Rozdział trzynasty, czyli co działo się dalej

188 23 7
                                    

Kot z Cheshire siedział u góry, z uśmieszkiem samozadowolenia na pysku i patrzył na nich.

- Jest wam tam wygodnie? – krzyknął jeszcze, a Róża zaczerwieniła się. – Widzę, że tak, więc idę dalej!

- Zaczekaj! – wrzasnęła za nim, gdy zaczął powoli rozpływać się w powietrzu. Nie zdążyła jednak, bo już chwilę później został po nim jedynie uśmiech, który również prędko zniknął.

- Co za irytujące stworzenie! – zdenerwowała się Róża, rzucając jakimś kamykiem.

Kątem oka ujrzała, jak Vincent wstaje i ocenia, czy zdołają się stąd wydostać.

- Nie ma mowy – odezwała się, kręcąc głową. – Nie damy rady stąd wyjść.

On jednak jakby jej nie słuchał i wciąż szukał możliwego rozwiązania.

Róża westchnęła i dołączyła do niego. Niemożliwym byłoby się wspiąć, a nie widzieli nigdzie żadnej innej drogi. W końcu wiedźma przysiadła na jednym z kamieni i zaczęła grzebać w swojej torbie. Wtem usłyszała jakiś dziwny dźwięk i aż się poderwała.

- Co to za porządki, żeby na kimś siadać! – usłyszała gniewny ton i zamrugała.

- Kto to powiedział?

- Ja!

- Czyli...?

Vincent zbliżył się z zaciekawieniem. Spojrzała na niego, w poszukiwaniu odpowiedzi, ale on jedynie wzruszył ramionami. Również nie wiedział, skąd dobiegał dźwięk.

- Spójrzcie w dół!

Ale tam znajdował się tylko ten kamień. Czyżby?

- Nie żartuj sobie – parsknęła.

- Nie żartuję – spod kamienia wychynęło jakieś małe stworzonko. – To ja.

- Już się bałam, że to mówiący kamień.

- W Krainie Czarów trzeba być przygotowanym na wszystko – przypomniał Vincent. – Kim jesteś?

Stworzenie było dziwaczne – kolorowe, miało niewielkie rogi i skrzydełka, lecz z całą pewnością nie było wróżką, może jedynie jakimś ich dalekim kuzynem. Pokrywała je kudłata sierść, a wyłupiaste oczy patrzyły na nich dość przyjaźnie.

- Ja? Ja jestem tylko mieszkańcem tej Krainy – odparło, lecz oni nie dali się na to nabrać. – No dobrze. Ja... Jestem, a raczej byłem, kimś w rodzaju posłańca Królowej Kier.

Vincent i Róża wymienili spojrzenia. Dopiero co uciekli jej straży. Ta mała istota nie wyglądała groźnie, mimo to należało zachować ostrożność.

- Byłeś – powoli powtórzył władca Wilkusów. – Co się stało potem?

- To i owo – pisnął mały ludek.

- Czyli?

- Nie muszę się wam tłumaczyć!

- Nie? – Vincent uniósł szamoczącą się istotkę. – Naprawdę?

- Nie jesteście tacy!

- Masz do czynienia z Wilkusem – rzekła Róża z promiennym uśmiechem. – Na twoim miejscu powiedziałabym prawdę.

- Już! Już mówię!!!

- Wiesz co? Zmieniłem zdanie. Wolałbym się dowiedzieć, jak stąd wyjść. Tak, żeby nie wpaść w łapy Królowej.

Stwórzmy własną bajkę | Akademia Pana Kleksa (fanfiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz