23. Nowy Plan

4 0 0
                                    

Sascha kopała butem wszystkie kamienie napotkane na jezdni.
Była od ponad kwadransu wściekał na samą siebie o to , co się wydarzyło. A szły drogą przez las.

Abby, która szła za nią, milczała. Jeżeli by co kolwiek rzekła, to albo oberwała by słowami lub może by ją uspokoiła. Ale drugą opcję pozostawia zostawić na później.

Następny kopniak poleciał w stronę drzewa. Dziewczyna uderzyła tak, że zaczęła skakać na jednej nodz z bólu.

- Ugh! Przeklęte drzewa!- Krzykła.

- Sascha, co się Dziwisz, skoro uderzyłaś o pień? A przy okazji, pod wpływem nerwów nie myślisz logicznie.

- Że ja? Wypraszam sobie, lecz gdy trzeba się ratować z sytuacji, to nawet w nerwach logicznie umiem myśleć. - wysyczała za zębów. - Wojna między nami się dopiero rozkręca. - dorzuciła po krótkim milczeniu.

Stanęła ponownie na nogach. Jeszcze stopa bolała, lecz nie tak bardzo, jak wcześniej.

Zasiadła na pobliskiej skalę. Schował swe czoło pod ręką i zamyśliła się.

Abby podeszła do zamyślonej dziewczyny. Robiąc każdy wcześniej zanalizowany krok. Meksykanka spojrzała na nią. Była lekko zmartwiona.

- Sacha?- czternastolatka spojrzała na Abby.- Mogę co jakoś...pomóc?- wyszeptała

- Ktoś po ciebie przyjedzie?- odpowiedział półgłosem.

- Poszłyśmy bez niczyjej wiedzy. I telefonu zapomniałam.

- Znasz numer ?

- Ja sekretarką nie jestem....- wymamrotała.

Sacha przekręciła oczami. Już mogła dawno zrobić zagładę, lecz podtrzymać się musiała. Chciała coś powiedzieć, lecz gdy tylko otwarła buzię, to odrazu ją zamknęła. Nie chciała już dyskutować na temat jej planów.
Ale się odezwała:

- A przypadkiem nie masz swego ochroniarza?

- W zasadzie to mam, lecz do dupy mnie pilnuję.

- A jak się zwie?

- Crosshairs. To ten zielony autobot.

- Co można się po nim spodziewać...- zaczęła, stanęła obok kamienia, opierając się ręką -...już widząc go, on się nie nadaje na niańkę.

Abby rozumiała dokładnie, co ona mówi. Zdawała także sobie sprawę, że jej opiekun, jest totalnym kretynem. Jak i idiotą.

Zasiadła na ziemi obok niej. Bolały już ją od stania w jednym miejscu. Oparła swój podbródek o rękę i tak siedziała. Kilka samochodów, przejechało obok nich. Dwóch kierowców, się zatrzymało i się spytało ,,czy potrzebują podwózki", na co one zaprzeczały.

Poraz kolejny, jakiś samochód zatrzymał się przed dziewczynami. Gdy usłyszał , jak szyba się zasuwa, miały krzyknąć na kierowcę w odpowiedzi wielkie ,,nie", lecz wtedy Abby odwróciła swój wzrok znad asfaltu i spojrzała na pojazd.

Okazał się to Bumblebee, który życzliwie czekał na nie. Abby uratowana, że nie będzie musiała tak tkwić, stanela i zasiadła na tylnim siedzeniu. Z Saschą, było jednak inaczej. Nie wsiadła nawet, gdy odwróciła wzrok na Camaro. Odwróciła jedynie oburzoną twarz na bok.

- Sacha, Lenox chciał, abyś przyjechała z nami.

- To niech mnie pocałuje w cztery litery.

- Mówił, że to dla ciebie mały prezent niespodzianka.

- Nie pójdę. Pozwólcie teraz, że zajdę pierwszo do miasta. - tym akcentem, ruszyła zgrabnym krokiem na północ.

Abby spojrzała na dziewczynę. Widać, że oburzona oraz, że plan nie wypalił. Zapieła pasy. Poklepała Bee po drzwiach i coś mu rzekła szeptem, po czym auto ruszyło przed siebie, skręcałając o 180° w drugą stronę.

Samochód rozpędzony jechał teraz prosto na Sasche. Dziewczyna zorientowała się dopiero, kiedy Camaro było o połowę drogi od niej. Dziewczyna, zawróciła i zaczęła biec. Na omleta nie chciała być rozjechana. Biegła tak, przez moment, a wtedy Camaro, rozłożyło się trochę. Ręką Bee, chwyciła dziewczynę i posadził ja na siedzeniu obok kierowcy. Autobot jeszcze zapiął pasy dla kolejnego pasażera, który w tym momencie krzyczał, jak by mu wyrywali włosy.

Sascha próbowała się na wszystkie sposoby się uwolnić, z ciasnych pasów. Targała się i rwała, nawet można było usłyszeć, japońskie teksty z jakiegoś anime.

Ale tak, czy owak, gdy tylko dojechali i mogła już wyjść, to się uparła, że zostanie w środku pojazdu. Ale nie na długo. Wystarczyło, że Abby wyszła, to transformował się oferując Dachy, twarde lądowanie na betonie. Dziewczyna przez to zdarła sobie łokieć.

Zdesperowana, sapneła i ruszyła w kierunku wyjścia. Nawet w tej chwili mogli ją zwolnić z pracy. Ona była przy swoim, jak nie raz go wypadało w jej życiu.

Próbując się oddalić, jakaś noga zasłoniła jej drogę. Furia w jej oczach rosła. Pominęła przeszkodzie kierując się do celu.

- Sascha, masz w tej chwili zatrzymać!- krzyknął z daleka głos szefa.- Bo ci pensję....

- A możesz mnie kurwa nawet wyjebać!- rykła nie odwracając wzroku.

Lenoxa zamurowało. Nawet ten sposób przekupu nie zadziałał.
Spojrzał na Hounda, który miał zablokować jej przejście. Bot tylko wzruszył ramionami. Lenox podbiegł truchcikiem i chwycił , ja za ramię. Dziewczyna wygięła jego palec i w momencie go powaliła.

- Dobra poddaje się! Chciałem ci powiedzieć o twej niespodziance. Ale nie chcesz najwyraźniej....

Sascha zmarszczyła brwi. Niespodzianka jej nie obchodziła. Musiała teraz się skupić na innym problemie. A mianowicie : Coś do stało z Optimusem.

Puściła mężczyzne, pozwalając mu, aby ten wstał. Sascha otrzepała i poprawiła niezgrabnie włosy.

Musi teraz grać grzeczną dziewczynkę.

- To jaka to niespodzianka?- spytała.

- Dowiesz się kiedy przeprosisz Optimusa!- rzekł, wstając z podłogi.

,,A ten wciąż swoje" przeleciało przez głowę. Sascha przewrocoal oczami. Nie będzie za żadne skarby nie przeprosi deceptikona...A może...?

- Dobra.

- Ty tak na prawdę?

- No! Trochę mnie poniosło, to fakt, ale trzeba siebie szanować. Co nie???

I bez słów poszła szukać ,,Optimusa". Abby, kyroa temu się przypatrywała, kilkakrotnie przecierała z niedowierzania oczy. Czy właśnie Sascha chciał przeprosić wroga?

Znalazłszy Optimusa, Sascha przeprosiła za swe zachowanie i obiecała, że tego nie powtórzy.

Wychodząc z bezbronna miną 14-stolatki pokierowała się do magazynku, gdzie tam była Abbyw dalszym szoku.

Widząc Sascha podbiegła do niej.

- Czy ty....

- Tak przeprosiłam go.

- Ale....

- Nie byłam szczera - tutaj wymachneła dwoma skrzyżowanymi palcami przed nosem czarnowłosej.

- A teraz pozwól, że pójdę się dowiedzieć, co to za niespodzianka.....- rzekła pogwizdując.

A znalazła Williama dopiero na poligonie, obserwującego żołnierzy. Stanęła obok niego.

- Obiecałeś.- rzekła.

Wiliam w duchu krzyczał ze strachu, lecz po jego mimice ciała nic nie było widać, że się przeraził.
Jedynie ros do uśmiechnął.

- Za tydzień.....





Transformers °Bumerang°Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz