Rozdział 1

17 2 2
                                    

Sofia

Wolność była dla mnie pojęciem względnym.

Dopóki nie musiałam wracać do domu, czułam się wolna.

Ten dom był niczym złota klatka. Tkwiłam tam, zamknięta niczym piękny skowronek, który tylko czekał, aż wyjdzie na wolność. Kiedy wyszedł, korzystał z tej wolności i czerpał z niej garściami.

Dom był klatką, która tylko czekała, żeby mnie pochłonąć i wypełnić moją duszę mrokiem.

Nienawidziłam go.

Praca prokuratora dawała mi wiele korzyści. Spędzałam poza domem na tyle dużo czasu, że wracałam tam tylko spać. Mama nie mogła wtedy kontrolować mojego życia, a ja miałam namiastkę wolności. Już i tak przebywanie tam kilka cennych godzin w ciągu doby sprawiało, że czułam się niczym wrak człowieka. Rodzina Gonzales skutecznie potrafiła zamienić wszystko w ruinę.

Wzięłam głęboki oddech, zanim wysiadłam z samochodu, i wypuściłam powoli powietrze. Do przebywania w tym budynku potrzebowałam dwóch kubków melisy i kieliszka wina. Nic, co działo się w murach tej rezydencji, nie było normalne. Tam normalność uchodziła za luksus, na który nie można było sobie pozwolić.

Chyba, że było się wysokiej rangi urzędnikiem państwowym. Wtedy mama i babcia stawały się najmilszymi kobietami na świecie. Wystarczyła tylko odrobina władzy, by sprostać ich oczekiwaniom.

Takie proste, a zarazem tak skomplikowane, prawda?

Pchnęłam ciężkie, drewniane drzwi wykonane z ciemnego dębu. Powitała mnie grobowa cisza. Mama zapewne przebywała w swoim gabinecie, zaś babcia... Musiała zaszyć się w ogrodzie za domem.

Portret ojca omiótł mnie chłodnym spojrzeniem. Za każdym razem, gdy patrzyłam na Richarda Gonzalesa, wprawiał mnie w przerażenie. Na szczęście umarł dawno temu i tylko jego podobizna straszyła codziennie swoim widokiem.

Wciąż zastanawiałam się, dlaczego mama nie zdjęła tego cholernego obrazu.

Odwiesiłam beżowy płaszcz na miejsce i ruszyłam na górę, by odnaleźć mamę. Gotowa stawić czoła jej zmiennemu charakterowi zapukałam dwa razy do gabinetu, który niegdyś należał do ojca. Z łomoczącym głośno sercem czekałam, aż kobieta łaskawie pozwoli mi wejść do środka.

Nigdy nie wolno przerywać Martinie Castellano, chyba że ma się wyraźny ku temu powód.

Ta kobieta potrafiła zabić samym spojrzeniem.

Ciche, lecz stanowcze „wejść" przywróciło mnie do rzeczywistości, zanim mój umysł postanowił zapuścić się zbyt głęboko. Wspomnienia z dzieciństwa były zakazanym miejscem nawet dla dorosłej mnie. Zostały zamknięte w szklanej gablocie za grubym murem i nikomu nie wolno było do nich sięgać.

To, co wydarzyło się w przeszłości, zostaje w przeszłości.

Weszłam do gabinetu i zamknęłam za sobą drzwi, po czym posłusznie zajęłam miejsce po drugiej stronie dębowego biurka, które stało pośrodku prawie pustego pomieszczenia. Tylko jedna biała szafa wypełniona po brzegi dokumentami i paskudny olejny obraz zdobiły to biuro. Matka za nic na świecie nie chciała udekorować go po śmierci ojca, dlatego zostawiła je takim, jakie było. Pustym.

— Spóźniłaś się.

Surowy ton głosu próbował zmrozić krew płynącą w moich żyłach. Po latach uodporniłam się na jej ataki, co tylko jeszcze bardziej ją rozwścieczyło.

— Mamy kolejne morderstwo — wyjaśniłam. — Ta sama metoda co kilka lat temu.

Wystarczyła jedna wzmianka, by Martina Castellano była przerażona. Te seryjne morderstwa znała lepiej niż własne córki. Miała obsesję na ich punkcie i tylko dlatego dawała mi dzienną dawkę dwunastu godzin wolności. W przeciwnym razie skończyłabym zamknięta w czterech ścianach, jak moja młodsza siostra.

Save me|| 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz