Weszłam do domu drugi dzień z rzędu trzaskając drzwiami. I to drugi raz przez Astera. Nie mogłam znieść tego jak ten człowiek na mnie działał. Napotkałam zdezorientowany wzrok matki, która przygotowywała jedzenie na kolację w kuchni.
- A tobie co? - zapytała.
- Nic, po prostu przynudzali w szkole. - Zabrałam jedną tortille z talerza.
Kobieta cicho się zaśmiała.
- Zajadasz stres? - parsknęła.
- Raczej zdenerwowanie. - stwierdziłam.
- Coś z Colem? - Szturchnęła mnie w ramię.
Zaraz mnie chyba pojebie. Musiałam sprostować jej domysły.
- Mamo! Nie jestem z nim! - wyjaśniłam poddenerwowana.
- To o jakiego kawalera chodzi? - Prawie zadławiłam się tortillą.
Jeśli „mój psycholog", 25 letnio typ, który ma obsesje na moim punkcie może być kawalerem dla mnie to w porządku. Nie miałam ochoty tego kwestionować. Chciałam się z kimś podzielić moimi myślami, ale co miałam powiedzieć? Że to wszystko przez Astera? Jasmine, by mnie zabiła, a matka zgłosiłaby Astera za pedofilię, choć nawet nikt by nie przyjął tego zgłoszenia, ale ona by to zrobiła. Ale może mogłam się jej doradzić? W końcu nie musiała się domyśleć, że chodzi o niego. Mogła sobie myśleć, że poznałam jakiegoś grzecznego blondyna, który się dobrze uczy i jest gwiazdą sportową.
- Mamo, mam pytanie. - oznajmiłam.
- Tak? - spytała krojąc warzywa do sałatki.
Teraz tylko nie wolno się wkopać z imieniem. Aster od dziś miał nowe imię. Nazwałam go Jack. Nie mam pojęcia skąd wzięło mi się te imię.
- Poznałam takiego Jacka. Jest trochę starszy ode mnie, ale to mi nie przeszkadza. Jest dla mnie dobry, ale ma wiele tajemnic i miesza mi w głowie. Jest inny niż Cole. Przy nim czuję się inaczej. - Chciałam dokończyć, ale głos mamy mi przerwał.
- Inaczej? Czyli czujesz adrenalinę i nie wiesz co wydarzy się w następnym dniu? Przy Cole'u czujesz się stabilnie, ale to Jack sprawia, że myślisz o nim nocami i dniami? - spytała z lekkim uśmieszkiem.
Skubana trafiła w punkt.
- No właśnie tak się czuję. Ale nie wiem jakie ma intencje co do mnie. Boję się, że to tylko iluzja. - odparłam słabo.
Kobieta odłożyła swoje zajęcia i podeszła do mnie. Złapała mnie za rękę i wraz ze mną skierowała się na kanapę. Ta kanapa miała chyba jakiś urok to szczerych rozmów. Od dziś nazywam ją kanapą szczerości.
- Opowiedz mi o nim trochę. O Jacku.
- Ma 25 lat. - Matka na to wytrzeszczyła trochę oczy, ale pomimo tego słuchała dalej. - Ma ciekawą pracę. Pomaga ludziom. Jest przystojny i potrafi czarować słowami. Ale też jest zazdrosny, choć to nawet miło widząc, że ktoś chce mieć mnie tylko dla siebie. - Uśmiechnęłam się pod nosem.
Zapomniałam wspomnieć, że „Jack" ma zdolności do bycia stalkerem i, że mnie śledził. Jest znany w całym mieliście i tak właściwie to moja Mama go zna. Aż zachciało mi się śmiać. Zerkałam na kobietę. Mama patrzyła na mnie z uwagą. Wyglądała jakby właśnie przeżywała swoje własne deja vu.
- Twój tata też taki był. Potrafił czarować słowami. Gdy tylko ktoś mnie dotknął odrazu pokazywał, że jestem jego, a on mój. Przy nim czułam to samo co ty czujesz do Jacka, ale taka miłość córeczko jest niebezpieczna. Musisz mieć pewność, że to co on czuję jest prawdziwe, bo inaczej sprowadzi cię na dno. - Zatrzymała się na chwilę. Chyba analizowała to co chciała powiedzieć dalej. - Wiesz jak było z ojcem. Na początku było wspaniale, ale potem się zmienił. Bardzo zmienił. Nie chciałam od niego odchodzić, bo go kochałam. A przez to nas zniszczył. Właśnie to była niebezpieczna miłość. - Widziałam jak w jej oczach zbierają się łzy. Pierwszy raz od jego śmierci poruszyła ten temat. Temat ojca. Kobieta przetarła łzy. - Ale teraz poznałam Petera. Przy nim czuję to samo co przy twoim ojcu. Ale wiem, że jego intencje są dobre. Czasem niebezpieczna miłość jest lepsza od tej stabilniej. Tylko musisz mieć pewność. - Pogłaskała mnie po ramieniu.
CZYTASZ
Constellation of Desire #1 [ZAKOŃCZONE]
Romance„ Jesteś moją najjaśniejszą z gwiazd Stello" Pierwsza część dylogii Constellation. Psycholog i jego pacjentka.. Brzmi ciekawie? 17 letnia Stella Palmer przeżyła koszmar w postaci jej ojca. Od jego śmierci minęło niecałe 3 miesiące, a Stella musi...