31. Na dachu

84 11 13
                                    

Kolejne kilka dni poświęcone były nic nie wnoszącym do całej sprawy wojny spotkaniom. Tak przynajmniej było w oczach Dazaia i Ranpo, którzy ten czas woleliby przeznaczyć na inne rzeczy związane z układaniem strategii. Żadnego z nich nie interesowało przygotowanie ludzi na wojnę, ani tym bardziej rozmowy z japońskim rządem, którego przekonanie, iż nadchodzi niebezpieczeństwo, początkowo graniczyło z cudem. Politycy mieli swoje racje, a fakt, że Portowa Mafia brała udział w całym przedsięwzięciu, sprawiał iż w ich umysłach zapalały się czerwone lampki. Nie żeby to kogokolwiek dziwiło, lecz zarzuty jakby był to przekręt, były co najmniej śmieszne, gdyż ani mafia, ani Zbrojna Agencja Detektywistyczna nawet nie wspomniały o pieniądzach, a tym bardziej o władzy, którą politycy mogliby stracić. Ludzie byli naprawdę męczący... Osamu miał ich szczerze dosyć, a to wszystko było dopiero początkiem. Szatyn był tym naprawdę zmęczony, dlatego po ponad tygodniu męczarni, ten jeden raz postanowił sobie odpuścić spotkanie. Może było to nieco nierozważne, ale jednocześnie niezwykle potrzebne jego psychice, która wołała o choć chwilę spokoju. Ten wieczór postanowił zrobić sobie wolny. Zanim jednak udał się na odpoczynek, poprosił swojego chłopaka, aby ten później zdał mu relację z zebrania. Gdy ten się zgodził, udał się na dach jednego z wieżowców należących do Portowej Mafii. Tylko tutaj dziś panowała cisza. Tylko w te miejsce nie docierały dźwięki miasta, ani krzyki polityków, którzy wykłócali się z Morim i Fukuzawą o swoje racje.

Dach był oświetlony tylko kilkoma lampami. Znajdowało się na nim lądowisko dla helikopterów. Nic poza tym. Szatyn przespacerował się po wielkiej literze ,,H" namalowanej na betonie, czy czymkolwiek innym czym pokryty był dach. Nie znał się na tym i jakoś nieszczególnie chciał zaśmiecać sobie tym głowę, mimo że miał tendencję do zapamiętywania informacji zbędnych. Rozejrzał się. W jednym z rogów dachu znajdowała się mała góra śniegu, którą stworzyli ludzie odpowiedzialni za porządek w budynku. Wskazywało na to, że zgarnęli śnieg niedawno, aby oczyścić dach na noc, w razie gdyby komuś zachciało się lotów helikopterem. Uśmiechnął się pod nosem. Nie chciał, ale mimo to przypomniał mu się film, w którym facet zabrał swoją dziewczynę na lot, tak w ramach randki. To był naprawdę okropny seans, ale sama wizja takiej propozycji spędzenia czasu była ciekawa i możliwa do zorganizowania. Tylko czy Chuuyi spodobała by się taka randka? Musiał się nad tym zastanowić.

Przeszedł na kraniec dachu, po czym przespacerował się po krawędzi. Mógł stracić równowagę, ale ufał swoim umiejętnością trzymania pionu. Szybko jednak usiadła, spuszczając nogi z krawędzi. Gdyby teraz skoczył... nie musiałby użerać się z politykami i tą całą wojną. Miałby spokój. Niekoniecznie święty, ale spokój... Zdawał sobie sprawę, że trafiłby do piekła, jeśli ono w ogóle istniało. Przyjąłby taki los, lecz nie teraz. Śmierć aktualnie nie do końca była mu na rękę. Chuuya by się wściekł, gdyby skoczył w jej objęcia. Oskarżyły by go o zdradę, a tego szatyn by nie zniósł. W końcu obiecał rudzielcowi, że już go nie zrani. Zapewniał, że zostanie przy nim, choćby miało go to kosztować wszystko, co osiągnął do tej pory. Chociaż... czy osiągnął cokolwiek? Rozwiązał kilka spraw, nie pozostawiając po sobie trupów, jednak nie było to jakieś wielkie osiągnięcie. Przynajmniej nie dla społeczeństwa. Choć z jego perspektywy było to naprawdę wiele. Kiedy należał jeszcze do Portowej Mafii, ciągnęła się za nim rzeka martwych ciał, która nie miała dna ani końca. Miała jednak swój początek. Szatyn nim był. ,,Demoniczne cudo Portowej Mafii", które grzeszyło nie tylko intelektem, ale również samym swoim istnieniem. Westchnął. Nie chciał do tego wracać, ale miał wrażenie, iż przeszłość coraz bardziej go dogania. Im więcej czasu spędzał w towarzystwie mafiozów, tym bardziej czuł przynależność do nich. Zapierał się rękami i nogami, aby nie wrócić do nich, a tym bardziej do tego co było. Nie chciał już być blisko śmierci w taki sposób, w jaki był wtedy. Nie chciał zawieść Odasaku.

Gdy śnieg przykrywa ulice (Bungou Stray Dogs - Sokukoku) //FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz