•──•─•──•✦•──•─•──•
— Dobra robota, księżniczko. Oby tak dalej. — pochwaliła ją, Septa.
Maegelle uśmiechnęła się do starszej kobiety i spojrzała w dół na swoją pracę. Czerwone płatki kwiatu róży rozchodziły się na boki, rozchylając jego bujny kielich. Od kwiatu zaś, odchodziła pnąca, zielona łodyga, pokryta kolcami. Księżniczka skrzywiła się nieznacznie. Wiele osób uważało róże za symbol miłości i piękna, lecz dla niej kojarzyły się z próżnością i kłamstwem.
Pod niepozornym, pięknym kwiatem kryły się ostre kolce, gotowe zranić każdego, kto próbowałby go dotknąć. Maegelle często lubiła myśleć, że róże są jak ludzie. Z pozoru piękni na zewnątrz, lecz okrutni wewnątrz. Widok wyszytego przez nią kwiatu przypominał jej o tym niezmiennie. Tak jak róża nie chce nikogo zranić, nieświadomie mogła to uczynić.
Ciąża Rhaenyry chyliła się coraz bliżej ku końcowi, tak samo, jak zainteresowanie Viserysa jego najmłodszą córką. Maegelle była wyrozumiała względem swojego ojca. Była świadoma tego z jakimi skutkami może wiązać się wydanie dziecka na świat i rozumiała obawę króla o swoją najstarszą córkę.
Mimo swojego młodego wieku i filigranowej postury, Maegelle nie była taka niedoedukowana, za jaką ją wszyscy brali. Jej niski wzrost i niepozorna sylwetka pozwalały jej przemieszczać się po korytarzach Twierdzy niezauważoną, co wielokrotnie umożliwiało jej podsłuchiwanie rozmów służby. Nieraz usłyszała opowieści o poprzedniej żonie swojego ojca oraz matce Rhaenyry, królowej Aemmie, i o okrutnym losie, jaki ją spotkał. Maegelle, więc nie dziwiła się zachowaniu króla oraz temu, że chciał spędzać więcej czasu z pierworodną, ale nie kosztem reszty swoich dzieci.
Maegelle kochała swojego ojca całym sercem i myślała, że to uczucie jest równie, co nie mocniej odwzajemnione przez króla. Niestety, ku jej rozczarowaniu, Viserys ostatnimi czasy tego nie okazywał.
Maegelle lubiła uwagę, nie mogła temu zaprzeczyć, lecz przede wszystkim lubiła adorację ze strony swoich bliskich. Nie znosiła, kiedy ktoś ją olewał, tak samo, gdy coś szło po nie jej myśli. Myśl o tym, że jej ojciec mógłby porzucić ją na rzecz swojej pierworodnej, przerażała ją. Obawiała się, że dosięgnie ją taki samy los, jak resztę jej rodzeństwa. A ona tego bardzo nie chciała.
Chciała zwrócić znów uwagę króla na siebie. Miała ochotę krzyknąć, by ten posłał ponownie w jej stronę swoje łagodne, kochające spojrzenie. Pragnęła raz jeszcze wsłuchiwać się w jego zawiłe historie, które opowiadał jej już setki razy. Chciała znów znaleźć się u boku swojego ojca, jako jego córka, a nie ktoś obcy.
Maegelle westchnęła smętnie. Odsunęła od siebie haft na bok i spojrzała w stronę okna, za którym słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Rzuciła krótkie spojrzenie w stronę Helaeny, która z uwagą wpatrywała się w swoją pracę, staranie sunąc igłą z nicią po materiale. W połowie wyszyty wzór w kształcie motyla, wydawał jej się w pewien sposób niepokojący. Dziewczyna sama nie była pewna dlaczego, ale czuła względem tego niepokój. Zimny dreszcz przeszedł wzdłuż jej kręgosłupa. Oczy księżniczki bezwładnie przebiegły spojrzeniem wzdłuż ściegu. Owad wyszyty przez jej starszą siostrę na pozór wydawał się być normalny, ale pewne mankamenty, takie jak chociażby nadłamane skrzydło, wprawiały ją w pewien sposób w lęk.
CZYTASZ
FAITH | AEMOND TARGARYEN
FanfictionAlicent Hightower zwykła mawiać, że jej córka Maegelle została jej zesłana jako prawdziwy anioł przez samych Siedmiu. Z trochę pulchnymi, różanymi policzkami, delikatnymi rysami i malinowymi ustami, dziewczynka potrafiła oczarować każdego, kiedy tyl...