Rozdział trzydziesty, czyli ocalenie

152 22 0
                                    


- Nie tak prędko- syknęła mu do ucha.

- Ja...

- Nic nie zrobisz, nic, rozumiesz?! Za chwilę piach się w końcu przesypie.

Albert miał dość. Naprawdę tyle przeszedł, by ktoś zatrzymał go na samym końcu?

- Chętnie wyprułabym ci mechaniczne flaki, ale wtedy Filip Golarz by mi nie darował. Za to z przyjemnością popatrzę, jak przesypie się ostatnia drobina, a wtedy nadejdzie też czas twojej klęski.

Próbował się wyrwać, jednak trzymała go zbyt mocno.

- Po co ci to? – syczała. – Jesteś tylko kłębkiem kabli, niczym ponad to, wyglądającym tylko jak człowiek. Jak dla mnie nie jesteś prawdziwy.

Zacisnął powieki.

- Jesteś nic nie wart!

Jestem, jestem coś wart, pomyślał, ale natychmiast znów zamknął się w sobie.

- Im nawet na tobie nie zależy, wiesz?

Ale przecież zależało. Nagle Albert przypomniał sobie życzliwość Ady, jej uśmiech i to, jak sprawiła, że w końcu coś czuł. Obróciła jego życie do góry nogami i zawsze będzie za to wdzięczny. Pokazała, czym jest przyjaźń.

Ada Niezgódka była niezaprzeczalnie najważniejsza.

Ostatkiem sił, ignorując ból, zmęczenie i rozpacz rzucił porwanym ze stolika przedmiotem – jakąś magiczną szklaną kulką – prosto w klepsydrę.

- Nie!!! – wrzasnęła przeciwniczka, ale już było za późno.

Czy zdążył? Czy mu się udało? Tak bardzo się bał – w momencie trafienia zostały może trzy, cztery ziarenka piasku.

- Nieeeee! – wrzeszczała tamta, rzucając się na robota i próbując jakoś zaradzić sytuacji, ale przecież bez klepsydry czar prysł.

Taką miał przynajmniej nadzieję, chociaż gwałtowna reakcja tej w połowie kobiety, w połowie wilka, go w tym upewniła.

Korzystając z okazji wybiegł prędko, chcąc znaleźć Adę.

PERSPEKTYWA ADY

Zbudziła się.

Otworzyła powieki i zamrugała.

Żyła, naprawdę żyła!

Chciało jej się śmiać i płakać jednocześnie.

Ale jakim cudem?!

Nagle usłyszała wołanie i chwilę później zobaczyła roześmianego Alberta, do którego natychmiast podbiegła, a on przytrzymał ją, gdy zakręciło jej się w głowie,

- Albert, Albert – powtarzała, przytulając przyjaciela, jakby nic innego się nie liczyło.

PERSPEKTYWA RÓŻY

Gdy się przebudziła, dostrzegła kątem oka, jak Vincent powoli wstaje i niepewnym krokiem zbliża się do niej. Z wysiłkiem uniosła się nieco i próbowała odzyskać kontrolę nad mięśniami, które nie chciały współpracować.

Właśnie wtedy do środka wbiegł zdyszany Filip Golarz.

- Nie! – krzyknął. – Na to nie pozwolę.

Stwórzmy własną bajkę | Akademia Pana Kleksa (fanfiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz