Rozdział piąty, czyli potwór z wieży i nowe wyzwania

251 29 0
                                    

PERSPEKTYWA RÓŻY

Już mieli wychodzić, gdy Róża nieuważnie postawiła stopę. Ledwo kilka centymetrów zabrakło, by stanęła bezpiecznie, tymczasem nastąpiła na wyróżniający się nieco fragment podłogi.

- Aj! – krzyknęła, bo spojrzawszy w dół, wiedziała już, że aktywowała jedną z pułapek. – A niech to!

Vincent zaklął pod nosem widząc, jak jedna z kamiennych figur w pobliżu ożywa. Była to istota trudna do nazwania, jakiś sporej wielkości potwór o długich, teraz już nie kamiennych pazurach i przekrwionych oczach, Trudno było powiedzieć, czy pojawiła się tu za sprawą budowniczego wieży, czy też jednego z licznych grabieżców.

Stwór rzucił się na Różę, a ta jedynie cudem zdążyła się uchylić, nim w nią uderzył. Nie zamierzał jednak zaprzestać, więc rozpoczął polowanie, a wiedźma mogła jedynie wskoczyć za jedną z kamiennych ścianek. Niestety, dla potwora nie była to żadna przeszkoda i po chwili ściana przestała istnieć, a pył posypał się na dziewczynę, która zaczęła kaszleć, jednocześnie próbując uciec.

- Zrób coś! – krzyknęła do Vincenta. On, owszem, próbował. Miał ze sobą miecz i chciał odciąć potworowi głowę, lecz ta trzymała się solidnie, jakby cielsko nadal było z kamienia. Ostrze złamało się na karku monstrum, a Wilkus został z niczym.

Róża zręcznie omijała kolejne przeszkody, myśląc, jakby to pięknie było, gdyby wcześniej uniknęła stanięcia na niewłaściwy kamień. Zasapała się już mocno i poruszała coraz wolniej.

- Wiem! – krzyknęła, aż ją zabolało w środku.

Zauważyła bowiem coś w ścianie i chciała zrobić wszystko, byle tylko naprowadzić tam potwora. Niestety, bardzo już zmęczona potknęła się i runęła na podłogę, o krok od śmierci. Vincent w ułamku sekundy znalazł zareagował, po czym oboje znaleźli się jakiś metr dalej, a głowa potwora wpadła w sidła, jak planowała Róża. Uderzył w takie miejsce, gdzie kryła się pułapka z cierni – jak dobrze, że zdołała ją wypatrzeć! – które natychmiast oplotły stwora, a ten na powrót skamieniał.

- Leżysz na mnie – zauważyła zrzędliwie Róża, otwierając oczy. – Czy ty... właśnie uratowałeś mi życie?

Tak właśnie musiało być. Pamiętała doskonale, jak upada na podłogę. Nie zdążyłaby już uciec, nawet sama się przeczołgać. Poza tym z całą pewnością musiał użyć nieco swojej mocy, jako że potwór kierował się bezpośrednio na nią, musiał zatem rzucić nim o ścianę, nie dotykając go przy tym. Szkoda, że wcześniej nie zauważyła tamtej pułapki.

Szkoda też, że nie widziała na własne oczy całej akcji.

- Po raz drugi – rzekł spokojnie Vincent i podniósł się lekko. – Wszystko w porządku?

- Tak.

Wstał, nieco się ociągając i rozejrzał dookoła.

- Narobiliście niezłego bałaganu.

- Przynajmniej żyjemy – wzruszyła ramionami dziewczyna i zatrzęsła się. Czuła się paskudnie. Jedna ze starych ran otwarła się i paskudnie bolała, poza tym nabiła sobie masę siniaków i była tak strasznie, strasznie zmęczona. Nawet niewielki wysiłek kosztował ją ostatnio bardzo wiele, choć musiała przyznać, iż przez ostatni czas jej ogólny stan się poprawił. Nic dziwnego, skoro wyszłam z więzienia, pomyślała. Z pewnością jednak pomogły również dostarczone jej maści i jedzenie. Cieszyło ją też, że znowu ma przed sobą konkretny cel.

Stwórzmy własną bajkę | Akademia Pana Kleksa (fanfiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz