(Nie)moralna propozycja

165 33 1
                                    

Dawid wciąż stał nieruchomo, zastanawiając się jakim cudem wszystkie jego plany na dzisiejszy wieczór trafił szlag. Zamiast eleganckiej kolacji, zjedli belgijskie frytki z tłustym sosem w zwykłym barze. Zamiast flirtu i szampana, ona tańczyła przy muzyce ulicznej kapeli, w dodatku na bosaka. A na sam koniec zostanie z pewnością zaciągnięty do uroczej kafejki, gdzie będzie musiał wypić gorącą czekoladę, której nie znosi, podczas gdy zaplanował wieczór w klubie i prawdziwą orgię...

Dlaczego na to się godził? Robiła z nim wszystko co chciała. A on, nawet jeśli protestował, to zbyt słabo i anemicznie, by przyniosło to jakiekolwiek rezultaty.

Na dodatek... zaczynało mu się to podobać! Cholernie podobać!

Ilona nie miała bladego pojęcia o wnioskach do jakich doszedł, widziała za to szeroki uśmiech i kiełkujący powoli podziw w zielonych, dotąd tak pełnych arogancji, oczach. Widziała, jak wraz z innymi bije brawo, a jego twarz wypogadza się i przestała przypominać odpychającą maskę. Mętnie pomyślała, że małe cuda czasem się zdarzają. Roześmiała się i wyrzuciła ramiona w górę. Chwilę później stała tuż obok Dawida, opierając obie dłonie na jego torsie.

– I jak? – zapytała, wciąż rozpromieniona.

– Jesteś kompletną wariatką – odparł z szerokim, szczerym uśmiechem. Tym razem nie tylko dotarł on do jego oczu, ale odmienił całą twarz, pokazał zupełnie innego człowieka. A kiedy objął ją i pochyliwszy się, pocałował, to był wyjątkowo czuły i delikatny pocałunek. Pieszczota warg, nieśmiała wymiana oddechu.

– Ale zaczynam cię lubić – dodał, patrząc na zarumieniona policzki Ilony. Po raz pierwszy widział w jej oczach zachwyt, a pochlebiło mu to znacznie bardziej niż podziw w oczach jakiejkolwiek innej kobiety.

– I pójdziesz ze mną na czekoladę?

– Pójdę. Zresztą wątpię, czy sprzeciw cokolwiek by dał?

– Masz rację. Nic by nie dał. Muszę włożyć buty – westchnęła. – Odwykłam od obcasów.

– W takim razie... – nie pytając się o pozwolenie, uniósł ją w górę. Była najwyraźniej zdumiona.

– Co robisz?

– Zaniosę cię. Trzymaj tylko swoje buty i powiedz, gdzie mam się kierować.

– Zaniesiesz?

– Lekka jesteś pomimo tych pożeranych kilogramami cukierków.

Zaczęła się śmiać. Objęła go za szyję i położyła głowę na ramieniu.

– W takim razie mój rycerzu, prosto, pierwsza uliczka w prawo, i trzecia knajpka na lewo. – Znów miała lekko kpiący głos. Ale tym razem go to nie złościło.

Już nie.

Nie zmieszał się również, widząc zdumiony wzrok mijających ich ludzi. Wrodzona arogancja pozwoliła mu je zlekceważyć. W tym momencie liczyła się dla niego tylko jedna rzecz, jedna osoba. A tę trzymał właśnie w ramionach, czując jak wargami delikatnie błądzi po jego szyi.

– Jeszcze chwila i będę tak napalony, że zaciągnę cię w obojętnie którą, pobliską bramę – zagroził rozweselonym głosem.

– Dobrze, już dobrze – spojrzała na niego figlarnie.

– To tutaj? – spytał, gdy stanęli przed malutkim, urokliwym lokalem, z którego dobiegały dźwięki lirycznej muzyki.

– Tak.

Postawił ją, a później zabrał z rąk buty i ukląkł.

– No dalej kopciuszku, dawaj nóżki.

– Coraz bardziej mnie zaskakujesz.

W moim sercu, w twojej głowieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz