, ponieważ teraz nastąpi jego bezpośrednia kontynuacja)


Dotarli dość daleko i dopiero niedaleko samego pałacu złapali ich strażnicy. Było ich trzech. Gdyby chcieli, poradziliby sobie z nimi, pewnie bez większych problemów. Chodziło jednak o to, by dostać się na miejsce możliwie najszybciej i trafić przed oblicze władcy. Róża przekonywała, że to właśnie jest sposób na spotkanie z królem – osobiście nadzorował on nowych więźniów.

- A co, jeśli w międzyczasie coś się zmieniło? – spytał Vincent, nieszczególnie zadowolony z jej planu.

- To dość stara tradycja – stwierdziła. – Raczej nie uległa zmianie.

Tym sposobem trafili do pięknego pałacu w koronie rozłożystego drzewa, skąd rozciągał się widok na królestwo. Niezwykła to była budowla – pełna przepychu, zaprojektowana przed wiekami przez najlepszych, magicznych architektów i tak piękna, że aż zapierała dech.

Poprowadzono ich, jak Róża się spodziewała, do Sali tronowej, gdzie miała nadzieję spotkać króla. Zdawało jej się to najlepszym możliwym rozwiązaniem, bowiem w samym pałacu roiło się od strażników i prędzej czy później by ich złapano. W ten sposób mogła jednak ograć sytuację nieco inaczej, na swoją korzyść, poprzez... no właśnie. W jej głowie powoli kiełkował nieśmiały plan.

Jakie było jej zdziwienie, gdy zamiast starego, znajomego władcy ujrzała kogoś zupełnie innego.

- Kail – rzuciła, widząc dobrze znanego elfa. Zbyt dobrze, jeśli miała być szczera.

- Róża – odparł on z pewną złością, poznawszy ją. – Nie sądziłem, że wrócisz.

Trzymający ją strażnik poluzował uchwyt, jakby również dostrzegł w niej coś znajomego.

- Och, naprawdę? Też się tego nie spodziewałam.

- Puśćcie ją – rzekł władczym tonem. Uwolniona zbliżyła się do niego nieco i spojrzała mu prosto oczy. – Czego tu szukasz?

- Nie cieszysz się na mój widok? Dawniej reagowałeś inaczej, Kail

- Jestem teraz królem.

Uniosła brwi.

- Tak, widzę. I to niczego w tobie nie zmieniło, może jedynie pogorszyło twoje maniery.

Zdecydowanie nie tak to miało wyglądać. Lecz widząc kogoś, kto kiedyś złamał jej serce... To wciąż bolało. Zwłaszcza, że on był teraz królem, a ona wygnaną dziewczyną, zapomnianą przez większość mieszkańców tego świata.

- Ach, tak? – w paru krokach stał już przy niej. Wciągnęła oddech. Nie podobał już się jej tak, jak kiedyś, ale stanowił przykre przypomnienie przeszłości. Gdyby wiedziała, że go tu zastanie i to jako władcę...

Vincent jakimś cudem wyrwał się strażnikom, którzy być może sądzili, że i jego nie muszą pilnować – cóż za błąd – i stanął teraz tuż za nią.

- A to, kto?

Kail omiótł Wilkusa spojrzeniem ciemnych oczu.

- Mój... - Róża nie wiedziała, co będzie najlepiej powiedzieć. Przede wszystkim sama nie wiedziała, kim właściwie dla siebie są. Wspólnicy, tak, to chyba dobre słowo. Oczywiście, tylko jeśli przemilczeć emocje, jakie między nimi buzowały i te kilka skradzionych pocałunków. Nie mogła jednak tak go teraz nazwać. – Towarzysz.

Stwórzmy własną bajkę | Akademia Pana Kleksa (fanfiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz