Rozdział 11.2

18 1 0
                                    

Jimin żałował swoich decyzji. Nie chciał stracić Taehyunga. Przerzucając kartony w magazynie myślał o nim. Układał towar na półkach w sklepie i zastanawiał się nad tym co robił Taehyung. Widział go w tym dopasowanym mundurze, stojącego przy drodze z tym pozbawionym uczuć wyrazem twarzy. Zamykał oczy i widział jego ciemne spojrzenie, czuł jego dotyk na swojej nagiej skórze i ciepło jego dużego, silnego ciała. Miał go tak blisko siebie, a zarazem tak daleko. Kochał go, nawet jeśli nie chciał się do tego przyznać.

Po północy wyszedł ze sklepu. Schował zarobione pieniądze do kieszeni spodni i ruszył w stronę samochodu. Gęste smugi deszczu momentalnie doprowadziły jego ubrania do kompletnego przemoczenia. Niemal czuł krople deszczu uderzające o jego nagie ramiona. Włosy przyklejały się do czoła, zasłaniały i tak słaby widok. Nie widział zbyt wiele, ale gdy nagle oślepiły go światła samochodu gwałtownie odskoczył od miejsca, na które chciał dopiero wejść. Głośny klakson samochodu praktycznie ucichł w jego uszach, ale gdy auto odjechało, Jimin wrócił do rzeczywistości. Pokręcił głową, ruszył dalej, tym razem lepiej się rozglądając. Jego serce biło nienaturalnie szybko przez strach, który poczuł.

Dopiero, gdy usiadł za kierownicą poczuł się bezpiecznie. Chciał wrócić do Taehyunga i znowu mocno się do niego przytulić. Pocałować go i przeprosić za swoje przypuszczenia. Nawet jeśli go zdradzał, czy to nie było lepsze niż samotność? Wszystko było lepsze niż samotne spędzanie każdej nocy w otoczeniu zagrożenia, w mieszkaniu, w którym nie było bezpieczeństwa, ani nic co tylko charakteryzowało normalny dom.

Wolał być jednym z wielu, ale przy osobie, którą on sam kochał. Tyle mu wystarczyło, ale duma mu na to nie pozwalała. Nie chciał się tak upokorzyć.

Ruszył w stronę domu Namjoona. Musiał go przeprosić, czy tego chciał czy nie chciał, musiał spać u niego, bo innej opcji nie miał. Poza tym musiał raz na zawsze zapomnieć o Taehyungu, a najlepszym sposobem był powrót do rzeczywistości, tej której nie chciał już znać.

Musiał wiele, ale nie chciał większości z tych rzeczy.

Zatrzymał samochód przed bramą. Wyszedł na zewnątrz i szybkim krokiem pokonał odległość dzielącą go od drzwi domu Namjoona. Nacisnął na dzwonek i wszedł do środka. Przyzwyczaił się do tego i kompletnie nie pomyślał o tym, że Namjoon mógł się z kimś spotkać.

— Namjoon? — zapytał dość cicho. Zamknął za sobą drzwi i przekręcił klucz. Wolał mieć pewność, że Namjoon będzie tylko jego i dla niego. — Jesteś tutaj hyung?

Ruszył do jego sypialni. Na szczęście pomieszczenie było puste. Zmarszczył brwi i już chciał wrócić do salonu, gdy usłyszał skrzypniecie podłogi.

— Co tu robisz Jiminnie? — Niski głos Namjoona tuż za jego plecami, sprawił, że chłopak mocno się wzdrygnął i gwałtownie odwrócił w jego stronę.

Odetchnął z ulgą, gdy ich spojrzenia się przecięły.

— Przyjechałem do ciebie — odpowiedział najbardziej oczywistym zdaniem jakie tylko mógł wykorzystać. — Przepraszam, że nie dzwoniłem, ale...

— Taehyung cię nie chcę, więc wróciłeś do mnie? — zapytał retorycznie, bo doskonale znał odpowiedź na to pytanie. — Mogłem się tego spodziewać.

— Sam z nim zerwałem — odpowiedział z powagą, czym zaskoczył Namjoona. Starszy spojrzał na niego trochę niepewnie, jakby nie do końca wierzył w jego słowa.

— Jak mam to odebrać? — Zmarszczył brwi. — Nasz układ znowu jest aktualny?

— Tak — odparł bez wahania, chociaż wcale tego nie chciał. Nie potrafił spojrzeć na Namjoona tak jak kiedyś. Widział w nim przyjaciela, chłopaka, z którym spędzał wiele czasu, ale nigdy nie doszło między nimi do czegoś więcej, nie było między nimi miłości, a te kilkanaście, może kilkadziesiąt wspólnych nocy nic nie znaczyło.

All my rainy days BTS vminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz