Kot z Cheshire siedział u góry, z uśmieszkiem samozadowolenia na pysku i patrzył na nich.
- Jest wam tam wygodnie? – krzyknął jeszcze, a Róża zaczerwieniła się. – Widzę, że tak, więc idę dalej!
- Zaczekaj! – wrzasnęła za nim, gdy zaczął powoli rozpływać się w powietrzu. Nie zdążyła jednak, bo już chwilę później został po nim jedynie uśmiech, który również prędko zniknął.
- Co za irytujące stworzenie! – zdenerwowała się Róża, rzucając jakimś kamykiem.
Kątem oka ujrzała, jak Vincent wstaje i ocenia, czy zdołają się stąd wydostać.
- Nie ma mowy – odezwała się, kręcąc głową. – Nie damy rady stąd wyjść.
On jednak jakby jej nie słuchał i wciąż szukał możliwego rozwiązania.
Róża westchnęła i dołączyła do niego. Niemożliwym byłoby się wspiąć, a nie widzieli nigdzie żadnej innej drogi. W końcu wiedźma przysiadła na jednym z kamieni i zaczęła grzebać w swojej torbie. Wtem usłyszała jakiś dziwny dźwięk i aż się poderwała.
- Co to za porządki, żeby na kimś siadać! – usłyszała gniewny ton i zamrugała.
- Kto to powiedział?
- Ja!
- Czyli...?
Vincent zbliżył się z zaciekawieniem. Spojrzała na niego, w poszukiwaniu odpowiedzi, ale on jedynie wzruszył ramionami. Również nie wiedział, skąd dobiegał dźwięk.
- Spójrzcie w dół!
Ale tam znajdował się tylko ten kamień. Czyżby?
- Nie żartuj sobie – parsknęła.
- Nie żartuję – spod kamienia wychynęło jakieś małe stworzonko. – To ja.
- Już się bałam, że to mówiący kamień.
- W Krainie Czarów trzeba być przygotowanym na wszystko – przypomniał Vincent. – Kim jesteś?
Stworzenie było dziwaczne – kolorowe, miało niewielkie rogi i skrzydełka, lecz z całą pewnością nie było wróżką, może jedynie jakimś ich dalekim kuzynem. Pokrywała je kudłata sierść, a wyłupiaste oczy patrzyły na nich dość przyjaźnie.
- Ja? Ja jestem tylko mieszkańcem tej Krainy – odparło, lecz oni nie dali się na to nabrać. – No dobrze. Ja... Jestem, a raczej byłem, kimś w rodzaju posłańca Królowej Kier.
Vincent i Róża wymienili spojrzenia. Dopiero co uciekli jej straży. Ta mała istota nie wyglądała groźnie, mimo to należało zachować ostrożność.
- Byłeś – powoli powtórzył władca Wilkusów. – Co się stało potem?
- To i owo – pisnął mały ludek.
- Czyli?
- Nie muszę się wam tłumaczyć!
- Nie? – Vincent uniósł szamoczącą się istotkę. – Naprawdę?
- Nie jesteście tacy!
- Masz do czynienia z Wilkusem – rzekła Róża z promiennym uśmiechem. – Na twoim miejscu powiedziałabym prawdę.
- Już! Już mówię!!!
- Wiesz co? Zmieniłem zdanie. Wolałbym się dowiedzieć, jak stąd wyjść. Tak, żeby nie wpaść w łapy Królowej.
CZYTASZ
Stwórzmy własną bajkę | Akademia Pana Kleksa (fanfiction)
FanficPo zakończeniu akcji filmu Vincent wraca do siebie, a tam planuje zająć się czymś, co dłużej nie może czekać. Jego dziadek za życia szukał pewnego bardzo potężnego artefaktu i wnuk zrobi wszystko, by go odszukać. W tym celu wypuszcza z więzienia wie...