Rozdział siódmy, czyli życzenia starego maga i wspólne gotowanie

221 25 6
                                    

PERSPEKTYWA RÓŻY

Zdarzyło się coś, co zaskoczyło nawet ich.

Spodziewali się ujrzeć maga pozbawionego pełni możliwości, w ciele, które na niewiele mu pozwalało, zaklętego na wieki. Tymczasem nie dość, że potrafił urosnąć do sporych rozmiarów, to właśnie na ich oczach zmieniał kształt. Róża spojrzała z niepokojem na postać, jaka wyłoniła się po przemianie. Nie do końca żaba, lecz i nie człowiek, zielona istota o długich rękach i nogach, z równie długim językiem i wyłupiastymi oczyma.

- Ooo – odezwała się, bezbrzeżnie zdumiona, potykając niemal, gdy wycofała się do tyłu. Istota spojrzała na nią ponuro.

- Sądzisz, że siedziałbym przez tyle lat bezczynnie? Wiele poświęciłem, by móc zamienić się chociaż w to coś.

Gdy to powiedział, rzucił się do przodu, prosto na Vincenta, który jednak prędko zareagował i odparł pierwszy atak.

Walka początkowo była wyrównana i wiedźma zaczynała mieć nadzieję, że w końcu szala zwycięstwa przechyli się na korzyść Wilkusa. Niestety, mag był wypoczęty, w pełni sił, a oni dość sporo ostatnio przeżyli i nie spali od wielu godzin, toteż przeszkadzało im zmęczenie.

W pewnym momencie Vincent niedostatecznie szybko wykonał unik i miecz przeciwnika zranił go w ramię. Syknął, lecz nie przerwał, choć sporo krwi splamiło ziemię – zupełnie normalnej, czerwonej – a Róża gwałtownie wciągnęła powietrze.

- Przestańcie – odezwała się w końcu, gdy jej towarzysz wyraźnie osłabł. – Powinniście się pojedynkować do pierwszej krwi.

Mag splunął. Także on miał już jedną czy dwie rany, lecz dużo płytsze, ponadto, jak zdążyła zauważyć dziewczyna, potrafił sam siebie uleczyć.

- Nie było o tym mowy – stwierdził i ponownie natarł na przeciwnika.

Róża zbliżyła się jeszcze.

- Ta zasada obowiązuje we wszystkich honorowych pojedynkach.

Łypnął na nią.

- Ach, tak? Skąd wiadomo, że mam jakikolwiek honor?

Przełknęła ślinę.

- Znałam kiedyś pewnego maga...

Wymieniła jego imię, po czym dodała jeszcze prędko kilka rzeczy, które przyszły jej do głowy. W międzyczasie zorientowała się jeszcze co do jednej rzeczy.

- Nie grasz fair – zauważyła w pewnym momencie. – Używasz magii, by się wzmocnić. I żeby wzmocnić broń.

Ten na jej słowa zatrzymał się w pół kroku.

- Co z tego?

- Czy możemy przestać udawać, że ta walka ma jakikolwiek sens?

Mag zamrugał.

- To on zaczął – wskazał na Vincenta.

- Być może – przytaknęła.

- Chcesz zająć jego miejsce?

Zawahała się. Nie potrafiła posługiwać się bronią, nie tego jej uczono. Znała jednak kilka zaklęć i wiedziała, jak umiejętnie posłużyć się dość prostą magią. Jej zwykła sztuka była bardziej wysublimowana, nie przydałaby jej się teraz. Poza tym przecież faktycznie to Wilkus zaczął. Nie powinna była go bronić, choć z drugiej strony on już dwa razy uratował jej życie. Ale przedtem przecież zamknął w więzieniu.

Stwórzmy własną bajkę | Akademia Pana Kleksa (fanfiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz