Rozdział 4

4 1 0
                                    

Sofia

— Tu się schowała moja ulubienica!

Skrzywiłam się na dźwięk uradowanego głosu Christiana. Ten mierzący metr osiemdziesiąt wzrostu mężczyzna czasami działał mi na nerwy. Zdawałam sobie jednak sprawę z tego, że nie zdołam się przed nim ukryć.

Znajdzie mnie nawet, gdybym uciekła na bezludną wyspę.

— Nigdzie się nie chowałam, Christianie.

Wypuściłam powoli dym z ust, rozkoszując się chwilą wolności. Nadal uważałam, że podjęcie współpracy z Christianem, było najgorszą decyzją w moim życiu, dlatego wykorzystywałam każdą możliwą opcję, by uciec od niego jak najdalej.

Gdyby Christian mnie nie przekupił, nigdy więcej moja noga nie stanęłaby na tym komisariacie.

— Kiedyś nie uciekałaś przed współpracą z innymi. Ty i Diego byliście moimi najlepszymi kompanami.

Zagryzłam wargi na wspomnienie o Diegu. Serce zakuło boleśnie, a łzy cisnęły się do oczu, jednak udało mi się je powstrzymać. Wzmianka o moim zmarłym mężu sprawiła, że chciałam znowu schować się do swojego pokoju i nigdy z niego nie wychodzić. Potwór ponownie zagościł w mojej głowie, próbując zasiać spustoszenie i zniszczyć mój umysł.

— Kiedyś były inne czasy — odparłam w końcu. — Nie mieliśmy na karku mordercy, który wysadza ludzkie serca. Było łatwiej.

— A mimo to się zgodziłaś wrócić. — Ciepły uśmiech zagościł na jego pełnych ustach. — Dobrze jest mieć cię znowu przy sobie. Przynajmniej nie będę musiał znosić towarzystwa Gabriela dwadzieścia cztery godziny siedem dni w tygodniu.

Parsknęłam śmiechem na ten uszczypliwy komentarz. Christian został przydzielony do Gabriela krótko po śmierci Diega i z opowieści „narzeczonego" śmiało mogłam wywnioskować, że nie przepadali za sobą. A właściwie to Gabriel nie przepadał za Christianem, bo ten nie pasował do jego idealnego świata. Byli wrogami jeszcze za szkolnych czasów, kiedy to Williamsowie zawitali do naszego miasta. Nikt nie przypuszczał, że będą należeć do Wielkiej Piątki Nowego Jorku.

— Witam w klubie ludzi nienawidzących Williamsa. — Podałam mu dłoń.

Szatyn chwycił ją i przyciągnął mnie do siebie. Resztka papierosa wypadła mi z pomiędzy palców. Pisnęłam, zaskoczona nagłym ruchem ze strony przyjaciela, i upadłabym, gdyby nie złapał mnie w odpowiednim momencie. Przez chwilę tkwiłam w jego ramionach, niezdolna się poruszyć, gdy oczy w kolorze błękitnego nieba spojrzały na mnie wygłodniałym wzrokiem.

— Nie tutaj — skarciłam go, próbując zachować resztki zdrowego rozsądku. Nie podobało mi się to, jak na niego reagowałam. — To nie jest dobre miejsce na okazywanie sobie czułości.

— Gonzales ma rację — wtrącił się nowy głos. — Znajdźcie sobie bardziej ustronne miejsce na gruchanie.

Odsunęłam się od Christiana i zamarłam, gdy Gabriel zbliżył się do nas. Jego surowa mina sugerowała, że niezbyt był zadowolony z tego, co zobaczył. Pełne usta były ściągnięte w wąską linię, a wzrok ciskał w nas piorunami.

— Przydałby ci się trójkącik na rozluźnienie napięcia, Gabrielu — rzucił Christian pełnym sarkazmu tonem. — Musisz popracować nad sobą, bo żadna kobieta cię nie zechce.

Gabriel zrobił kolejny krok w naszym kierunku.

— Doprawdy? Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek prosił cię o rady w sprawie mojego życia seksualnego. Zwłaszcza że masz fatalny gust względem kobiet, które darzysz zainteresowaniem.

Save me|| 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz