Rozdział dwudziesty drugi, czyli sprawy się komplikują

147 25 7
                                    


PERSPEKTYWA RÓŻY

Świat wyglądał podobnie. Wciąż znajdowała się w rodzimej baśni, otoczona piękną przyrodą. Naprzeciwko niej stał jednak ktoś, o kim wolała zapomnieć.

Tamara, jedna z wygnanych.

Ta, która zawsze stała na uboczu, przyglądając się, a kilka razy przyłapano ją na szukaniu mrocznych zaklęć. Pewnego dnia po prostu zniknęła i słuch o niej zaginął.

Nie szukano Tamary, bo po co, skoro dla większości była jedynie utrapieniem i niebezpieczeństwem? W końcu raz po raz powtarzała rzeczy, które mentorki uznały za zbyt rewolucyjne i stwierdziły, iż pomysły tego rodzaju przyniosą im więcej szkody, niż pożytku.

Róży było jej żal, uważała, że może Tamara czuła się zagubiona jeszcze bardziej, niż reszta. Nie mówiła nic jednak bo była zbyt młoda i nieśmiała, by kłócić się z przywódczyniami. Dlatego jedynie obserwowała sytuację w milczeniu, mając cichą nadzieję, że coś zmieni się na lepsze. Niestety.

Teraz, potężniejsza niż kiedykolwiek, stała przed nią z wyrazem triumfu na twarzy.

- Tamaro! – krzyknęła Róża, choć miała wrażenie, że ta dziwna magia połknęła jej głos. Ledwo słyszała samą siebie, a może coś stało się z jej słuchem? Przełknęła ślinę i znów zawołała.

- Słyszę cię – kobieta podeszła do niej ze skrzyżowanymi ramionami. – Słyszę doskonale.

- Dlaczego? – zdołała wycharczeć Róża, gdy coś znów przygniotło ją do ziemi, jeszcze silniej, niż wcześniej. Kątem oka zobaczyła, że Vincent również bezskutecznie próbuje się podnieść.

- Co za idiotyczne pytanie! – krzyknęła przeciwniczka. – Nie pamiętasz już?

- Ja... - Róża nie wiedziała, co odpowiedzieć.

- No właśnie. Znalazłam nowych przyjaciół. Kogoś, kto mnie rozumie. Może nie ufamy sobie wzajemnie, ale czuję się lepiej, niż kiedykolwiek.

- Nie na tym polega przyjaźń.

- O, naprawdę? No to może powiedz mi, na czym. Bo od was jej nie dostałam.

Róża poczuła smutek. Może i była wtedy młoda, znacznie młodsza od Tamary, lecz przecież chyba mogła coś zrobić? Czy istnieje szansa, że nie jest jeszcze za późno?

Ta jednak, jakby wyczuwając jej intencje, cofnęła się i gwizdnęła. Chwilę później obok niej wylądowały dwie na wpół mechaniczne istoty, które były tu tak nienaturalne, że wiedźma aż się wzdrygnęła. Natychmiast rozpoznała dzieło Filipa Golarza, o którego tworach było głośno w wielu bajkach. Do tej pory nie spotkała ich osobiście, jednak zasłyszane opowieści sprawiły, że zrobiło jej się zimno.

Wpadli z Vincentem w ogromne tarapaty.

- Czyżbyś rozpoznała moich wspaniałych znajomych? – Tamara rozłożyła ręce. – Nie mają imion, ale zapewniam, że są niezwykle lojalni. Należą do grona tych, którzy niszczą. Słyszałaś o nich, prawda?

Oczywiście, że tak. Najgorsze z robotów Filipa Golarza, przeznaczone do czynów najgorszych. To właśnie one wykonywały za niego brudną robotę. Były olbrzymie, miały około dwóch metrów i tak silne, że potrafiły zrobić dziurę w murze czy wyrwać mniejsze drzewo z korzeniami. Do tej pory jednak nie stworzono ich zbyt wiele i przede wszystkim nie podróżowały tak swobodnie między światami. Ich istnienie pozostawało nawet, według niektórych, jedynie w sferze domysłów. Teraz wiedźma przekonała się na własnej skórze, że jak najbardziej są prawdziwe. Co gorsza, dzięki jej przeciwniczce były jakoś w stanie się tu przedostać.

Stwórzmy własną bajkę | Akademia Pana Kleksa (fanfiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz