Rozdział 6

3 1 0
                                    

— Oni wrócili!

Te dwa słowa obudziły mnie w sobotni poranek. Jęknęłam z bólu, gdy Ava wskoczyła na mnie i omal nie przygniotła swoim ciężarem.

— Kto i gdzie wrócił? — zapytałam zaspanym głosem.

— Jak to kto? — oburzyła się nagle. — RBD ogłosili powrót!

— Ten zespół z serialu, który oglądałyśmy za młodu? — Uniosłam brew. — Ava, minęło od tamtej pory piętnaście lat!

Blondynka nachmurzyła się tylko, po czym podsunęła mi telefon z otwartym Instagramem.

— Mają koncert tu, w Nowym Jorku, za dwa miesiące. Musimy iść!

Wywróciłam oczami i zepchnęłam ją z siebie.

— Tylko po to, byś wzdychała znowu do tego całego Christophera — rzuciłam rozbawiona. — Poza tym Xander raczej nie zgodzi się byś poszła sama.

Znałam za dobrze Xandera, by wiedzieć, że nie zgodzi się na ten koncert. Był nadopiekuńczy wobec Avy, odkąd wzięli ślub, i bez niego nie mogła wychodzić nigdzie, gdzie były tłumy. Z powodu jej traumy było to zrozumiałe, ale czasami Xander był wręcz nieznośny w tej kwestii.

Por favor, mi hermanita. — Uklęknęła i złożyła ręce jak do modlitwy. — Zrobię wszystko, jeśli go przekonasz, by pójść na ten koncert. Wiesz, jakie to dla mnie ważne.

I tu mnie miała. Moja siostra była doskonałą manipulatorką i choć dla mnie to był zespół, którego słuchałam w dzieciństwie, dla niej był całym życiem i z zapartym tchem czekała, aż ogłoszą powrót. Ja również miałam swojego faworyta, za którym poszłabym w ogień, ale nikt o nim nie wiedział, bo zdawałam sobie sprawę, że prędzej czy później wykorzystaliby to przeciwko mnie.

Skapitulowałam, byleby tylko móc iść dalej spać. Do cholery jasnej, była sobota!

— Niech ci będzie, porozmawiam z nim — przyrzekłam, zanim zdecydowałam, że sama załatwię te bilety. — Tylko daj mi spać, póki mamy nie ma.

Pisnęła, po czym nachyliła się i ucałowała mnie w policzek, a następnie zniknęła za drzwiami. Przekręciłam głowę na bok i westchnęłam, widząc szóstą rano na cyfrowym zegarku.

Zamknęłam oczy, ale sen nie nadchodził. Wizyta Avy skutecznie przegnała jego resztkę. Wzięłam więc do ręki telefon i z przerażeniem odkryłam ponad sto nieodebranych połączeń od Christiana.

Co do cholery jasnej...

Czym prędzej wybrałam jego numer, a po trzech sygnałach usłyszałam ten znudzony głos, który prześladował mnie od kilku lat.

— Czego chciałeś o tak wczesnej porze?

— Ciebie również miło słyszeć, Promyczku — zażartował. — Gdybyś łaskawie odbierała telefony, to byś wiedziała, że mamy kolejnego trupa.

— Znowu? — zapytałam, po czym szybko wstałam z łóżka i zgarnęłam pierwsze lepsze ubrania. — Nasz ciałobójca zaatakował?

— Być może — odparł krótko. — Ale mamy też informacje od Williamsa o nowym narkotyku. Ponoć rozmawiał z Cho na ten temat.

Narkotyk? Trup?

Nie ma mowy.

— Skontaktuję się z działem narkotykowym, a ty prześlij mi wszystkie informacje na temat nowej ofiary. Mam tylko nadzieję, że nie zginę młodo przez Kaleba.

Cichy śmiech Christiana dotarł do moich uszu. Odkąd go znam, nigdy nie słyszałam, żeby się śmiał. Ten gburowaty mężczyzna potrafił jedynie grać wszystkim na nerwach. Do tego nienawidził, gdy coś nie szło po jego myśli. Wtedy najlepiej było usunąć mu się z drogi.
To nie nasza pierwsza współpraca, żebym nie wiedziała, do czego był zdolny.

Save me|| 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz