rozdział pierwszy, czyli początek przygotowań i wyjaśnienia

429 32 2
                                    

Następnego dnia obudziła się, gdy ktoś potrząsał jej ramieniem.

- Pora wstać, panienko – usłyszała.

- Gdzie ja jestem? – wymamrotała z niedowierzaniem, otworzywszy oczy. Pomieszczenie nie wyglądało na celę... Ach, no tak, przecież wczoraj Vincent zaproponował jej współpracę! To nie był sen. Róża zastanowiła się prędko. Czy dalej zamierza to ciągnąć? Oczywiście, w końcu dzięki temu odzyska wolność, w ten czy inny sposób. A wolność była luksusem, którego nie chciała ponownie wypuścić z rąk, nawet jeżeli na razie nie dane jej całkowicie się wyzwolić. Na razie, pomyślała.

- Dostałam rozkaz, by przyjrzeć się panienki ranom – ludzka służąca skłoniła się przed nią, a na twarzy Róży pojawił grymas. Cóż za nietakt, by pracowali tu ludzie. Zapewne nie dostawali wynagrodzenia, a jedynie skromny posiłek raz czy dwa dziennie, poza tym pewnie liczono się tu z tym, iż raz na jakiś czas ktoś bezpowrotnie znikał. Z drugiej strony ona sama miała wkrótce stać się kimś podobnym.

- Nie trzeba – zapewniła kobietę. – Masz jakąś maść lub coś takiego? Jeżeli tak, sama się tym zajmę.

Ta spojrzała na nią z wahaniem.

- Nie takie dano mi instrukcje...

- Posłuchaj – złagodniała. – Nic ci nie grozi, jeżeli mnie zostawisz. Właściwie tak będzie dużo lepiej.

Służąca chwilę jeszcze stała, nim w końcu skinęła głową i zostawiła przy łóżku kilka słoiczków, po czym odeszła bez słowa.

- Wygląda na to, że sama będę musiała się domyślić, co do czego służy – zmarszczyła brwi Róża, unosząc do nosa pierwszy z nich.

***

Vincent pojawił się po południu, na długo po tym, jak dano jej jeść i przyniesiono jej strój. Na szczęście nie przypominał on w żadnej mierze ani zbroi Wilkusów, ani sukni. Była to prosta tunika i wygodne spodnie, w niektórych miejscach wzięto by je nawet za męskie. Ubrała się w nie z zadowoleniem. Nie zwracała przesadnej uwagi na wygląd, lecz rzeczywiście, gdyby nie odcisnął się na jej ciele czas spędzony w więzieniu, wyglądałaby naprawdę dobrze.

- Przyniosłem coś – powiedział od progu gość, taszcząc teleskop. Za nim weszły jeszcze dwa Wilkusy niosące księgi i torbę.

- Wygląda na to, że faktycznie jest tu wszystko, czego potrzebuję – mruknęła Róża, przeglądając przyniesione rzeczy. – Mam nadzieję, że nic nie uległo zniszczeniu...

- Oczywiście, że nie.

- Przejrzę – Róża zmarszczyła brwi. – Są też księgi, których nigdy nie widziałam.

- Mówiłaś służącej, że ci się przydadzą.

- Owszem, ale nie spodziewałam się... No cóż, w takim razie zabiorę się za robotę. Zanim to jednak zrobię, potrzebuję wiedzieć kilka istotnych rzeczy.

Vincent skinął na swoich pobratymców, a ci wyszli prędko, zostawiając drzwi nieco uchylone. Zniecierpliwiona dziewczyna podeszła do nich i zamknęła, co nie spotkało się z dezaprobatą.

- Zdajesz sobie chyba sprawę, że nie zmieniłam nagle stron – zaczęła. – Zależy mi przede wszystkim na wydostaniu się stąd, naturalnie, lecz nie zmienia to faktu, że jeśli spróbujesz zaszkodzić Akademii, a przede wszystkim zagrozisz bezpieczeństwu dzieci, zrobię wszystko, aby cię powstrzymać.

Stwórzmy własną bajkę | Akademia Pana Kleksa (fanfiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz