27. Układ

712 34 53
                                    

ASTER

Ona mnie kocha. Stella Palmer właśnie powiedziała, że mnie pokochała. Czułem się spełniony. Miałem kobietę, na którą czekałem rok. Była moim marzeniem, a teraz się spełniło. Ta Gwiazdeczka w końcu świeciła najjaśniej tylko dla mnie.

- Cóż za wyznania tutaj padły. - zaśmiał się ojciec.

Spojrzałem na niego gniewnie.

- Możesz się zamknąć? - spytałem.

Mężczyzna parsknął gorzkim śmiechem.

- Wiesz, że musisz wrócić. Mieliśmy umowę, możesz tu być jeśli twoja kariera będzie szła dobrze, a przy twoim boku będzie Amber. - przypomniał.

- Nic nie muszę. Napewno ty nie będziesz mi rozkazywać. Poza tym zabiłeś ją. - Wskazałem na trupa Amber.

Ojciec podszedł do niej i kopnął jej ciało gdzieś daleko. Nie powiem, że ten widok mnie nie satysfakcjonował, ale kopanie czyjegoś ciała było nie na miejscu. Ten człowiek nawet szacunku do zmarłych nie miał.

- I tak była do niczego. - Wzruszył ramionami. - Ale Stella...

- Nawet nie wypowiadaj jej imienia! - Uniosłem ostrzegawczo palec.

Nic sobie z tego nie robił. Chodził jak król i dalej stawiał kolejne karty na stół.

- Mógłbyś zabrać ją do Hiszpanii. Nie byłbyś prawą ręką, a szefem. Mielibyście ułożone życie.

- Ułożone życie wokół trupów i brudnej kasy? - parsknąłem.

- Wiesz, że to nie tak działa. - przypomniał.

- U ciebie tak. Wycierasz sobie mordę biednymi dzieciakami!

Patrząc na tego człowieka czułem tylko obrzydzenie. Nic więcej. Po siedmiu latach nadal ani trochę się nie zmienił. Potrzebował maszynki do zarabiania pieniędzy i do... zabijania.

- Jeśli nie chcesz tak, to postawię sprawę inaczej. - powiedział tajemniczo.

- Słucham. - Zachęciłem go, by mówił dalej.

Zrobił krok w moją stronę. Spojrzał mi głęboko w oczy. Nie czułem w nim ojca, a zwykłego potwora.

- Wracasz do Hiszpanii, albo zabiję Stelle. - powiedział obojętnie.

Złość we mnie zawrzała. Zacisnąłem mocno szczękę i ruszyłem na ojca. Gdy już chciałem wymierzyć uderzenie, jeden z ochroniarzy mnie zatrzymał. Drugi dołączył i wspólnie trzymali mnie w bezpieczniej odległości od mężczyzny. Próbowałem się wyrwać, ale to było na nic, ponieważ poczułem przy mojej skroni pistolet. Własny ojciec patrzał na to jak stoję pod ostrzałem..

- To jak? Pozwolisz swojej Gwiazdeczce zginąć? - Miał niezły ubaw z tej całej jego chorej gry.

- Nie zostawię jej! - wykrzyczałem.

Ojciec podszedł do mnie i pokazał mi nagranie na telefonie. Przedstawiało one dwójkę mężczyzn, którzy stali przed domem Stelli. Przez okno było widać jak wszyscy wspólnie siedzą w salonie. Każdy był narażony na niebezpieczeństwo. Nagle mężczyżni wyciągnęli spluwy.

- Wyjeżdżasz, albo oni zaraz wpadną do środka i dobrze wiesz co zrobią. - Postawił mu ultimatum.

- Jeden.. - Zaczął odliczać.

Mężczyźni skierowali broń w okno domu Stelli.

- Dwa...

Zrobili krok do drzwi.

- I...

Musiałem się zgodzić. On nie kłamał. Pozwoliłby każdemu zginąć. W domu stałaby się krwawa rzeź, a ja straciłbym każdego, kto był w środku. Łącznie z Dominicem, Daisy i Stellą. Decyzja zapadła.

- Wyjadę! - Złamałem w tym momencie wszystkie obietnice, które złożyłem Stelli.

Na twarz ojca wpłynął uśmiech satysfakcji. Mężczyźni na nagraniu odeszli spod domu. Nie było już zagrożenia. Obroniłem ich za ceną mojej wolności. Znów miałem wkroczyć do świata pełnego krwi i kłamstw. Znów miałem zostać niewolnikiem i zabójcą..

- Za godzinę wyjeżdżamy. Możesz się pożegnać. - Chociaż to pozwolił mi zrobić..

Nie chciałem się żegnać z Stellą. Nie chciałem patrzeć na jej łzy. Musiałem zrobić to inaczej. Może byłem tchórzem, ale nie wyobrażałem sobie spojrzeć jej w oczy wiedząc, że to jest nasz ostatni raz. Wolałem, by mnie znienawidziła... Musiała o mnie zapomnieć, bo ja już wiedziałem. Ja już nigdy nie wrócę..

Wyciągnąłem telefon i napisałem do Dominica. Obarczyłem go dużym zadaniem, ale to było konieczne. Ktoś musiał jej to przekazać. Po pięciu minutach przyjaciel podjechał pod hotel. Wkurwiony wypadł z samochodu. On już wiedział..

- Cię chyba pojebało, że wyjedziesz! - Zaczął mną szarpać.

Nie miałem nawet siły się wyrwać. Trwałem jak w amoku.

- Muszę.. - szepnąłem.

- Bo?! Czym ten idiota ci groził?! - Domagał się wyjaśnień.

Słowa ledwo chciały przejść mi przez usta.

- Że zabije Stelle. - wydusiłem.

Dominic odrazu pobladł. Nerwowo chodził w kółko i łapał się za głowę. Sam nie wiedział co robić. Nikt z nas nie wiedział, bo nie dostaliśmy innych opcji.

- Dominic, obiecaj mi, że się nią zaopiekujesz. - poprosiłem.

- Kurwa! To ty powinieneś być przy niej być! Ty wyobrażasz sobie, co ta dziewczyna będzie czuć?! - On nawet nie wiedział, jak zdawałem sobie z tego sprawę.

- Proszę, ja ją kocham. Musisz ją pilnować. - Patrzałem na niego błagalnym wzrokiem.

Dominic pokręcił głową, po czym wpadł w moje ramiona. Wypłakiwałem się w ramię przyjaciela. Czułem się bezsilny. Nic nie mogłem zrobić. Wszystko zostało mi odebrane. Wolność, życie i moja miłość..

- Wyciągnę cię z tego. - obiecał.

Oderwałem się od niego i ostatni raz spojrzałem mu w oczy.

- Powiedz jej, że wyjechałem z własnej woli. - poprosiłem.

- Nie ma takiej opcji! - zaprotestował.

- Dominic, ona nie może za mną tęsknić. Zrób coś, by mnie znienawidziła.

Mężczyzna pokiwał głową. Wymieniliśmy ostatnie spojrzenie, a ja odszedłem w kierunku hotelu. Zostawiłem wszystko na czym mi zależało. Wszystkie obietnice złamałem. Byłem potworem. Nigdy na nią nie zasługiwałem. Chciałem poukładać ją w całość, a tylko rozwaliłem ją na kawałki. Zniszczyłem Stelle Palmer...

Jeśli Dominicowi uda się mnie uratować, to zadzwonię do niej za parę lat, by została moją żoną i matką moich dzieci. Wszystko naprawię. Narazie nie było nam to dane. W innym życiu stworzymy własną konstelacje.

Constellation of Desire #1  [ZAKOŃCZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz